PublicystykaPo masakrze w Las Vegas. Kazimierz Turaliński: Jak zmieniłem zdanie na temat powszechnego dostępu broni dla Polaków?

Po masakrze w Las Vegas. Kazimierz Turaliński: Jak zmieniłem zdanie na temat powszechnego dostępu broni dla Polaków?

Po masakrze w Las Vegas. Kazimierz Turaliński: Jak zmieniłem zdanie na temat powszechnego dostępu broni dla Polaków?
Źródło zdjęć: © East News
03.10.2017 15:20, aktualizacja: 04.10.2017 11:47

W Las Vegas zginęło 58 osób, a 500 zostało rannych. Zwolennicy liberalizacji prawa dostępu do broni palnej nawet tę masakrę potrafią przedstawić jako argument za powszechnym uzbrojeniem. Na forach internetowych nie brak głosów, że gdyby tylko któraś z ofiar miała pistolet, to bez trudu zastrzeliłaby szaleńca... Nie wiem, jakie doświadczenie strzeleckie za tym przemawia, gdyż trafienie z poziomu ulicy człowieka strzelającego nocą z ciemnego okna na 32 piętrze nie jest możliwe z broni palnej krótkiej, a chyba nikt nie spaceruje po mieście z karabinem wyborowym wyposażonym w celownik noktowizyjny.

Przez wiele lat sam byłem zwolennikiem liberalizacji. Nabrałem jednak poważnych wątpliwości po dłuższych kontaktach ze środowiskami lobbującymi za takim rozwiązaniem. Rozsądne centrum to w nich znikomy odsetek. Reszta dzieli się na ludzi nienawidzących Rosjan i gotujących się do wojny partyzanckiej z agresorem ze Wschodu oraz na tych, którzy marzą o pojedynku z islamskimi terrorystami. Za prawem szerszego dostępu do broni przemawia wiele rozsądnych argumentów, lecz dziś najgłośniej słychać te z kategorii ad absurdum. Niestety, zyskały one poparcie populistycznych polityków.

Argument z anegdoty

Argumentem często podnoszonym na rzecz skrajnej liberalizacji przepisów bywa anegdota opisująca rzekomą rozmowę reprezentantów III Rzeszy i Szwajcarii, w której na pytanie o to, co zrobiliby Szwajcarzy w razie hitlerowskiej inwazji, pada odpowiedź: każdy z naszych obywateli strzeliłby dwa razy i wojna by się skończyła. To bardzo naiwne i niemające nic wspólnego ze sztuką wojenną podejście. Być może faktycznie tak wyglądałaby wojna, gdyby operacje wojskowe przybierały karykaturalną postać kowbojskich pojedynków "jeden na jednego" w konwencji spaghetti westernów. W prawdziwym świecie armia nie nadciąga pieszo i nie stoi biernie w czasie ostrzału.

Cywile całymi rodzinami strzelający z okien swoich domów do wroga to wizja romantyczna, ale mająca finał identyczny jak Powstanie Warszawskie. W taki budynek skierowana zostanie lufa czołgu i wszyscy mieszkający w nim ludzie (włącznie z dziećmi) oraz cały ich dobytek w jednej sekundzie przestaną istnieć. Na większe oddziały pospolitego ruszenia wysłane zostanie lotnictwo, siły pancerne i np. Specnaz. Skutkiem tego będą zniszczone miasta i niemożliwy do odtworzenia ubytek biologiczny narodu, a zysk to spalona ziemia. Drobne straty u wroga mogą mieć sens tylko w przypadku toczenia walk z niektórymi demokratycznymi państwami zachodnimi, w których tolerancja dla ponoszenia ofiar jest znikoma, a protesty niezadowolonych obywateli mogą wymusić zaprzestanie ofensywy.

Oczekiwanie tego samego po np. Moskwie to dowód braku wiedzy na temat mentalności Rosjan. Tam życie żołnierza znaczy niewiele i podbicie państwa kosztem 50 tys. zabitych poborowych to niska cena. To samo tyczy się działalności o charakterze terrorystycznym uderzającej w okupanta. III Rzesza nie wycofała się z Polski z powodu zamachów na dowódcę SS Franza Kutscherę czy konfidentów GESTAPO. Rozstrzygnął marsz wielkich armii - z Zachodu Amerykanów, ze Wschodu Sowietów. Tych ostatnich nie przerazili nasi Żołnierze Wyklęci i zostali nad Wisłą aż do 1993 roku. Nasyłając cywilów na wroga, godzimy się z ich bezsensowną śmiercią. Argument militarny upada, zwłaszcza że pierwsze co zrobi hipotetyczny okupant, to zabezpieczy bazy danych i dotrze do posiadaczy legalnej broni, nie posłuży więc ona do konspiracyjnie organizowanego powstania.

Polscy politycy oderwani od rzeczywistości

Oderwanie polityków od rzeczywistości przejawia też wizja zwiększenia bezpieczeństwa publicznego. Projekt ustawy poparty przez posłów Kukiz'15 i PiS wyklucza udzielenie pozwolenia na broń palną jedynie osobom karanym i ze zdiagnozowanymi zaburzeniami psychiatrycznymi. Co to oznacza? 90 proc. mieszkańców owianego złą sławą Wołomina będzie mogło legalnie nabyć Glocka.

Mam sąsiada furiata. Zachowuje on agresywną postawę, lecz nie cierpi na żadną chorobę psychiczną, więc nawet nieobowiązkowe w myśl projektu ustawy badania psychiatryczne przejdzie bez trudu. Pomimo częstego uczestnictwa w ulicznych bójkach, które sam prowokuje, nigdy nie został za nic skazany. Wielki zwolennik liberalizacji... Czy broń w jego rękach to dobry pomysł? Ktoś się łudzi, że nosząc pistolet w kaburze ten człowiek stanie się wzorem cnót obywatelskich? Oczywiście, że nie. Będzie jeszcze bardziej zuchwały, a jeśli noga mu się powinie i trafi na silniejszego, to najpewniej pod wpływem emocji sięgnie po pistolet, tak jak wcześniej zdarzało mu się sięgnąć po kamień czy butelkę. Uderzenie w plecy może nie wyrządzić większej krzywdy, ale każda rana postrzałowa (wbrew temu co widać na filmach) oznacza zagrożenie dla życia.

Takich agresywnych furiatów czekających na zmianę przepisów mamy setki tysięcy, a kto nie wierzy, ten niech odwiedzi liczne grupy tematyczne na Facebooku. Bez trudu spotka się z agresją słowną wymierzoną w tzw. hoplofobów, czyli osoby przeciwne liberalizacji. Jeśli uważnie się wczytamy, zauważymy też wrogość względem mniejszości i przechwałki, kto w jaki sposób i jak szybko "zdjąłby" terrorystę islamskiego. Nie mówimy tu o dzieciach z piaskownicy, tylko o dorosłych mężczyznach marzących o tym, by zabić człowieka... Takie osoby kategorycznie do posiadania broni się nie kwalifikują, ale nowa ustawa uzbroi je po zęby. Brak kryterium odpowiedniego stopnia dojrzałości i postawy prospołecznej to wielki błąd.

Broń przeciwko terrorystom?

Analizie poddać trzeba kolejną ideę upowszechnienia broni palnej, zgodnie z którą uzbrojony naród zdoła odeprzeć ataki (nieistniejących w Polsce) terrorystów. W rozumowaniu tym zachodzi jednak kluczowy błąd logiczny. Otóż, uzbrojenie narodu oznacza również łatwe uzbrojenie terrorystów czy zielonych ludzików. O ile bez żadnych wyjątków zezwolenie otrzyma typowy Jan, to również dostanie je i Muhammad czy Wania. Możliwość zakupu wielu sztuk broni pozwoli każdemu chętnemu na zapełnienie pokaźnej zbrojowni, czyli jedna osoba spełniająca kryteria ustawowe zdoła uzbroić całą komórkę terrorystyczną.

W Europie rzadko dochodzi do zamachów z użyciem broni na rzecz noży i aut, ponieważ jest ona trudno dostępna. Terroryści korzystają z tego, co znajduje się pod ręką. Gdy będą to karabinki KBK AK47, to zamiast ciężarówki użyty zostanie taki właśnie sprzęt. Socjalizm bohatersko walczył z problemami, które sam tworzył. Dziś chcemy w Polsce stworzyć środki do zwalczania zagrożenia, które tymi środkami wywołamy... Przeciętna liczba ofiar zamachu z wykorzystaniem noża lub pojazdu (poza Niceą i Berlinem) to kilka ofiar śmiertelnych, natomiast strzelaniny pociągają za sobą dużo krwawsze żniwo (1 stycznia 2017 Stambuł - 39 zabitych i 70 rannych, 13 listopada 2015 Paryż - 130 zabitych i 352 rannych, 12 czerwca 2016 Orlando - 49 zabitych i 53 rannych, 22 lipca 2011 Otoya – 69 zabitych i 110 rannych).

Czeka nas eskalacja

Kolejny pomijany aspekt to naturalna eskalacja - dostosowanie narzędzi przestępcy do tych stosowanych do odparcia jego ataku. Jeśli ofiara jest nieuzbrojona i słaba fizycznie - sprawcy wystarczą pięści. Jeśli jest sprawna - przewagę zapewnia nóż lub gazrurka. Jeśli może ona dysponować bronią palną – napastnik, aby zachować przewagę, również sięgnie po pistolet. Inne założenie sprowadzałoby świat przestępczy do intelektualnego poziomu Braci BE z kreskówek Disneya. Przestępca zawodowy działa racjonalnie i odpowiednio się przygotowuje. Niektórzy z pewnością zrezygnują kalkulując ryzyko, lecz na pewno nie wszyscy, a wtedy konsekwencje ulicznych napadów będą o wiele bardziej tragiczne niż obecnie. Stąd dzisiejsze statystyki policyjne ujawniające małą liczbę przestępstw z użyciem broni palnej nie są reprezentatywne dla przyszłej Polski, w której broni tej będzie o wiele więcej.

Obraz
© East News

Do tego dojdzie naturalny wzrost liczby zabójstw popełnianych pod wpływem silnych emocji z wykorzystaniem legalnie posiadanych pistoletów i rewolwerów oraz proporcjonalny spadek tych dokonywanych przy pomocy dziś wiodących narzędzi, w tym noży. Jedno narzędzie wyprze drugie - mniej efektowne. Są to tendencje naturalne, czego zwolennicy skrajnej liberalizacji nie dopuszczają do świadomości. I o ile w przypadku zamiany narzędzia zbrodni przełożenie na wyższą śmiertelność będzie znikome (łatwiej jednak zabić kulą kal. 44 niż bijąc sztachetą), to nasycenie rynku istotnie zmieni reguły gry.

Chce nam ukraść telefon? Zastrzelić go!

Warto tutaj powołać się na amerykańskie statystyki, z których wynika, że czterokrotnie częściej ofiarami śmiertelnych postrzeleń padają osoby, które same również posiadały broń. Powód jest prosty - przestępca dostrzega w nich zagrożenie, które musi zneutralizować, a skoro to on atakuje (sam wybiera cel, czas i miejsce) to zazwyczaj ma przewagę umożliwiającą mu w porę pociągnięcie za spust. Poza wybitnie zdegenerowanymi jednostkami złodziej rzadko zabija nieuzbrojonych ludzi. Dąży do zagarnięcia mienia a nie wyroku dożywocia.

Czy warto dla telefonu ryzykować życie sięgając do kabury? Zwolennicy liberalizacji powiedzą chórem gromkie: TAK! Osobiście uważam, że czasem lepiej odpuścić i zrezygnować ze strzelaniny, w której ucierpieć może zarówno napadnięty, jak i przypadkowi ludzie. Na filmach bohaterowie strzelają na ulicach miast a giną tylko bandyci. W prawdziwym świecie pociski rykoszetują i bez trudu przebijają ciało na wylot, po czym mogą śmiertelnie ranić przechodnia spacerującego sto metrów dalej. Prawo do skutecznej obrony jest ważne, ale nie mniej niż prawo innych ludzi do bezpieczeństwa w miejscach publicznych.

Fanka Vegi chce killera, nie kowboja

Kolejny populistyczny argument za wolną sprzedażą wszelkiej broni to broń czarnoprochowa, której Polacy kupili już kilkaset tys. egzemplarzy, a przestępstw z nią popełnia się jak na lekarstwo. Dlaczego? Ponieważ wielki mosiężny Colt z epoki dzikiego zachodu nie jest sprzętem poręcznym a hobbystycznym, w dodatku ładowanym nie nabojami scalonymi (proch i pocisk w łusce) a oddzielnie sypanym do komory czarnym prochem, potem kaszą manną, następnie z trudem wbijaną na siłę ołowianą kulą, na koniec zasmarowaną tłuszczem. Taki rewolwer pomimo dużej mocy obalającej nie jest "szpanerski". Tym żaden chuligan ze wspomnianego Wołomina nie zrobi wrażenia na dziewczynie zafascynowanej gangsterskimi filmami Patryka Vegi. Ona chce killera, a nie kowboja w kapeluszu z rodeo. W dodatku broń CP to drogi sport. W miarę dobry rewolwer to wydatek rzędu 2-3 tys. zł.

Tymczasem używanego poradzieckiego Makarova z duszą i charakterem można kupić już za 300 zł. Wygląda dobrze, mieści się w kieszeni dresu, a załadować go można w kilka sekund. Ignorowanie wpływu popkultury i motywacji osób z innych grup społecznych to grzech śmiertelny zwolenników skrajnej liberalizacji. Nie wyobrażają sobie tego, jak będą wyglądać blokowiska, w których zakup pistoletu przez jednego chuligana pociągnie za sobą konieczność identycznego dozbrojenia wszystkich okolicznych mieszkańców. Co się stanie, gdy dojdzie między nimi do kłótni zaprawionej kilkoma kroplami alkoholu? Nikt wtedy nie będzie myślał o konsekwencjach prawnych. W konfrontacji liczy się tylko tu i teraz. Inaczej wygląda osiedlowa bitwa, gdy jej uczestnicy mają do dyspozycji swoje pięści, a inaczej gdy niczym w Harlemie lub Bronxie także pistolety.

Łatwiejsze karanie sprawców?

Łatwe ukaranie sprawców to kolejny z argumentów za nasyceniem rynku legalną bronią. Otóż, od każdego z legalnie sprzedawanych w Polsce egzemplarzy przekazuje się do archiwów Wydziałów Postępowań Administracyjnych Komend Wojewódzkich Policji trzy odstrzelone z nich łuski. W policyjnych zbiorach zgromadzono ich już ponad milion. Na podstawie indywidualnych śladów kryminalistycznych (rys i zadrapań) pozostawianych przez m.in. grot iglicy, krawędzie komory nabojowej, pazur wyciągu i wyrzutnik łusek można powiązać każdą łuskę z bronią, z której została ona odstrzelona. W teorii powinno to umożliwiać natychmiastową identyfikację sprawcy przestępstwa dokonanego z legalnej broni palnej. W praktyce jest inaczej. Rzadko który przestępca pozostawia na miejscu zbrodni łuski, a w przypadku rewolwerów nie są one automatycznie wyrzucane z bębenka.

Nikt też przy sprzedaży nie zbiera pocisków, które można by potem porównać z tymi wyjętymi z ciał ofiar zabójstw. Stąd Laboratoria Kryminalistyczne korzystają z tych zbiorów incydentalnie, niekiedy w ciągu dekady kierują do nich tylko kilka zapytań. Automatyczny System Identyfikacji Broni ARSENAŁ nie gromadzi w postaci elektronicznej dostatecznej ilości danych do skutecznej identyfikacji odnalezionego pocisku, a nawet porównanie łuski bezpośrednio ze zbiorów (odnalezionej wśród miliona innych) z tą zabezpieczoną na miejscu przestępstwa może stworzyć poważne problemy, jeśli od zakupu broni upłynęło wiele lat a ta była intensywnie eksploatowana na strzelnicy. Sprawca może też celowo spolerować komorę, zmienić iglicę i naruszyć pazur wyciągu. Powiązanie śladów kryminalistycznych z narzędziem zbrodni wymaga wtedy bezpośredniego porównania z... wszystkimi znajdującymi się na danym terenie egzemplarzami broni danego rodzaju, co jest oczywiście niewykonalne. Śledztwo wcale nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać.

Ułatwienie Polakom dostępu do broni to błąd?

Uważam, że nie, ale zmiany należy wprowadzać w sposób ewolucyjny i z racjonalnych motywów, a nie pod wpływem fantazji stymulowanych filmami sensacyjnymi lub wojennymi. Warto zacząć od samej rejestracji pistoletów przeznaczonych do treningu strzeleckiego typu Margolin kal. 22LR, a także flobertów i broni czarnoprochowej na naboje scalone. Zaznaczyć trzeba, że już teraz nie ma problemów z uzyskaniem zezwolenia na broń do celów sportowych, warto byłoby jednak tak doprecyzować przepisy, by nie było już absolutnie żadnych wątpliwości kto broń w takim celu bezwzględnie posiadać może, a kto zezwolenia nie dostanie.

Podobnie w przypadku broni do ochrony osobistej i miru domowego. Przy czym podstawą jej posiadania nie może być sama pełnoletność i niekaralność, a też nie powinna przekreślać zezwolenia karalność za drobne występki (typu pomówienia czy naruszenia przepisów o rachunkowości). Aby nie nadużywano "sportowej" drogi, zezwolenie do takich celów powinno ograniczać przenoszenie wyłącznie do trasy z domu na strzelnicę w stanie rozładowanym. Obserwacja skutków takiej ewolucyjnej liberalizacji pozwoli podjąć rozsądną decyzję, co robić dalej - czy rozszerzać krąg osób uzbrojonych, czy ograniczać.

Garść podpowiedzi dla miłośników broni

Jeśli zależy wam na szerokim poparciu społecznym dla swojej inicjatywy to przestańcie nazywać adwersarzy "hoplofobami". Sprowadzacie tym dyskusję do poziomu utarczek z piaskownicy, z czym nikt poważny nie chce mieć nic do czynienia. Odsuńcie od głosu tych, którzy najgłośniej krzyczą - np. Andrzeja Turczyna, który przemawiać potrafi tylko do już przekonanych, a całą resztę utwierdza w przekonaniu na "nie". Czytając słowa orędowników liberalizacji (np. o nieuzbrojonym "bydle idącym na rzeź") przeciętny obywatel odnosi wrażenie, że oni żyją w stanie urojonej totalnej wojny i za każdym rogiem czyhają na nich śmiertelne zagrożenia. Tym samym nie może ich traktować poważnie, ponieważ spaceruje na co dzień tymi samymi ulicami i widzi zupełnie inny świat. Pamiętajcie, że to nie szafowanie sensacją i pogardą dla innych a umiar i spokój pokazują, że jesteście ludźmi odpowiedzialnymi, zaś broń w waszych rękach to gwarancja bezpieczeństwa, a nie kowbojskich pojedynków o honor szalika pod monopolowym.

Człowiek poważny nie obraża innych za to, że prezentują odmienny (np. pacyfistyczny) światopogląd. Szanujcie wszystkich ludzi, a udowodnicie, że mając w ręku argument kaliber 9 mm również będziecie swoich braci traktować humanitarnie i nie strzelicie tylko dlatego, że jeden z nich zbyt często odwiedzał solarium, przez co nieopatrznie przypomina wam odcieniem skóry bliskowschodniego imigranta.

Kazimierz Turaliński dla WP Opinie

Kazimierz Turaliński - ekspert ds. bezpieczeństwa i wywiadu gospodarczego, wykładowca i autor kilkunastu książkowych publikacji prawno-ekonomicznych oraz śledczych. Od 15 lat związany z komercyjnym rynkiem obsługi prawnej, ochrony i detektywistyki.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także