"PO czekają trudne decyzje - to koniec polityki miłości"
- Wyniki głosowania w eurowyborach nie różnią się specjalnie od wyniku wyborów parlamentarnych w 2007 r. Utrwalił się system czteropartyjny - mówi Wirtualnej Polsce politolog dr Sergiusz Trzeciak. Z kolei dr Rafał Chwedoruk zauważa, że PO dostała dyskretną żółtą kartkę, co oznacza dla niej koniec polityki miłości i czas trudnych decyzji.
08.06.2009 | aktual.: 08.06.2009 16:07
- Utrwalił się monopol dwóch ugrupowań i system czteropartyjny. Nie spodziewam się przemian na polskiej scenie politycznej w ciągu najbliższych lat - komentuje dr Sergiusz Trzeciak, wykładowca w Collegium Civitas.
- Miarą tutaj nie jest wynik, ale niska frekwencja. Platforma utraciła zdolność fundamentalnej mobilizacji wyborców. To dla PO taka dyskretna żółta kartka, której nie widać na boisku, ale w drodze do szatni. Przed partią teraz to, co najgorsze. Polityka miłości się skończyła i Platforma stanie przed trudnymi wyborami. Mamy wielki kryzys i wyborcy nie będą już kierować się względami estetycznymi - zauważył tymczasem dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Wyniki PO i PiS w wyborach parlamentarnych w 2007 r. były podobne. Dopiero później wyborcy zachęceni wzrostem gospodarczym zaczęli jeszcze bardziej popierać Platformę. Jeśli zsumujemy eurowyborczy wynik PiS i SLD-UP, to zobaczymy, że niewiele brakuje do wyniku PO. To jest właśnie ta mała żółta kartka dla Platformy - zauważa dr Chwedoruk.
Porównując eurowyborcze preferencje Polaków w poszczególnych regionach z ich głosami w wyborach w 2007 r., widać, że mieszkańcy regionu łódzkiego postawili tym razem na Platformę.
- W tych wyborach liczyły się szyldy partyjne, ale także nazwiska powiązane z danym regionem i jego mieszkańcami. Stąd dobry wynik reprezentanta PO, Jacka Saryusza-Wolskiego w Łodzi - wyjaśnia dr Trzeciak. Saryusz-Wolski kojarzony jest też z bardziej konserwatywnym skrzydłem PO i został na przykład poparty przez PiS jako przewodniczący europejskiej komisji spraw zagranicznych - dodaje.
Politolog Collegium Civitas zauważa, że o wielkich zmianach w rozkładzie sił politycznych nie ma mowy. - PiS znowu bierze wschód, zwłaszcza południowy-wschód, a PO zachód - mówi politolog.
- Poza tym wyraźnie widać, że wyborcy głosują na swoich kandydatów. Stąd słaby wynik na przykład Mariana Krzaklewskiego (podkarpacka lista PO) czy Konrada Szymańskiego (wielkopolska lista PiS), którzy związani byli wcześniej z innymi regionami - dodaje dr Trzeciak.