Po co nam honor?
Na Pałacu Kultury w Warszawie od kilku tygodni wisi potężny plakat z rysunkiem głowy żołnierza w hełmie, z wielkim napisem „Honor” i informacją, że rzecz odnosi się do 70-lecia wybuchu wojny. Plakat został zawieszony na budynku ofiarowanym nam przez władze radzieckie w celu przypomnienia Polakom, że w różnych okresach, w tym 1 września 1939, zachowaliśmy się z walecznie i z honorem, a więc słusznie. Mnie jednak marzy się dzień, gdy na tymże samym Pałacu Kultury jakiś włodarz miasta lub inny polityk o zapędach moralizatorskich zawiesi ogromny plakat z napisem "Rozsądek". Tylko jaka historyczna data będzie tu pasować?
Kochamy zachowania honorowe, choć z reguły prowadziły nas do zguby. Gardzimy rozsądkiem i kompromisem, choć budował i ratował on imperia. Czy rzeczywiście musimy być dumni z honoru, który zlał się nam z patriotyzmem w sposób nieodwołalny, i czy musimy gardzić rozsądkiem, który chroni przed zgubą i samozatraceniem, choć niekiedy powoduje "utratę twarzy"? Ale cóż po twarzy, gdy nie ma nóg? Cóż po honorze, gdy nie ma ludzi?
Honor to pojęcie stare i szacowne. Powstało u zarania naszej kultury. Maria Ossowska twierdziła, że honor był pierwszą i najważniejszą wartością spajającą wspólnoty homeryckie. Scheller twierdził, że honor jest "piórem na kołpaku", czymś kompletnie zbytecznym, choć bardzo zdobnym. Bo - jak mówią inni - honor motywuje zachowania, które są bardziej efektowne niż efektywne. Człowiek honoru to ten, który przestrzega rygorystycznych zasad. Można o nich powiedzieć, że są bardziej piękne niż skuteczne, bardziej wyrafinowane niż praktyczne, bardziej egoistyczne niż nastawione na troskę o innych. Bo też honor nie służy skuteczności działań ani minimalizacji cierpień, nie poddaje się też kalkulacjom dotyczącym tego, co bardziej użyteczne. Honor nakazuje raczej śmierć niż pojednanie, raczej pojedynek, niż ważenie racji, raczej zagładę niż okazanie słabości. I doprawdy trudno powiedzieć, dlaczego jesteśmy tak do niego przywiązani. Wiele też mamy okazji by przywiązanie to okazywać.
Każda klęska i jej rocznica (a jest ich niemało!) to doskonały pretekst by sycić narodową martyrologię i napawać się honorem przodków, który dziś stał się instrumentem w rękach polityków. Gdyby ci, którzy kiedyś zginęli, bo uważali, że wymaga tego od nich honor widzieli, że po latach ich ofiara będzie stawką w doraźnej politycznej grze umajonej określeniem "polityka historyczna", zapewne woleliby pójść po rozum do głowy i zachować rozsądek kosztem honoru. Nie wiadomo co zyskałaby, a co straciłaby na tym Polska. Bo też i Polski nikt nie pyta, czy woli honor od rozsądku czy odwrotnie. Wszelako w przyszłym roku warto być może umieścić na frontonie PKiN narodowe zadanie: "Rozsądek - określ datę i miejsce, gdzie występował".
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski