Po 5 latach walki o życie wielki muzyk wraca na scenę
Piotr Biazik, jeden z najbardziej znanych polskich akordeonistów w styczniu znów pojawi się na scenie, po pięciu latach rehabilitacji i walki o życie.
W 2004 roku Piotr Biazik wracał z kolegami z koncertu w Budapeszcie, zatrzymał się na czerwonym świetle w Bielsku-Białej, ale gdy zapaliło się zielone, nie ruszył dalej. Pękł mu tętniak w mózgu. Stojący u progu wielkiej kariery muzyk miesiąc przeleżał w śpiączce. Lekarze nie dawali wielkich nadziei na jego uratowanie. Modliła się o niego rodzina, znajomi i fani.
Pierwszy koncert, z którego dochód przeznaczono na pokrycie kosztów leczenia, odbył się w 2004 roku w częstochowskim Młodzieżowym Domu Kultury. Tam też miały miejsce kolejne imprezy. Przyjaciele Piotra nie zapomnieli o nim i cały czas wspierali jego rehabilitację. Zbierali pieniądze.
Po latach żmudnych ćwiczeń sparaliżowany jednostronnie artysta znów chodzi i mówi. Porusza się o kuli, nadal korzysta z pomocy masażysty i logopedy. Wierzył, że jeszcze kiedyś zagra na scenie, zatańczy i zaśpiewa. Nadal tryska życiem i humorem.
- Przez trzy miesiące nic nie pamiętałem, ale nie dałem się chorobie - zdradza nam artysta. - Chciałem, żeby jeszcze kiedyś ktoś posłuchał jak gram.
Biazik ćwiczy z kolegami, gra na akordeonie, chodzi na koncerty z żoną. - Kocham muzykę i nią żyję - mówi. W maju wziął udział w Festiwalu Muzyki Akordeonowej w Filharmonii, na początku grudnia zagrał w pubie dla przyjaciół.
- Wszyscy się o niego modliliśmy, to w końcu musiało zadziałać - mówi Marek Makles z zespołu "Habakuk", przyjaciel Biazika. - Teraz Piotr znów gra, uśmiecha się i opowiada kawały. Był wirtuozem. Dla muzyki zrobił bardzo wiele. Zawsze emanowała od niego pozytywna energia, zawsze ciężko pracował i nas też wspierał. Znamy się od dzieciństwa - dodaje.
Muzyk na razie jedną ręką trzyma swój ukochany akordeon. Jego ciało jeszcze nie jest w pełni sprawne, lecz on coraz więcej ćwiczy.
- W styczniu syn na pewno znów wystąpi przed szerszą publicznością. Już rozegrał nam się na dobre. Niestety ma jeszcze trochę sztywne łokcie, być może czeka go operacja, bo to przeszkadza mu w graniu. Nie może się umyć ani zjeść. Ma specjalne sztućce i jakoś sobie radzi. Utrzymuje się jeszcze afazja. Sprawia, że nie może jeszcze wypowiadać swoich myśli tak, jakby tego chciał - mówi Zbigniew Biazik, ojciec Piotra.
38-letni częstochowianin założył trio Ars Harmonica. Gry na akordeonie zaczął się uczyć w 7. roku życia. Jest laureatem wielu konkursów, ma prestiżowe nagrody, koncertował w kraju i za granicą.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/DziennikZachodni: Złota Kijanka za brzydkie słowa