Po 30 latach Anthony Ray Hinton wyszedł na wolność. Siedział przez błędną ekspertyzę
58-letni Anthony Ray Hinton opuścił w piątek mury więzienia w amerykańskim stanie Alabama. W celi śmierci spędził ostatnie 30 lat. Został niesłusznie skazany za dwa morderstwa i usiłowanie trzeciego. Jedynym dowodem w sprawie były znalezione w miejscach przestępstw pociski, które ekspert powiązał ze starym rewolwerem znalezionym w domu matki Hintona.
Anthony Ray Hinton Hinton został aresztowany i skazany za napady rabunkowe i zastrzelenie dwóch menedżerów restauracji fast-food w Birmingham oraz napad i postrzelenie menedżera restauracji w Bessemer. W obu przypadkach nie było świadków napadu, przestępca nie zostawił też odcisków palców.
Mężczyznę wskazał policji postrzelony menedżer restauracji w Bessemer. Rozpoznał go na pokazanym przez policjantów zdjęciu.
Funkcjonariusze zatrzymali Hintona i przeszukali dom jego matki, w którym wówczas mieszkał. Znaleźli tam stary rewolwer. Powołany przez prokuratora ekspert stwierdził, że to właśnie z niego wystrzelono pociski, od których zginęli dwaj menedżerowie, a trzeci został ranny.
Hinton cały czas twierdził, że jest niewinny. Badania wariografem przeprowadzone przez policję potwierdzały to. Koledzy i szefowie firmy, w której wówczas pracował twierdzili, że w chwili, gdy napadnięto na restaurację w Bessemer, mężczyzna był w pracy - 15 kilometrów od miejsca, w którym dokonano przestępstwa.
Sąd jednak nie dał wiary tym zeznaniom. Hinton został skazany na karę śmierci.
Sprawą mężczyzny zajęła się organizacja Equal Justice Initiative. W 2002 roku wynajęli oni trzech ekspertów, by ponownie przebadali broń i pochodzące z miejsc zbrodni pociski.
Ekspertyza była miażdżąca dla ustaleń specjalisty, na podstawie których w latach 80. skazano Hintona. Specjaliści orzekli, że najprawdopodobniej w napadach strzelano z innej broni. Nie sposób więc powiązać tych pocisków z rewolwerem z domu pani Hinton. Co więcej, w przypadku trzeciego napadu, pociski znalezione na miejscu przestępstwa w ogóle nie mogły być z niej wystrzelone.
Mimo tych ustaleń Hinton, wspierany przez Equal Justice Initiative, przez kolejne 12 lat musiał walczyć o apelację. Dopiero w 2014 roku Sąd Najwyższy zajął się sprawą i orzekł, że oskarżonego pozbawiono prawa do sprawiedliwego procesu: przydzielono mu źle opłacanego obrońcę z urzędu, który jednocześnie prowadził trzy sprawy; sąd nie wziął pod uwagę zeznań świadków, którzy świadczyli na jego korzyść i sugerował się jedynie ekspertyzą, przeprowadzoną przez inżyniera, który nie miał wymaganej wiedzy w zakresie broni palnej.
- Wszystko, co powinni zrobić, to zbadać broń, ale tego nie zrobili - mówił dziennikarzom uszczęśliwiony Hinton, gdy w piątek opuścił więzienie. - Ale mam dobrą wiadomość: wszyscy ci, którzy doprowadzili do tego, że 30 lat spędziłem w celi śmierci, odpowiedzą za to przed Bogiem - dodał.