"Planu B nie mam, nie wiem jak sobie poradzimy". Na wizycie Donalda Trumpa ucierpią sprzedawcy
Już od kilku dni mieszkańcy i sprzedawcy z okolicy Placu Krasińskich odczuwają niedogodności związane z przygotowaniami do przyjazdu prezydenta Donalda Trumpa. Lokatorzy odwiedzani są przez policję, która wypytuje o broń, a właściciele sklepów liczą straty spowodowane koniecznością zamknięcia lokali. Jedynie starsi ludzie wydają się spokojni i zadowoleni. - Polacy na pewno przywitają z uśmiechem prezydenta Trumpa - deklaruje starsza elegancka pani.
- Jestem przeciwniczką Donalda Trumpa i nie zamierzam go witać z otwartymi ramionami. Być może wezmę nawet udział w akcji kobiet „Podręczne witają Trumpa” – mówi mieszkanka ulicy Andersa, którą spotkałam na spacerze w Ogrodzie Krasińskich z dzieckiem i psem. – Już wczoraj były potworne utrudnienia komunikacyjne. Musiałam odebrać starszego syna z obozu sportowego i na Torwar, gdzie przyjeżdżał, jechałam ponad pół godziny, a wracałam jeszcze dłużej. Zwykle ta droga zajmuje mi 10 minut. Późnym wieczorem widziałam też snajperów na dachach, sprawdzających zapewne teren z góry – dodaje.
Mieszkanka Nowego Miasta, którą spacerowała po ogrodzie z dwoma psami specjalnie wróciła wcześniej z działki, żeby móc swobodnie zaparkować samochód w pobliżu domu. Również nie jest zwolenniczką prezydenta Trumpa i choć nie wybiera się o godzinie 13 w czwartek na plac Krasińskich, żeby wysłuchać jego przemówienia, to z pewnością będzie kręcić się o tej porze w okolicy. – Psy mnie zmuszą do wyjścia i spotkania prezydenta, ale nie będę się zbliżać za bardzo, żeby przypadkiem psy nie zaczęły szczękać i nie zagłuszyły tego z pewnością, cudownego orędzia – ironizuje kobieta.
Wizyta Donalda Trumpa - utrudnienia
Starsza elegancka pani, stojąca na zamkniętym przestanku autobusowym na placu Krasińskich stwierdza coś przeciwnego. Uważa, że Polacy na pewno przywitają z uśmiechem prezydenta Trumpa. Sama również wybiera się posłuchać jego przemówienia i jak mówi, czeka na niego z otwartymi ramionami. Starszy pan, mieszkaniec okolicy placu Krasińskich panujący na ulicy Miodowej i placu Krasińskich rozgardiasz obserwował ze spokojem. – Nie odczuwam żadnych zmian w moim codziennym funkcjonowaniu, muszą przecież przywieźć rusztowania, żeby wszystko przygotować – komentuje wyrozumiale, stojąc na schodkach kiosku przy Miodowej.
Osoby mieszkające w pobliżu placu Krasińskich odwiedziła policja. Funkcjonariusze pytali o to, kto mieszka pod danym adresem i czy ktoś posiada broń. Do podobnych kontroli przyzwyczaili się, bo to nie pierwsza wizyta notabla w stolicy i kontrole zdarzały się już w przeszłości. Gospodarz budynku Miodowa 23 ocenia przygotowania dość chaotycznie. – Mieszkańcy nie wiedzą cały czas czy mogą pozostawić swoje samochody zaparkowane na ulicy, czy powinni je gdzieś przestawić, żeby nie zostały odwiezione na lawecie – informuje mnie, po czym przerywa rozmowę i podbiega do przechodzących akurat dwóch policjantów, żeby upewnić się jak interpretować znaki drogowa ustawione na czas wizyty prezydenta Ameryki.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Najwięcej niepokoju odczuwają sprzedawcy i właściciele sklepów przy ulicy Miodowej. – Jest mniej klientów niż zwykle o tej porze, a ci, którzy przychodzą robią zapasy, żeby zabezpieczyć się przed czwartkiem – mówi sprzedawczyni sklepu spożywczego. Jak inni sprzedawcy okolicznych sklepów i restauracji obawia się przede wszystkim tego, że dostawcy nie będą mogli przyjechać i dostarczyć towaru. Niektórzy myślą nawet, żeby ze względu na utrudnienia całkowicie zamknąć lokal, co oczywiście wiąże się ze startami finansowymi. Sprzedawczyni pizzerii przy Miodowej 23 obawia się także skarg klientów. – Czas oczekiwania na zamówienie na pewno się wydłuży, bo nasi dostawcy skuterowi nie będą mogli podjechać pod lokal, żeby zabrać jedzenie – komentuje. Pizzerii jednak nie planuje zamykać. Zastanawia się jak rozwiązać problem dostawy towaru, która przyjedzie w czwartek o godzinie 9 rano. – Planu B nie mam, nie wiem jak sobie poradzimy. Być może trzeba będzie nosić towar z zaparkowanego kilka ulic dalej samochodu, ale jakoś będziemy musieli dać sobie radę – puentuje nieco zmartwiona.