"PiS przez fobie i uprzedzenia traci szanse na poparcie"
PiS, kierując się uprzedzeniami, zamyka sobie drogę do szerszego poparcia - ocenia politolog prof. Wawrzyniec Konarski. Według niego byłoby błędem partii, gdyby w kampanii wyborczej odwoływała się przede wszystkim do katastrofy smoleńskiej zamiast skupić się na merytorycznym sporze z PO.
12.06.2011 | aktual.: 12.06.2011 10:31
- PiS to partia, która przez lata nie jest w stanie uwolnić się od uprzedzeń i fobii, czym zamyka sobie drogę do szerszego poparcia społeczeństwa. Jeżeli chce wrócić na pozycję partii rządzącej, powinna to zmienić. PiS nie wypracowało przekonywującego programu wyborczego w takich kwestiach, jak oświata, służba zdrowia oraz strategiczne usytuowanie Polski w Europie i na świecie - zaznaczył prof. Konarski, związany ze Szkołą Wyższą Psychologii Społecznej i Uniwersytetem Jagiellońskim.
Zdaniem politologa jeżeli PiS nie zmieni polityki i "nie otworzy się" na nowy elektorat, nie ma większych szans na wygranie wyborów. - Jeśli Donald Tusk opanuje obecny rozgardiasz w PO, neutralizując wpływy osób ważnych w kręgu przywódczym partii, nieudolnych ministrów, jak np. ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, to PO wygra wybory na poziomie nie gorszym aniżeli 4 lata temu. Ale tylko pod tym warunkiem - ocenił.
Według Konarskiego błędem PiS byłoby nadmierne odwoływanie się w kampanii wyborczej do tragedii smoleńskiej. "Partia Jarosława Kaczyńskiego powinna punktować PO za konkretne działania, których realizacja rozmija się z zapowiedziami Platformy sprzed czterech lat" - uważa.
W jego opinii, obecnie w PiS trwa dyskusja, choć niejawna, także i o tym, jak partia ta miałaby sprawować funkcję opozycyjną przez następną kadencję. - Trwanie w opozycji dla PiS niekoniecznie musi być złe. Jeśli uporządkuje swój program, może realnie wygrać wybory za kolejne 4 lata - zaznaczył.
Prof. Konarski oceniając działania Jarosława Kaczyńskiego w ciągu 10 lat podkreślił, że bez niego PiS nie mogłoby istnieć w takim kształcie jak dotąd. Jak zaznaczył, Kaczyński sprawuje w partii "przywództwo autorytarne". Zauważył przy tym, że prezes PiS jest inteligentnym politykiem, dysponującym ogromną wiedzą ze sfery praktyki politycznej. - Jarosław Kaczyński ma jednak problemy z przyjęciem taktyki, która byłaby dla niego efektywna. Nie potrafi też krytycznie spojrzeć na swoje działania polityczne. Często również jego postępowanie jest zbyt łatwe do przewidzenia, bo zależy od jego emocji - stwierdził politolog.
Odnosząc się do historii PiS podkreślił, że partia powstała w 2001 roku na zasadzie tandemu. - W tym układzie Jarosław Kaczyński był autorem pomysłów, ich inicjatorem. Zaś Lech Kaczyński - wykonawcą zadań, co zostało potwierdzone zaraz po objęciu przez niego prezydentury. "Trzecim bliźniakiem" był Ludwik Dorn, który podczas kampanii wyborczej w 2005 r. okazał się skutecznym twórcą wizerunku PiS - dodał.
Jak ocenił przy tworzeniu PiS pomocne okazało się doświadczenie polityczne Lecha Kaczyńskiego. - Lech Kaczyński miał większe doświadczenie administracyjne w polityce niż jego brat bliźniak. Był m.in. ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS. To zachęciło do wstąpienia w szeregi PiS niektórych polityków - zaznaczył.
Według Konarskiego, w wygraniu wyborów w 2005 roku pomogły PiS nieefektywne rządy SLD. - Doszły do tego afery, np. Rywina. To stanowiło siłę napędową kampanii wyborczej PiS - podkreślił.
W ocenie politologa, rządy PiS w latach 2005-2007 były jednak "porażką". - Rząd miał kilku ewidentnie nieudolnych ministrów, by przypomnieć Annę Fotygę, Krzysztofa Jurgiela czy Jerzego Polaczka. Najbardziej interesującymi osobami w tym rządzie okazały się minister pracy i polityki społecznej Joanna Kluzik-Rostkowska oraz minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka - zaznaczył.
- PiS przegrało wybory w 2007 r. także, dlatego że opinia publiczna po raz kolejny przekonała się o autorytarnym sposobie przywództwa Jarosława Kaczyńskiego. PiS nie miało też namacalnych sukcesów gospodarczych. Nie wykazało się żadnymi istotnymi sukcesami na polu polityki zagranicznej. Byliśmy skłóceni z Rosją przywołując, jako przeciwwagę, pozorowane partnerstwo strategiczne z USA. Do tego doszły afery, np. seksafera czy afera gruntowa oraz negatywne względem PiS nastawienie ze strony mediów. Ich większość tradycyjnie nie była zwolennikami tego ugrupowania - mówił politolog.
Zwrócił uwagę, że duży wpływ na funkcjonowanie PiS wywarła katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010 r. - W pierwszej fazie tragedia ta pokazała, że PiS tworzą ludzie, którzy utracili swoich bliskich. Zaczęto patrzeć na PiS jak na partię dotkniętą dramatem. Później zostało to bardzo dobrze wykorzystane w kampanii wyborczej na urząd prezydenta. Jednak powracanie do wykorzystywania tragedii trwa zbyt długo i wywołuje syndrom znużenia ze strony wielu kręgów społecznych - dodał prof. Konarski.