PiS chce przesunąć termin wyborów samorządowych. "Obawy o wynik"
Prawo i Sprawiedliwość chce przesunąć wybory samorządowe o pół roku z jesieni 2023 na wiosnę 2024 roku, by uniknąć łączenia ich z parlamentarnymi. Partia rządząca próbuje rozwiązać problem, który sama stworzyła. Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak przyznaje Wirtualnej Polsce, że organizacja wyborów parlamentarnych i samorządowych w zbliżonym terminie byłaby trudnym zadaniem. Prof. Jarosław Flis uważa jednak, że pomysł PiS wynika przede wszystkim z obaw o wynik.
07.06.2022 | aktual.: 07.06.2022 15:47
Pomysł odłożenia terminu wyborów samorządowych o pół roku jest omawiany w obozie władzy od kilkunastu miesięcy. Jednak dopiero teraz Prawo i Sprawiedliwość zapowiedziało ustawę w tej sprawie. Partia rządząca zdała sobie sprawę, że konsekwencją nowelizacji Kodeksu wyborczego z 2018 r. będzie zbieg terminów głosowań do parlamentu i samorządów. To efekt wydłużenia z czterech do pięciu lat kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.
– Państwowa Komisja Wyborcza sygnalizuje, że byłoby to przedsięwzięcie organizacyjne nie do udźwignięcia, więc jesteśmy zdecydowani zaproponować ustawę, która przesunie termin wyborów samorządowych o pół roku. Przypominam, że kadencji wyborczej nie można skrócić, ale można ją troszkę wydłużyć, więc o te pół roku byłaby wydłużona i odbyłyby się pewnie wiosną wybory samorządowe. Pytanie, czy razem z wyborami europejskimi, które przypadają w maju, czy też trzeba będzie je rozdzielić – stwierdził szef klubu PiS Ryszard Terlecki w Radiu Kraków.
Państwowa Komisja Wyborcza oficjalnie nie przedstawiła żadnego stanowiska w sprawie braku możliwości zorganizowania wyborów do parlamentu i samorządów w zbliżonym terminie. Szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że urząd będzie działał zgodnie z obowiązującym prawem, a dyskusja o terminie wyborów jest decyzją polityczną. Zwraca jednak uwagę na to, że zbliżony termin wyborów na wójtów, burmistrzów, prezydentów oraz radnych oraz wybór posłów i senatorów rodziłby szereg problemów i komplikacji.
– PKW opiniuje wyłącznie kalendarz wyborczy i nie zajmuje stanowiska w sprawach politycznych, a termin wyborów jest właśnie taką sprawą. Z obowiązujących przepisów wynika, że wybory parlamentarne i samorządowe odbędą się jesienią przyszłego roku - dodaje.
Jak podkreśla, "można się więc spodziewać trudnego zadania". - Komplikacje mogą dotyczyć m.in. powoływania komisji wyborczych czy rejestracji kandydatów. Komitety mogą mieć trudności w oddzieleniu finansowania obu kampanii, a PKW w kontroli tych wydatków. Dodatkowo obywatele mogą być skazani na szum informacyjny dwóch kampanii wyborczych nakładających się na siebie - zaznacza.
Ekspert: wyborczy "węzeł gordyjski"
Prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że według niego chęć zmiany terminu wyborów samorządowych nie wynika wyłącznie z ewentualnych trudności organizacyjnych. Ekspert zwraca uwagę, że partia rządząca szuka rozwiązania problemu, który sama sobie stworzyła.
- Obóz rządzący boi się wyborów samorządowych i najchętniej przesunąłby je ad calendas graecas, czyli "na święte nigdy". Wyniki poprzednich wyborów samorządowych były poniżej oczekiwań PiS-u, a w kolejnych będą gorsze, więc przykre doświadczenia próbują odsunąć w czasie – twierdzi ekspert.
Profesor Flis zauważa, że zbliżone terminy głosowania mogą być problematyczne, ale dodaje, że odsunięcie wyborów samorządowych wcale nie musi przynieść partii rządzącej pozytywnych skutków. - Rzeczywiście jest to węzeł gordyjski, ale przesuwanie go dalej nie zmienia wiele. Uważam, że z partyjnego punktu widzenia dla PiS-u najbardziej optymalnie byłoby przeprowadzenie wyborów samorządowych w tym samym terminie, co wyborów parlamentarnych. Wiem, że w Polsce ten pomysł nie znajdzie jednak poparcia i nie zostanie wprowadzony w życie - mówi.
Dlaczego wybory parlamentarne i samorządowe w jednym terminie byłyby dla PiS korzystne? Socjolog podkreśla, że w przypadku przesunięcia wyborów do władz lokalnych część samorządowców będzie chciała wcześniej wystartować w wyborach do Sejmu i Senatu. Po to, by zapewnić sobie rozpoznawalność i w rzeczywistości przedłużyć kampanię wyborczą. - Wszyscy samorządowcy, którzy mają głowę na karku, będą zabiegali o to, żeby wpisać się na listy i zaangażować się w kampanię parlamentarną, która byłaby dla nich prekampanią. To może być bonus dla partii opozycyjnych, które w wielu samorządach mają więcej aktywistów i radnych - dodaje.
Rekordowe kadencje samorządowców
Jeżeli proponowana przez PiS zmiana terminu wyborów samorządowych wejdzie w życie, samorządowcy pozostaną przy władzy przez pięć i pół roku, co byłoby rekordem. Na wiosnę 2024 roku zaplanowane są wybory do Parlamentu Europejskiego. W PiS trwają dyskusje, czy wybory do samorządów przeprowadzić wczesną wiosną, przed czerwcowymi eurowyborami, czy przeprowadzić je w zbliżonym czasie.
Do pomysłu przełożenia wyborów w programie "Tłit" Wirtualnej Polski odniósł się również wicerzecznik PiS Radosław Fogiel. - Trwają jeszcze analizy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, nadzorującym samorząd terytorialny. Wielokrotnie słyszałem od wójtów i burmistrzów, że zbieg wyborów parlamentarnych i samorządowych budzi pewne niepokoje. (…) Chodzi o to, żeby sprawnie zorganizować jedne i drugie wybory, żeby nie doszło do czegoś, co można nazwać kanibalizacją frekwencji. Biorąc pod uwagę dwie tury wyborów samorządowych i głosowanie parlamentarne można się spodziewać, że w pewnym momencie ta frekwencja spadnie – mówił.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski