PiS bał się nadzoru nad ustawą hazardową?

W 2007 roku specjaliści z programu przeciw korupcji Fundacji im. Stefana Batorego chcieli monitorować prace rządu PiS nad ustawą hazardową. Na swoje pisma nie doczekali się odpowiedzi - ustalił portal tvp.info.

04.12.2009 | aktual.: 04.12.2009 09:43

- W latach 2006-2008 prowadziliśmy projekt mający na celu monitorowanie w Polsce procesu stanowienie prawa. W ramach projektu zgłosiliśmy w rządzie m.in. zainteresowanie pracami nad ustawą o grach losowych i zakładach wzajemnych. Nieprzypadkowo, bo prace nad tą ustawą w poprzedniej kadencji budziły już pewne kontrowersje - informuje Grażyna Kopińska z Fundacji im. Batorego.

Kopińska zaznacza, że fundacja zgłosiła zainteresowanie, gdy wstępny projekt ustawy opublikowano już na stronach internetowych kancelarii premiera. We wniosku zgłoszeniowym zawarła szereg uwag do ustawy. Specjalistom od walki z korupcją nie podobało się m.in. to, że ustawa przekazywała wiele kompetencji ministra finansów w ręce firmy komercyjnej. - Na nasze uwagi nie uzyskaliśmy odpowiedzi - mówi Grażyna Kopińska. - Nie wiem, czy w sprawie ustawy zorganizowano tzw. konferencję uzgodnieniową, ale również nie dostaliśmy żadnej informacji w tej sprawie - dodaje.

Zaznacza, że nie jest to niczym wyjątkowym, bo instytucje odpowiedzialne za przygotowanie ustaw rzadko reagują na pisma z fundacji. Zdaniem posła PO Sławomir Neumanna z hazardowej komisji śledczej, sytuacja jednoznacznie wskazuje jednak, że PiS miał coś do ukrycia w sprawie ustawy hazardowej. - Nie dziwi mnie, że rząd PiS nie chciał nadzoru nad tymi pracami, skoro, jak wynika z dokumentów, te prace od początku były chore - uważa.

- Nie robiłbym tragedii z powodu Fundacji Batorego. To raczej próba odwrócenia uwagi - komentuje jednak poseł PiS Marek Suski. - Faktem jest, że afera hazardowa wybuchła dlatego, że prominentni politycy PO pisali ustawę na cmentarzu. Podobnie zachowywało się SLD, kiedy wybuchła afera Rywina. Politycy tej partii mówili, że winni są wszyscy, tylko nie oni - dodaje.

Wcześniej portal tvp.info informował, że do hazardowej komisji śledczej trafiła analiza CBA dotycząca prac nad ustawą hazardową za rządów PiS. Wynika z niej, że ustawę pisano pod Totalizator Sportowy, a jej głównym beneficjentem miała być współpracująca z nim firma GTech, producent urządzeń do hazardu. Analiza mówi też, że ustawę forsował ówczesny szef komitetu stałego rady ministrów Przemysław Gosiewski.

Wiarygodność fragmentów niewygodnej dla PiS analizy podważył ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński. Jak napisał w swoim oświadczeniu, dokument, który trafił do hazardowej komisji śledczej, zawiera omówienia anonimowych donosów oraz materiałów prasowych, których nie można traktować jako ustaleń CBA..

"Publikacje te opierają się na wyrwanych z kontekstu próbach oceny informacji zawartych we wskazanych donosach, które nie znalazły, w ocenie CBA, odzwierciedlenia w stanie faktycznym związanym z procesem legislacyjnym dotyczącym nowelizacji ustawy hazardowej w tamtym czasie" - podkreślił były szef CBA. Zarzucił dziennikarzom, że manipulują dokumentem Biura, bo publikowane materiały na ten temat - jego zdaniem - nie obejmują treści analizy - w tym jej wniosków końcowych, wyraźnie wskazujących na zabezpieczenie interesów Skarbu Państwa w projekcie nowelizacji ustawy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)