Piroman z ZWM
W nocy z wtorku na środę w bloku przy ul. Hubala paliło się w aż w pięciu miejscach na raz. Zdenerwowani lokatorzy w szlafrokach i kapciach gromadzili się na klatkach schodowych.
04.03.2004 | aktual.: 04.03.2004 08:27
Pierwsze zgłoszenie oficer dyżurny Państwowej Straży Pożarnej odnotował w nocy z wtorku na środę o godz. 2.43. Paliły się drzwi piwnicy na ul. Hubala 20b. Chwilę później strażaków wezwano pod nr 27b (paliła się drewniana szafa na czwartym piętrze), 27d (gazety reklamowe), 25a (plastikowe doniczki na parapecie na trzecim) i 25b (znów piwnica). Smród spalenizny rozchodził się po klatkach schodowych wielkiego bloku jeszcze wczoraj po południu, chociaż dozorczynie pootwierały okna. Bloki przy ul. Hubala na osiedlu ZWM to labirynt korytarzy i klatki schodowe połączone wspólnymi przejściami i windami.
- Szczęśliwie tej nocy długo oglądałem telewizję - relacjonuje Józef Wiśniewski spod dwudziestki. - Poczuliśmy z synem okropny smród. Dym doszedł aż do drugiego piętra. Zeszliśmy do piwnicy. Ta część piwnic nie jest zamykana, bo już dawno ktoś rozwalił kłódkę i zamek. Paliły się drewniane drzwi. Płomienie sięgały sufitu. Gasiliśmy je z synem wodą z wiaderek. Kiedy przyjechali strażacy, otworzyli te nadpalone drzwi, żeby pożar nie wszedł do środka piwnicy. Tam ktoś trzyma mnóstwo papierów, byłoby nieszczęście, gdyby się zajęły.
Podobne pożary zdarzały się wcześniej także w innych klatkach, np. w czerwcu 2003 pod nr 17a. Pół roku wcześniej, w sylwestra, stanęły tam w ogniu obydwie windy. Ostatnio, w nocy z niedzieli na poniedziałek (godz. 2.23) znów się paliło w tej klatce. Tym razem drewniane drzwi i zsyp na czwartym piętrze. Ktoś przygotowywał się też do rozniecenia ognia na drugim.
Za naprawy po wszystkich aktach wandalizmu płacą w czynszach lokatorzy. Nawet plastikowa poręcz w klatce nr 18a (ludziom mylą się już daty kolejnych pożarów) wymieniana była po podpaleniu na ich koszt. Na poręczy wisiały w dniu pożaru gazety reklamowe. Komuś widocznie bardzo przeszkadzały. Tak samo zresztą jak stare sukienki przewieszone przez drzwi do zsypu. Tej nocy, kiedy się paliły, zrobiło się aż biało od dymu. Jeden z sąsiadów próbował stłumić ogień. Twarz obwiązał sobie mokrym ręcznikiem.
- Plastikowe doniczki strasznie śmierdzą, kiedy się palą - mówi Zofia Grużewska, mieszkanka bloku. - Od temperatury aż szyba popękała. Tam, gdzie paliła się szafa, ściany są okopcone. W nocy na całym piętrze było siwo od dymu. Ludzie się zgromadzili przy windzie w kapciach, piżamach i szlafrokach.
- Lepiej się w takich wypadkach nie gromadzić - ostrzega młodszy brygadier Bogusław Branicki, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego PSP w Opolu. - To nie ogień czy temperatura zabijają ludzi najczęściej, tylko dym. Trzeba zawiadomić straż oraz policję i, jeśli pożar jest blisko mieszkania, uszczelnić drzwi mokrymi ręcznikami. Wtedy nic złego się nie stanie.
Pożary na ZWM-ie nie wyglądają na przypadkowe. W niedzielę ok. godz. 14.00 na siódmym piętrze klatki nr 18c ktoś obłożył dziecięcy wózek gazetami zanim podłożył ogień. Dwie godziny wcześniej to samo zdarzyło się w bloku na pobliskiej ulicy Stokrotek. Gazety, szmaty wkładane są w szpary drewnianych drzwi piwnic. Kto to może robić? - Sprawdzamy różne informacje - mówi nadkomisarz Krzysztof Sochacki, zastępca komendanta miejskiego policji w Opolu. -Wysyłamy tam patrole złożone między innymi z umundurowanych funkcjonariuszy. Mieszkańcy powinni zwracać uwagę na hałasy na klatkach schodowych, na wszelkie materiały łatwopalne w piwnicach i na korytarzach, a także na podejrzane zachowanie innych osób - obcych i „swoich”. Od razu można dzwonić pod numer telefonu 997.
Administracja osiedla poleciła wszystkim dozorcom, żeby także byli czujni. Wczoraj na żadnej klatce schodowej nie znaleźliśmy nic nadającego się na podpałkę - wszystko zostało wywiezione.
Lokatorzy mają wiele własnych teorii na temat sprawcy, czy też sprawców podpaleń.
- To bezdomni - twierdzą jedni. - Koczują w naszych blokach.
- Jacy bezdomni? Oni nie podpalają, bo chcą tu tylko przezimować - uważają inni. - To ktoś chory psychicznie.
- To młodzież, chuligani, ludzie wiedzą, kto to jest, ale każdy boi się powiedzieć o tym głośno, żeby mu drzwi mieszkania nie podpalili - mówi kobieta prosząca o anonimowość.
- Niech nam tylko dadzą pozwolenie na posiadanie broni, to zrobimy porządek i podpalenia się skończą raz na zawsze! - odgraża się jeden z mężczyzn.
- Podpalaczem nie może być jedna osoba, bo nie dałaby rady być na raz w kilku miejscach - domyśla się inny lokator.
Ludzie nie panikują. Podkreślają, że jako płacący podatki mają prawo oczekiwać działań ze strony policji.
- Podeszliśmy do sprawy bardzo poważnie - zapewnia nadkomisarz Sochacki. - Gdyby doszło do znacznego zniszczenia mienia lub bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia ludzkiego, sprawcy lub sprawcom grozi kara pozbawienia wolności do 10 lat.
Agata Jop