Piratom drogowym trudniej będzie zaszaleć
Trafieni przez fotoradar piraci drogowi nie będą już mogli miesiącami migać się od płacenia mandatów.
W piątek posłowie przyjęli nowelizację prawa o ruchu drogowym. Zakłada ona stworzenie Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. Trafiać będą do niego zdjęcia, wykonane przez wszystkie fotoradary w kraju.
Ich obróbka nie będzie już dłużej zajmować czasu policjantom i strażnikom miejskim - zadanie to przejmą pracownicy Inspektoratu Transportu Drogowego. Skróci się też czas egzekwowania kary - nie trzeba już będzie szukać osoby, która w momencie wykonania zdjęcia faktycznie prowadziła samochód. Rachunek za zbyt szybką jazdę otrzyma właściciel auta.
Centrum rozpocznie działalność 1 maja przyszłego roku w ramach Generalnej Inspektoratu Ruchu Drogowego. Tam ustalony będzie właściciel namierzonego przez fotoradar samochodu i wysokość kary. Kierowca-pirat nie dostanie już mandatu karnego. Zamiast tego zostanie na niego nałożona kara administracyjna. Ten prawny niuans pozwoli radykalnie przyśpieszyć procedurę egzekucji.
- Obecnie trzeba udowodnić sprawcy, że to właśnie on prowadził samochód w momencie zarejestrowania go przez fotoradar. To czasami trwa wiele miesięcy. Natomiast w myśl nowych uregulowań za mienie odpowiada właściciel, więc nie trzeba już będzie nikomu niczego udowadniać - tłumaczy Jerzy Mrygoń z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego.
Właściciel samochodu po otrzymaniu wezwania do zapłaty będzie miał 14 dni na jego uregulowanie, bądź wskazanie faktycznego sprawcy wykroczenia (by uniknąć przerzucania się odpowiedzialnością koniecznym będzie załączenie pisemnego przyznania się przez sprawcę do kierowania samochodem).
- Stworzenie jednolitego systemu odpowiedzialności administracyjnej oznacza, iż nie będzie już dłużej "świętych krów". W przypadku kary administracyjnej parlamentarzyści, sędziowie, dyplomaci czy pracownicy służby konsularnej nie będą bowiem mogli zasłaniać się immunitetem - podkreśla Jerzy Mrygoń.
Od przyszłego roku przybędzie fotoradarów na śląskich drogach. W ślad za przyjętą wczoraj nowelizacją prawa o ruchu drogowym ma iść zamontowanie w całej Polsce dwustu takich urządzeń. Jeśli tak się stanie, będzie ich prawie 350 czyli mniej więcej tyle, by wypełnić co piątą z zabudowanych nad drogami "puszek". Ile z już działających fotoradarów znajduje się w naszym regionie - tego policja nie chce zdradzić.
- Wystarczająco dużo - ucina temat nadkomisarz Włodzimierz Mogiła z sekcji ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Znowelizowana ustawa wyklucza możliwość instalowania i obsługi fotoradarów przez prywatne firmy. Sam wynajem nie będzie zabroniony, choć na początku lutego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przypomniało samorządom, na jakich zasadach mogą odbywać się takie praktyki. Cały dochód z mandatów musi trafić do gminnej kasy, nie ma mowy o jakimkolwiek dzieleniu się wpływami z wynajmującą urządzenie firmą - ostrzega resort.
Prekursorem wypożyczania fotoradarów straży miejskiej była w regionie śląskim firma "Radar". Kilka lat temu przedsiębiorstwo podpisało umowę z jednostkami w Zawierciu i Czeladzi. W obu przypadkach firma kasowały znaczną część wpływów, pochodzących z nałożonych na kierowców mandatów. Interes się skończył, gdy kierowcy zaczęli oddawać sprawy do sądu, a zawarte przez gminę umowy zakwestionowała Regionalna Izba Obrachunkowa. Obecnie wypożyczanie fotoradarów to raczej swoista forma promocji, aniżeli podstawowa usługa oferowana przez firmę.
- Wynajem stosujemy po to, by strażnicy poznali, jak działa ten sprzęt. Szkolenie odbywa się u nas, uczestniczący w nim strażnicy uzyskują certyfikat i dalej już działają na własną rękę - tłumaczy Piotr Kędzierski z firmy Litor.
Na ile strażnicy skłonni są korzystać z takiego rozwiązania? Dziennikarze sprawdzili to w kilku jednostkach. Okazało się, że albo kupiły już sobie własny sprzęt, albo nie są zainteresowani stosowaniem takich urządzeń (tak jest w Chorzowie i Katowicach). Są jednak wyjątki. Funkcjonariusze z Piekar Śląskich w ubiegłym roku cztery razy wynajmowali fotoradar i jak zapowiada Artur Madaliński, rzecznik piekarskiego urzędu miejskiego, na wiosnę zamierzają uczynić to ponownie.
- Oczywiście nie ma mowy o dzieleniu się wpływami z mandatów. Sam pomysł jednak się sprawdza. To tańsze rozwiązanie, aniżeli zakup własnego fotoradaru, a tylko w ubiegłym roku dzięki niemu nasi strażnicy zarejestrowali prawie trzysta wykroczeń - mówi Madaliński.
Inaczej na taki interes patrzą w Rudzie Śląskiej, gdzie strażnicy mają do dyspozycji dwa własne, kupione za niemal 370 tys. złotych fotoradary (dla porównania: wypożyczenie go na jeden dzień kosztuje 400 złotych) i w ogóle nie biorą pod uwagę możliwości wynajęcia takiego urządzenia.
- Jego zakup po pewnym czasie i tak się zamortyzuje, a mając własny fotoradar mamy pełną kontrolę nad jego wykorzystaniem - tłumaczy Roman Dymek, zastępca komendanta.
Michał Wroński