PublicystykaPiotr Witwicki: "Wyniki wyborów parlamentarnych 2019. Wielka polityka wraca do Sejmu" (Opinia)

Piotr Witwicki: "Wyniki wyborów parlamentarnych 2019. Wielka polityka wraca do Sejmu" (Opinia)

To coś więcej niż nowe rozdanie kart. Wyborcy zaufali partii rządzącej, ale nie pozwolili jej rozwinąć skrzydeł. Przez nowy parlament da się przeprowadzić ustawę, ale trzeba będzie się przy tym naprawdę nieźle nagimnastykować.

Piotr Witwicki: "Wyniki wyborów parlamentarnych 2019. Wielka polityka wraca do Sejmu" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Nowak

Wracamy do czasów, gdy od szeregowego posła, a tym bardziej senatora będzie zależeć, to czy przejdzie ważny projekt. Parlament wraca do wielkiej gry.

Kartka z kalendarza: 28 maja 1993 roku - gdy były minister wszedł na salę rząd już odwołano. Głos posła Dyki mógł uratować gabinet Hanny Suchockiej. Problemy z sejmową windą sprawiły, że polska historia potoczyła się inaczej. W obecnej sytuacji takie historie mogą się powtórzyć.

Przez 12 ostatnich lat...

Przez ostatnich 12 lat politykę robiło się w Kancelarii Prezesa Ministrów albo na Nowogrodzkiej. Parlament był złem koniecznym. Tłem, które nie powinno być zbyt jaskrawe. Zmarginalizowany i sprowadzony do roli maszynki do głosowania. Przypadki, gdy Sejm opowiedział się za czymś innym niż zaplanowało szefostwo, można było policzyć na palcach jednej ręki. Poseł miał głosować tak, jak chciała partia.

Wyjątków praktycznie nie było. Jednym z nielicznych był Łukasz Rzepecki, który w czasie debaty o opłacie paliwowej niepodziewanie stwierdził, że to "antyludzki i antyobywatelski pomysł”. Nim do takiego samego wniosku doszedł PiS, posła nie było już na jego pokładzie. Najważniejsza reguła polskiego parlamentaryzmu została tu złamana: możesz mieć inne zdanie niż twój klub, ale nie możesz go publicznie artykułować. W takim systemie głosowanie jest tylko formalnością. I właśnie to zmieni się w tej kadencji.

To, że próg wyborczy przekroczyło pięć komitetów jest trochę mylące. Każdy z nich jest przecież formą koalicji czy porozumienia różnych środowisk. Ostatecznie mamy dziś w Sejmie przedstawicieli kilkunastu formacji. Wśród nich są wielkie ugrupowania, ale i mniej znane twory, jak Unia Europejskich Demokratów czy Partia Republikańska.

Powrót do lat 90.

Przypomina to właśnie trochę sytuację z początku lat 90, gdy nie istniały jeszcze progi wyborcze. W dodatku ten Sejm jest dziś prawdziwą mieszanką wybuchową. Debaty z przedstawicielami Konfederacji i partii Razem będą barwne. W takim zestawieniu trudno się wyróżnić, a chętnych do tego nie będzie brakować.

Każde głosowanie będzie dziś jednym wielkim testem mobilizacyjnym. Platforma w tych sprawdzianach zawsze wypadała gorzej. Przykładem niech tu będzie słynne głosowanie w sprawie postawienia Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu. Wniosek upadł, m.in. dlatego, że na Wiejską nie dotarli premier Ewa Kopacz czy minister Radosław Sikorski. PiS ma teoretycznie bardziej zdyscyplinowaną armię, ale przez najbliższe cztery lata będzie ją sprawdzać regularnie, co posiedzenie.

W ten sposób kończą się czasy, gdy PiS ma pełną kontrolę nad przebiegiem głosowania. Koalicjanci są naprawdę mocni i mogą zacząć być kapryśni. Tryb ekspresowy też jest już przeszłością i to wcale nie dlatego, że zabraknie Stanisława Piotrowicza. Senat jest w stanie spowolnić procedowanie każdego projektu.

Od Parlamentu znów zaczęło coś zależeć. Przedstawiciel narodu, który spóźni się na głosowanie, może zmienić na losy państwa. To będzie naprawdę ciekawy Parlament.

Piotr Witwicki dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)