Piotr Sokołowski: To nie Gowin zarabia za dużo, to reszta za mało
Może to się wydać kontrowersyjne, szczególnie w ustach lewicowca, ale nawet rozumiem Jarosława Gowina.
01.03.2018 | aktual.: 01.03.2018 11:20
Wydanie w naszym kraju kilkunastu tysięcy miesięcznie, nie jest żadnym problemem. Problem jednak polega na tym, że minister Gowin nie rozumie lwiej części obywateli, którym jego "skromna" pensja też musi starczyć do pierwszego, ale... stycznia następnego roku.
Jarosław Gowin jest na ustach wszystkich. Otóż żalił się on w Radiu Zet na to, że kiedy był ministrem w rządzie PO, czasem... nie starczało mu do pierwszego. Rozmaite źródła powołują się na dane GUS-u, które to mówią, że Gowin należy do 1 proc. najlepiej zarabiających Polaków. Problem jednak polega na tym, że dane te dotyczą osób na etatach. Czyli na przykład przedsiębiorcy, czy menedżerowie z własną działalnością już w tych statystykach nie figurują. To ważne, bo gdyby wziąć pod uwagę resztę, nie mówię tu o wielkim biznesie, ale np. o właścicielach hotelu czy restauracji, to myślę, że te kilkanaście tysięcy miesięcznie, nie zrobiłoby na nich wrażenia.
Daleko nie trzeba szukać, dużo więcej zarabiają politycy z drugiego szeregu, którzy dostali czołowe posady w spółkach skarbu państwa. Do polityki, czy raczej na jej świecznik, wbrew temu co się mówi, nie idą ludzie pazerni na pieniądze, lecz na władzę i prestiż. Niech dowodem będzie fakt, że często łożą oni na działalność polityczną ze swojego majątku albo rezygnują z wielokrotnie lepiej opłacanych stanowisk (choćby Palikot czy Morawiecki).
Gowin za dużo czy Polacy za mało?
Przy całej swojej niechęci do Gowina jak i całego rządu jestem w stanie przeprowadzić prosty eksperyment myślowy. Otóż pensja rzędu kilkunastu tysięcy miesięcznie naprawdę nie pozwala na życie w luksusach. Oczywiście Gowin dostęp do tych luksusów ma zapewniony, ale nie w postaci pensji, lecz pokrycia kosztów bankietów, lotów, hoteli czy samochodów. Jednak gdyby chciał to wszystko pokrywać z własnej kieszeni to np. nawet wydając swoją całą wypłatę, nie stać by go było na przelot do Nowego Jorku pierwszą klasą tam i z powrotem. Znaleźć hotel, w którym za jego miesięczną pensję, nie spędzi się nawet tygodnia, też nie jest trudno. Nawet w polskich miastach jest takich wiele. Nie mówię już o domu czy samochodzie - bez kredytu się nie obędzie.
Naprawdę nie chcę użalać się nad ministrem, bo ma on wynagrodzenie o którym większość może pomarzyć, ale to nie polityków stać na to, żeby np. w jeden weekend przepuścić na imprezy kilkanaście tysięcy złotych, lecz biznesmenów i prezesów korporacji. Chciałbym nadmienić, że Gowina nie stać by było nawet na zabawę w pewnym modnym, londyńskim klubie, gdzie, aby zarezerwować stolik, trzeba zadeklarować pozostawienie "przy barze" danej nocy kilku tysięcy funtów.
Prawda jest więc taka, że to nie Gowin zarabia za dużo, lecz reszta za mało, bo minister, gdyby miał żyć z własnej pensji, to żyłby na poziomie dobrze wykwalifikowanego robotnika na Zachodzie (oczywiście takiego, który pracuje na własny rachunek). Naprawdę, na całe to oburzenie, przeciętny "Janusz biznesu", czy choćby wzięty prawnik, mogą się jedynie zaśmiać pod nosem. Ktoś powie, że "oni sami zarobili", a polityk "jest na naszym utrzymaniu". No tak samo można mówić, że "Janusz biznesu" czy prawnik są na utrzymaniu swoich klientów, tak samo można mówić, że nauczyciel czy lekarz państwowej służby zdrowia "żyje za nasze nie za swoje", bo też utrzymują się z naszych podatków czy składek. Narzekajmy, że mamy kiepskich polityków, ale obiektywnie bycie ministrem to dużo większa odpowiedzialność i dużo ważniejsza rola dla narodu niż bycie np. "królem kebabów", a to ów "król kebabów" może sobie pozwolić na prawdziwe luksusy.
Proponuję urealnienie się
To co jest skandalem, to nie to, że narzeka on na swoją pensję, ale to, że narzeka na taką pensję w Polsce, gdzie miliony zarabiają tyle samo rocznie, a nie miesięcznie. Nie dziwi mnie zatem, że wielu odbiera to jako policzek. Szczególnie, że Gowin doskonale potrafi współczuć samemu sobie, że ma "tylko" kilkanaście tysięcy miesięcznie, ale już w sytuację milionów Polaków wczuć się nie za bardzo potrafi. Skandalem jest, że osoba, która twierdzi, że kilkanaście tysięcy nie starczy do pierwszego, gdy mówi o pensji minimalnej, stwierdza, że nie powinno się jej podnosić.
Żeby nie być gołosłownym: w 2014 r., gdy podczas Kongresu Zjednoczenia Prawicy, "Solidarność" postulowała zwiększenie minimalnej i ograniczenie "śmieciówek", Gowin, cytując te postulaty stwierdził, że "nie o taką prawicę mu chodziło". Najlepsze jest jednak jego podsumowanie. Otóż stwierdził on, że chce być przedstawicielem... "nurtu realizmu gospodarczego". Czy naprawdę realistą można nazwać kogoś, kto wie, że kilkanaście tysięcy może nie starczyć do pierwszego, ale uważa, że ponad dziesięciokrotnie niższa pensja minimalna nie powinna zostać podniesiona? Jak zatem przeżyć za niewiele ponad tysiąc, skoro kilkanaście razy więcej to za mało? Jak też nazwać kogoś, kto ma tyle przywilejów, a sprzeciwia się prawu do emerytury, "chorobowego" czy urlopu? To ma być ten realizm?
Ministrowi, jak i każdemu neoliberałowi proponuję urealnienie się i przeprowadzenie podobnego eksperymentu myślowego, jaki ja przeprowadziłem pisząc ten artykuł. Eksperyment ten miałby polegać na wzięciu kalkulatora, pozbieraniu danych na temat cen żywności czy wynajmu mieszkania i... obliczeniu na co wystarcza pensja 1400 zł, 2000 zł, a nawet 2500 zł. Do tego można sięgnąć do statystyk i zobaczyć, że za mniej niż ta ostatnia kwota żyje połowa pracujących Polaków. To nazywam realizmem gospodarczym. Naprawdę nie rozumiem, czemu osobie zwącej się politykiem trzeba to tłumaczyć. Czym oni się zatem zajmują skoro nie znają podstawowych danych dotyczących życia obywateli kraju, którym zarządzają, skoro nie potrafią choćby wyobrazić sobie sytuacji przeciętnego mieszkańca kraju?
Skandalem nie jest zatem, że minister chce za dużo - tutaj uważam, że można dyskutować. Skandalem jest, że żaląc się w mediach na swoją pensję, wykazał całkowity brak zrozumienia dla ogromnej większości obywateli kraju, którym jednak współrządzi. A patrząc na jego poglądy, na to czym jest "realizm ekonomiczny", można postawić tezę, że wykazuje się zwykłym brakiem wyobraźni czy empatii. Czy też kiedyś udzieli wywiadu (jak prof. Marek Król) pt. "Byliśmy głupi"?
Piotr Sokołowski dla WP Opinie