Piotr Nurowski: polski sport znajduje się na równi pochyłej
W analizie po Atenach, muszę to z przykrością stwierdzić, że od Barcelony polski sport znajduje się trochę na równi pochyłej. Przypomnę — Barcelona to dziewiętnaście medali, Atlanta siedemnaście, Sydney czternaście, a w Atenach było już ich tylko dziesięć, a apetyty przecież były dużo większe. Coś trzeba zrobić. To na dłuższą rozmowę i w procesie szkoleniowym. Nie możemy fetyszyzować. Oczywiście, jest mizeria w budżecie, brakuje pieniędzy na sport, ale nie możemy upatrywać źródeł niepowodzeń wyłącznie w braku pieniędzy - powiedział Piotr Nurowski, nowym prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, w "Sygnałach Dnia".
28.02.2005 | aktual.: 28.02.2005 10:41
Sygnały Dnia: O PKOl-u mówi się także, że to jedno z takich może lepszych ze względu na przepiękną siedzibę, wartą 45 milionów złotych, ale że jest to po prostu biuro turystyczne.
Piotr Nurowski: No, to może jest krzywdząca... Siedziba jest rzeczywiście piękna. Zdążyłem się wczoraj zorientować na zgromadzeniu PKOl-u, że jest to powód do zazdrości wśród w ogóle międzynarodowej społeczności olimpijskiej, działaczy MKOl-u. Pan Jacques Rogge, obecny prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, wizytował tę siedzibę, był zachwycony. Cieszą się tym również inni przedstawiciele narodowych komitetów olimpijskich. Ja mam trochę wątpliwości, czy rzeczywiście w tej sytuacji to było potrzebne. Działacza PKOl-u, ustępującego zarządu, podkreślają — i ja daję im w tym wiarę — że został ten piękny obiekt zbudowany ze środków pozabudżetowych, i chwała im za to. Jest ten obiekt, problem teraz, żeby go tchnąć jeszcze większą działalnością, życiem i żeby on dobrze służył idei olimpijskiej, a w ogóle polskiemu sportowi. I myślę, że to jest również dla mnie jakieś zadanie.
Sygnały Dnia: A z tym biurem turystycznym to przesada, według pana?
Piotr Nurowski: To chyba trochę przesada, chociaż tu i ówdzie dochodzą głosy, że tych wyjazdów samych działaczy PKOl-u było może za dużo. Tam, gdzie trzeba jechać — jak dzisiaj wyjeżdża dwuosobowa ekipa na spotkanie organizacyjne do Turynu, bo proszę pamiętać, że za niespełna rok kolejne igrzyska zimowe w Turynie i tu już nie ma czasu, to jest ostatnia prosta przygotowań olimpijskich — trzeba jeździć wtedy.
Sygnały Dnia: No właśnie, jeśli w Turynie pójdzie nam tak jak w Oberstdorfie (oczywiście, w mniejszej skali, bo tu mieliśmy co czynienia tylko z narciarzami klasycznymi), to pan będzie ponosił odpowiedzialność za wynik, mimo że pan nie chce, pan się od tego odżegnuje, nie chce pan być, jak pan to powiedział, centralną komisją liczenia medali, tak?
Piotr Nurowski: Planowania medali. Tak, ale już odpowiedzialność będę brał. Ale, panie redaktorze, proszę państwa, są i również tej „jaskółki”. Dwudziestodwuletnia dziewczyna z Limanowej ćwicząca w klubie AZS AWF Katowice była o naprawdę mały kroczek od medalu na 30 km, Justyna Kowalczyk, która wywalczyła IV miejsce, znakomity wynik, a mogło być jeszcze lepiej. Ale wydaje mi się, że to lepiej zostawmy właśnie na Turyn.
Sygnały Dnia: No tak, ale dla kibiców ważne jest to, że jeśli zawodnik, nasz zawodnik jest faworytem, to niechże on będzie tym faworytem naprawdę i niech przyniesie jakiś efekt w postaci medalu czy naprawdę dobrego miejsca. A tymczasem nasi są faworytami, a jak przyjdzie co do czego... to sam pan wie najlepiej.
Piotr Nurowski: No właśnie. Mnie się wydaje, proszę państwa, że w tej chwili tak naprawdę stopień wyćwiczenia, wytrenowania czołówki światowej międzynarodowej w różnych dyscyplinach sportu jest zbliżony. Tam decydują niuanse. Jak dużo w naszej debacie narodowej na temat Małysza — bo przecież jest to już pewne zjawisko społeczne, socjologiczne — dyskutujemy. I trenerzy, opiekunowie podkreślają, że wytrenowanie fizyczne bardzo dobre, brakuje czasem jakiegoś niuansu, który się czasem, a nawet bardzo często odbywa w sferze psychiki. I to jest zadanie również dla tego sztabu przygotowawczego — przygotuj zawodnika fizycznie, od strony wytrzymałości, szybkości, ale żeby ta jego odporność psychiczna... Doktor Paszczyk, który ustąpił ze stanowiska, znaczy przegrał...
Sygnały Dnia: Nie został wybrany.
Piotr Nurowski: Nie został wybrany. Był moim współpracownikiem w latach siedemdziesiątych w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Jest to — chcę podkreślić i to nie przez kurtuazję — jeden z najwybitniejszych speców, fachowców od sportu. On miał taką teorię i w praktyce to zdawało egzamin: przez zawodami, tymi docelowymi, najważniejszymi ustawiał zawodników nie pod kątem: musisz zdobyć medal, ale: walcz o pobicie swojego rekordu życiowego, spróbuj zmierzyć się sam ze sobą, ze swoimi słabościami, nie myśl o tej presji, że musisz wygrać, musisz być pierwszy. Jak po prostu będziesz wolny od tego, skoncentrujesz się tylko na starcie, ażeby pobić w lekkiej atletyce na przykład rekord życiowy, to to pobicie tego rekordu może się w praktyce okazać właśnie zdobyciem medalu, wysokiego miejsca.
Sygnały Dnia: A może to jest tak, panie prezesie, że my cierpimy na niedobór sportowców wyczynowych w ogóle?
Piotr Nurowski: Tak, to jest problem. W analizie po Atenach, muszę to z przykrością stwierdzić, że od Barcelony polski sport znajduje się trochę na równi pochyłej. Przypomnę — Barcelona to dziewiętnaście medali, Atlanta siedemnaście, Sydney czternaście, a w Atenach było już ich tylko dziesięć, a apetyty przecież były dużo większe. Coś trzeba zrobić. To na dłuższą rozmowę i w procesie szkoleniowym. Nie możemy fetyszyzować. Oczywiście, jest mizeria w budżecie, brakuje pieniędzy na sport, ale nie możemy upatrywać źródeł niepowodzeń wyłącznie w braku pieniędzy. Bo chcę przypomnieć, i wszyscy to mówili i przed Atenami, że pieniędzy na przygotowanie już tej wąskiej czołówki nie brakuje. A więc te błędy czy przyczyny chyba leżą trochę, trochę gdzie indziej.