Piotr Czerwiński: Za co lubię Irlandię
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Lubię Irlandię. Zawsze chciałem wyjechać na wieś i dopiero Irlandia spełniła moje marzenia o tym wyjeździe. Co prawda mogłem wyjechać na wieś w Polsce, ale tam byłoby zbyt normalnie, a to nie jest żadne wyzwanie dla egzystencjalisty.
24.09.2012 | aktual.: 24.09.2012 08:55
Lubię Irlandię, bo nic się tutaj nie dzieje. Byłem dziennikarzem przez trzynaście lat i w moim życiu ciągle się coś działo. Każdy dzień trwał wieczność. Nie dawałem rady wrócić z pracy do domu, bo po drodze zawsze działo się coś, co zawracało mnie do biurka. W Irlandii nie mam takiego problemu. Wiadomości ograniczają się tutaj do molestujących księży i sępienia pieniędzy od Angeli Merkel. Jedno i drugie mnie nie dotyczy, a każdy dzień jest taki sam, więc od siedmiu lat przebywam poza czasem.
Nie ma również żadnych poważnych kataklizmów, nie występują tu węże ani komary, nikt nie kradnie samochodów i nigdzie nie można kupić żelatyny, oprócz tego, że można ją kupić w polskim sklepie. Za to też lubię Irlandię.
Można też kupić kefir. Mam ambiwalentne podejście do kefiru, ale wiem, że innym rodakom ratuje życie. W zasadzie lubię za to polski kefir w Irlandii.
Lubię Irlandię, bo wszyscy tu myślą dwa razy wolniej i jeszcze wolniej robią to, o czym pomyśleli. Niestety ma to efekty uboczne, bo kiedy Irlandczyk obiecuje że zrobi coś w czwartek o piątej, robi to w piątek o szóstej, i to niekoniecznie w tym samym tygodniu. Ale ja to lubię.
Lubię Irlandię, bo czasami zdarza mi się takie pięć minut, w ciągu których nie spotkam Polaka, przez co mogę się poczuć jakbym był za granicą.
Lubię też Irlandię za to, że notorycznie mogę spotykać tu Polaków, dzięki czemu czuję się jak w domu.
Lubię Irlandię za to, że dzięki niej przestałem rozumieć, co to znaczy „w domu”.
Lubię Irlandię za to, że piwo jest za słabe i za drogie. To właśnie dlatego tubylcy wypijają dwanaście piw za jednym zamachem i muszą je potem zwymiotować na ulicę. Lubię ich za to.
Lubię Irlandię za to, że poczta działa tylko w godzinach pracy, przez co trzeba się zwalniać z własnej, a ponieważ nie każdy szef się na to zgadza, system ten pozwala unikać chodzenia na pocztę. Myślę, że poczta irlandzka jest z tego rozwiązania bardzo dumna i za to lubię tę pocztę.
Z tej samej przyczyny lubię irlandzkie banki. Jeden, jak był otwarty w sobotę, to potem splajtował. Lubiłem go za to.
Prócz tego lubię Irlandię za to, że nie ma tu elektrociepłowni, a pralka stoi w kuchni. W blokach nie można trzymać psów, ale można hodować grzyba. Uwielbiam to.
Lubię Irlandię za to, że nikt tu nie potrafi wymówić mojego nazwiska ani żadnego innego obcego słowa. To takie rozkoszne.
Lubię też Irlandię, bo nikt nie mówi tutaj po irlandzku. Nie umiem wymówić w tym języku ani słowa, co jest rozkoszne oczywiście, ale miałbym kłopoty, gdyby nagle zaczęto w Irlandii wymagać znajomości ojczystego języka jej mieszkańców.
Lubię Irlandię za to, że wszyscy znani pisarze uciekli stąd do Paryża. To głównie dlatego, że lubię Paryż, oczywiście.
Lubię Paryż, bo są tam irlandzkie puby.
Żartowałem tylko.
Lubię Irlandię, bo w Dublinie stoi pomnik igły i nikt nie wie dlaczego. Nigdzie nie ma pomnika ćpuna ani pomnika strzykawki.
Skłonny jestem wierzyć, że chodziło o konotacje medyczne, ale zabrakło pieniędzy na spiżową pielęgniarkę. Stoi tylko spiżowa Molly Malone, która ma pusty stragan, ale za to cycki prawie wywalone na wierzch.
Lubię Irlandię, bo ludziom w Polsce wydaje się, że wszyscy zmywamy tu garnki i klepiemy biedę, a ludziom w Irlandii wydaje się, że wszyscy klepią biedę w Polsce. To piękne, mieć złudzenia w życiu.
Lubię Irlandię, bo woda występuje tu w dwóch kranach, z których jeden nadaje wrzątek, a drugi odmianę lodowatą; w zlewie natomiast nigdy nie ma korka.
Lubię Irlandię, bo jak rodak ci tutaj nie zaszkodził, to już ci pomógł. W Polsce ludzie już nie są tacy pomocni.
Lubię też Irlandię za to, że czasami spotykam tu Polaków, którzy mi nie zaszkodzili, tylko wprost przeciwnie. Jeszcze inni prosili o autografy na moich książkach. Lubiłem ich za to.
Lubię Irlandię, bo po raz pierwszy w życiu usłyszałem tutaj słowo „Tusk” w innym kontekście. Tak nazywa się płyta zespołu Camper Van Beethoven. Czekam aż nagrają album zatytułowany „Kaczyński” oraz „Doda” i „Specjalna Komisja”, a także maksi-singla pod tytułem „Chcę się zadręczyć polityką”. To będzie takie piękne.
Lubię Irlandię za to, że nikt nie chce się tu zadręczyć za pomocą polityki. Ludzie dręczą się wyłącznie przy użyciu wyrobów spirytusowych.
Lubię Irlandię, bo nie musiała wysłać swojej armii do Iraku, a jej obywatele i tak mogą jeździć do Stanów bez wizy.
Lubię Irlandię, bo wszyscy tu myślą, że Irlandia jest wysoko rozwiniętym krajem, a Polska zacofaną dziurą. To naprawdę zabawne.
Lubię Irlandię, bo benzyna kosztuje tutaj tyle samo, co w Polsce. Na stacjach benzynowych często można spotkać Polaków, toteż człowiek czuje się tak, jakby w ogóle nie przemieścił się geograficznie.
Lubię Irlandię, bo wszystko tu pochodzi z Anglii. W samej Anglii byłoby tego za wiele, a tu jest nawet do zniesienia.
Lubię Irlandię, bo w prasie można tu przeczytać, że wszyscy Polacy siedzą na zasiłkach, dzięki czemu ich życie przypomina masaż hawajski, co zaburza moją wiarę w niezawodność elektronicznych tłumaczy, ale przynajmniej dowodzi, że miejscowi dziennikarze przeglądają polskie gazety.
Lubię też Irlandię za to, że dorosłym ludziom wolno się tutaj bawić w lato w środku zimy, bo nad Wisłą zamknięto by ich w wariatkowie, gdyby w grudniu nosili szorty i ciemne okulary.
Lubię Irlandię za to, że tutejsi Polacy są niezwykle oczytani, kulturalni, życzliwi i porażająco inteligentni.
Lubię Irlandię, bo żyją tutaj ludzie, którzy pamiętają jak wygląda dobrobyt. W Polsce od czasów Kazimierza Wielkiego minęło już trochę czasu i pamięć najstarszych górali na temat prosperity zatarła się fundamentalnie.
Lubię też Irlandię, bo tutejsza pogoda odbiera temu krajowi prawo do zamieszkiwalności. Tylko wybitne jednostki mają na tyle fantazji, by z własnej woli wytrzymać tu dłużej niż tydzień, a ci, którzy deklarują chęć spędzenia tu całego życia, zasługują na order uśmiechu, obowiązkowo wystrugany z kartofla.
A teraz, drodzy rodacy, możecie odejść od komputerów i rozpłakać się ze wzruszenia. Pozwalam wam w imieniu świętej pamięci Anglo-Irish Banku oraz lobby producentów białej kaszanki.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com