Piotr Czerwiński: Jestem wielkim fanem dublińskich gliniarzy
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. W Irlandii nie opłaca się być budowlańcem ani artystą, nikt więc nie chce studiować sztuk pięknych ani budownictwa. Coraz popularniejsze są za to nauki ścisłe, które są jedyną gałęzią, wciąż pozwalającą znaleźć dobre pracę lub wyjeżdżać do Australii i tam znajdować dobre prace. Jednak ponoć to nie naukowcy najczęściej katapultują się na antypody. Jak głosi najnowszy dubliński dowcip: „Gdzie najłatwiej spotkać irlandzkiego policjanta? W Melbourne.”
18.03.2013 | aktual.: 18.03.2013 13:17
Tak tak, moi Państwo. Gliniarze w Irlandii nie mają łatwego życia, a wstępowanie w ich szeregi jest coraz mniej trendowe. Nie dość, że coraz więcej trzynastoletnich złoczyńców w kapturach, wyrzucających wszędzie opakowania po chipsach, to jeszcze pensje im ponoć obniżyli i jeszcze ktoś ich zmuszał, żeby za darmo i na ochotnika wzięli nadgodziny. Chodziło o pilnowanie meczu piłkarskiego i jego okolic. Gromada potencjalnych ochotników wypięła się na sugestie kierownictwa i tak oto w łonie tutejszej Gardy doszło to pierwszego dużego sporu natury strajkowej. Z ulic Dublina trzeba było wycofać piesze patrole w ilości osiemdziesięciu chłopa i skierować je pod stadion. Właściwie to chłopa i baby, bo tutejsze krawężnictwo jest koedukacyjne, na wypadek, gdyby trzeba było robić rewizję jakiejś strutej pani w różowym dresie, wymachującej motylkowcem. Jak grzyby po deszczu odezwali się krytycy tego posunięcia, sugerujący, że w tym czasie centrum miasta było rajem dla trzynastoletnich złoczyńców i pijanych pań w różowych
dresach, wymachujących motylkowcami. Biorąc pod uwagę, że istotnie jest ono rajem dla takich osobników bez względu na obecność pieszych patroli, naprawdę nie widzę powodu, by się irytować ich zniknięciem aż tak bardzo, jak kierownictwo ich jakże zacnej firmy, które straszy ich teraz sankcjami. W mieście nie było patroli, a na meczu, jak słowo honoru, też wcale nie były potrzebne. Jak powszechnie wiadomo, irlandzki kibic nie jest w stanie skrzywdzić nikogo i niczego oprócz własnej wątroby, przez co jest on całkowicie niegroźny dla otoczenia i przez to nieatrakcyjny dla organów ścigania. Naprawdę można było obejść się bez tych patroli na stadionie Croke Park. Jedyna służba publiczna, jakiej potrzebowali ci osobnicy, to miejscowe MPO, które bywa tak miłe, że bladym świtem sprząta wymioty sprzed wejść do lokalnych pubów.
Jestem wielkim fanem dublińskich gliniarzy. Tak bez żartów, myślę, że to mili ludzie o humanitarnych manierach, którzy naprawdę zajmują się utrzymywaniem porządku i niczym więcej, bo zapewne nie o każdej policji świata można powiedzieć coś takiego. Mają też ludzkie podejście do swojej roboty i do życia; w końcu są Irlandczykami, tylko że z policji.
O uduchowieniu irlandzkich policjantów opowiada świetna komedia, zatytułowana „The Guard”, czyli w pewnym sensie „glina”, po prostu. Nie wiem czy kiedykolwiek zbłądziła pod strzechy polskich kin albo sklepów z DVD, ale szczerze polecam jej obejrzenie.
Miejscowi radarowcy natomiast przeszli do historii, ścigając tajemniczego Polaka o nazwisku „Prawo Jazdy”, który nie zapłacił całej sterty wystawionych na to nazwisko mandatów. O ile się nie mylę, dostali nawet za to jakąś publiczną nagrodę w dziedzinie kreatywności inaczej.
No, ale wróćmy do tematu. W Irlandii nie opłaca się być budowlańcem, co jakby jest oczywiste, a także artystą, co zawsze było oczywiste z naciskiem na „nie opłaca”. Znakiem tego coraz mniej tutejszej młodzieży studiuje wyżej wspomniane kierunki. Rozmawiałem niedawno z jednym młodym człowiekiem, studiującym sztuki piękne wbrew wszelkiej logice (choć nie pomnę co dokładnie, bo to rozległa dyscyplina), który wyznał subiektywnie, że najpopularniejszym przedmiotem na jego wydziale jest picie i zażywanie nielegalnych substancji. Wszyscy bowiem wiedzą, że w tym zawodzie nie ma żadnej przyszłości. Podobnie rzecz ma się w dziedzinie pedagogiki, choć z pewnością studenci tego kierunku pędzą grzeczniejszy tryb życia. W ich gronie panuje opinia, że uczenie cudzych dzieci jest niewdzięcznym i nieopłacalnym procesem, zwłaszcza, że większość tych dzieci na pewno wyrośnie na trzynastoletnich złoczyńców w kapturach, podpierających ściany barów szybkiej obsługi. Szkolnictwo podstawowe cierpi więc na brak kadry, a kadra cierpi
na brak morale.
Nikt też nie chce studiować medycyny, a tendencja ta ma się nasilić, zwłaszcza po tym, jak zapowiedziano zwolnienia 4000 osób z personelu szpitali, z czego aż 750 w samym Dublinie. Ministerstwo zdrowia zamierza oszczędzić w ten sposób 721 milionów euro. Nawet winda, którą jechał niedawno minister zdrowia, niejaki James Reilly, zbuntowała się przeciwko tej decyzji, zakleszczając się na 20 minut między piętrami. Ja Panu mówię, Panie Reilly, to znak z niebios, nie inaczej.
Coraz mniej jest chętnych na prawników, ze względu na coraz mniejsze poszanowanie prawa i sprawiedliwości w tej pięknej krainie. Co prawda to stwarza duże szanse na zrobienie kariery w tym sektorze, ale skądś przecież muszą się rekrutować kandydaci; ten kij ma zatem dwa końce.
Jedyne kierunki, na które młódź irlandzka zaczęła zapisywać się drzwiami i oknami, dotyczą nauk ścisłych, ze szczególnym uwzględnieniem farmacji, biologii i innych biotechno-stroboskopowych kierunków. Nagle stało się to modniejsze niż studiowanie ekonomii i wszelkiego prywatnego biznesu, a już myślałem, że ta epoka nigdy się nie skończy. No, ale w zasadzie to zrozumiałe. Biznes w dzisiejszych czasach niepewny, a ludzie zawsze będą żarli pigułki. Przy pigułkach zawsze więc powinna być jakaś robota.
Wracając zaś do tematu stróżów porządku, których ponoć ubywa, odwrotnie proporcjonalnie do złodziei, to zauważyłem, że coraz popularniejsze stają się w Irlandii prywatne i oddolne inicjatywy typu „crime-stoppers”, czyli nie tylko profesjonalne usługi ochroniarskie, ale całe systemy obrony cywilnej, systemy sąsiedzkiego czuwania i ogólne przeświadczenie, by być czujnym, czy aby pod blokiem nie czai się złe. To bardzo słuszna i zacna taktyka, zwłaszcza w kraju, gdzie ludzie w swej beztrosce przekraczali do niedawna normy zdrowego rozsądku, prawie zostawiając swoje domy z otwartymi drzwiami. Powód jest smutny, ale stawia do pionu.
Oprócz tego mieliśmy wczoraj w Irlandii dzień Świętego Patryka, ale na litość Boską, ileż można pisać o dniu Świętego Patryka?
Natomiast deszcz pada poziomo, a wiatr wieje pionowo. Chodźmy do baru.
Dobranoc Państwu.
*Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com*