Pilot uniewinniony; Miller: poleciałbym z nim jeszcze
Ppłk Marek Miłosz - pilot śmigłowca, który w 2003 r. awaryjnie lądował z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie, został uniewinniony.
22.03.2010 | aktual.: 22.03.2010 15:10
Wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego jest nieprawomocny. Prokuratura wnosiła o karę roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 4,5 tys. zł grzywny, obrona chciała uniewinnienia.
Miłosz został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku oraz o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy. Miało się tak stać przez to, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć na trasie śmigłowca występowała temperatura poniżej 5 stopni Celsjusza. W takich warunkach instrukcja zaleca przejście z trybu automatycznego na ręczny.
Leszek Miller: jestem zadowolony z wyroku
Były premier Leszek Miller zadeklarował, że gdyby miał znów lecieć w tak trudnych warunkach jak wtedy, poleciałby z ppłk. Markiem Miłoszem. - Jestem bardzo zadowolony z wyroku sądu. Temida czasami się myli, ale w tym przypadku jestem przekonany, że nie pomyliła się. Byłoby niezmiernie dziwne, że pilot, który uratował życie wielu osób będących na pokładzie roztrzaskanego helikoptera ponosiłby dzisiaj tak surowe konsekwencje, nie mówiąc już o tym, że ewentualny wyrok skazujący eliminowałby pana pułkownika Miłosza z możliwości latania, a z tego co wiem, latanie jest jego prawdziwą pasją" - powiedział Miller.
- Mam żal do prokuratury za ten ponad sześcioletni proces. Oczywiście można powiedzieć, że oni to robią z urzędu, ale nie trzeba było tak obstawać przy tym oskarżeniu. Sprzęt, którym dysponujemy bardzo szanuję, ale ma on już ponad 30 lat - mówił ppłk Miłosz dziennikarzom po ogłoszeniu wyroku. Dziękował też za wsparcie rodzinie, kolegom oraz swoim dowódcom, którzy pozwolili mu powrócić do latania od razu po tym, jak zakończył leczenie po wypadku - niezależnie od trwającego procesu.
- Lata się na tym, co się ma, na takim sprzęcie, na jakie państwo stać. Ale należałoby przeanalizować zakup nowocześniejszego sprzętu - powiedział sędzia Mirosław Kolankowski w uzasadnieniu wyroku.
Śmigłowiec Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego rozbił się 4 grudnia 2003 pod Warszawą, gdy wyłączyły się obydwa silniki. Miłosz został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku oraz o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy. Miało się tak stać przez to, że nie włączył ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć na trasie śmigłowca występowała temperatura poniżej 5 stopni Celsjusza. W takich warunkach instrukcja zaleca przejście z trybu automatycznego na ręczny.
- Zgromadzony w sprawie materiał dowodowy, po jego rozważnej ocenie, nie pozwolił przypisać oskarżonemu zawinienia całej sytuacji i jej następstw - mówił sędzia Kolankowski. Podkreślił, że należy całą sprawę oceniać na podstawie wiedzy pilota w trakcie lotu, a nie późniejszych ekspertyz i wiadomości - o to samo wnosił w ostatnim słowie oskarżony ppłk Miłosz.
Sąd uznał, że ppłk Miłosz miał prawo nie wiedzieć o niekorzystnych warunkach pogodowych panujących 4 grudnia 2003 r. wokół Warszawy. Mówiła o tym cywilna prognoza meteo, ale oskarżony nie miał do niej dostępu, bo korzystał z wojskowej, która nie ostrzegała przed możliwością oblodzenia. To właśnie oblodzenie spowodowało wyłączenie pracy silników maszyny i konieczność awaryjnego lądowania w trybie autorotacji.
Sędzia Kolankowski podkreślił, że w wyniku tego manewru udało się przekierować maszynę z terenu zabudowanego na las i że wszyscy przeżyli przyziemienie oraz że wszyscy poszkodowani zakończyli już leczenie. Uczestnicy lotu podkreślali, że zawdzięczają ppłk. Miłoszowi życie - dodał.
Z uniewinnienia pilota zadowolony jest minister obrony Bogdan Klich. - Przyjąłem tę informację z zadowoleniem, ponieważ ppłk Miłosz to jeden z najlepszych pilotów śmigłowcowych; w sposób brawurowy uniknął katastrofy. Należy mu się pochwała, nie nagana i postępowanie sądowe w tej sprawie przyznało mu rację - powiedział minister.
W wypadku ucierpieli ówczesny premier, szefowa jego gabinetu politycznego Aleksandra Jakubowska, dwoje pracowników Centrum Informacyjnego Rządu, lekarz, pięciu oficerów BOR, trzech pilotów i stewardesa. Dwanaście osób przeszło długotrwałe leczenie.