Pilot MiGa zabrał głos na temat wypadku – ustaliła Wirtualna Polska
Pilot MiGa 29, który rozbił się w poniedziałek, przyznał w szpitalu, że nie użył katapulty – ustaliła Wirtualna Polska. Słowa pilota potwierdzają osoby, które widziały wrak z fotelem pilota w środku – mówi nam informator zbliżony do sił powietrznych.
20.12.2017 | aktual.: 20.12.2017 18:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Relacja pilota przeczy wersji przedstawianej w poniedziałek, kilka godzin po wypadku, przez MON, zgodnie z którą pilot się katapultował. Dopiero w środę wiceszef MON Bartosz Kownacki powiedział, że katapulta "prawie na pewno" nie została użyta.
Według naszych informacji, wątpliwości w tej sprawie w prywatnej rozmowie rozwiał sam pilot, który od poniedziałku przebywa w szpitalu w Warszawie. – Powiedział, że nie użył katapulty. Jest to pewne z dwóch źródeł – oprócz deklaracji pilota sprawdzono też, że we wraku jest fotel pilota – słyszymy od informatora zbliżonego do sił powietrznych.
- To cud, że przeżył. Ważne jest też, by na świeżo opowiedział Komisji Badania Wypadków Lotniczych o wszystkim, co pamięta. Komisja w takich przypadkach zapewnia też możliwość rozmowy z psychologiem – tłumaczy nasz rozmówca.
- To dlatego był problem z odnalezieniem wraku. Gdyby pilot użył katapulty automatycznie zostałaby wysłana informacja o jego położeniu - wyjaśnia inny rozmówca z MON.
Dlaczego wątpliwości, co do przebiegu wypadku miał resort obrony? - pytamy.
– To wynika ze słabej polityki informacyjnej, która nie jest oparta wiedza fachowców. Działa to tak, że czołgiści opowiadają o lotnictwie, a piloci o czołgach – przyznaje informator.
Do czasu publikacji tekstu nie udało się nam skontaktować z rzeczniczką resortu Anną Pęzioł-Wójtowicz.
Komisja badająca okoliczności wypadku będzie musiała odpowiedzieć na pytanie dlaczego pilot nie użył katapulty - czy był to jego błąd, czy usterka samolotu. MiGa-29 rozbił się w poniedziałek wieczorem w okolicach Kałuszyna na Mazowszu. Rannego pilota i wrak maszyny po ok. trzech godzinach od wypadku odnaleźli strażacy i leśnicy z Nadleśnictwa Siedlce. 28-letni pilot miał za sobą 400 godzin tzw. nalotu, z tego ponad połowę na maszynach typu MiG.