"Piloci Jaka-40 uratowali życie dziennikarzy"
Piloci Jaka-40 bohatersko wylądowali w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r., ratując życie polskich dziennikarzy - ocenił poseł Antoni Macierewicz (PiS) podczas posiedzenia sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
02.03.2011 | aktual.: 02.03.2011 17:27
Posiedzenie komisji poświęcone jest lądowaniu Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia ub.r. Samolot ten, z dziennikarzami na pokładzie, wylądował w Smoleńsku na kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M.
W posiedzeniu uczestniczyli m.in. wiceminister obrony narodowej Czesław Piątas, szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Cieniuch, dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski oraz wiceszef polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską płk Mirosław Grochowski.
"Napaści na polskich pilotów trwają od 10.04"
Jak powiedział Antoni Macierewicz, ubiegłotygodniowa informacja o skierowaniu do prokuratury wojskowej zawiadomienia dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40 nie była zaskoczeniem, bo "napaści na pilotów polskich związanych z wizytą w Katyniu trwały systematycznie od 10 kwietnia".
Zdaniem Macierewicza napaści te zaczęły media rosyjskie i przedstawiciele państwa rosyjskiego, "a następnie dosyć szybko zostały podchwycone przez media oraz przez najwyższych przedstawicieli władz i administracji po stronie polskiej".
Jak powiedział, dostępna dokumentacja, w tym zapis rozmów między kontrolerami lotu i pilotami Jaka, "jednoznacznie stwierdza", że warunki pogodowe w momencie lądowania Jaka-40 były w ramach norm przepisanych dla tego samolotu.
- W momencie lądowania widoczność sięgała co najmniej 1200 m, a więc była zgodna z minimami pilotów. Również ta dokumentacja potwierdza, że kontrolerzy lotów wydali zgodę na lądowanie - powiedział Macierewicz.
W jego ocenie do prokuratury skierowano zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa tylko przez pilotów, choć od momentu katastrofy smoleńskiej "wskazano na istotne przesłanki niedopełnienia obowiązków i naruszenia kodeksu karnego przez bardzo wiele najwyżej postawionych osób w rządzie polskim, począwszy od premiera Donalda Tuska, ministra (MON) Bogdana Klicha, ministra Tomasza Arabskiego", a także "na drastyczne naruszenie zarówno rosyjskiego, jak i polskiego kodeksu karnego przez kontrolerów lotu".
- Realizujecie zasadę, która została przywołana przez ministra Jerzego Millera - będzie bardziej bolało - zwrócił się Macierewicz do przedstawicieli MON, Sztabu Generalnego i dowództwa Sił Powietrznych.
"Załoga Jaka-40 naruszyła przepisy"
Gen. Lech Majewski powiedział, że załoga samolotu Jak-40 dopuściła się naruszenia przepisów określonych w regulaminie lotów. - Lądowanie odbyło się w warunkach atmosferycznych, których wartości były poniżej warunków minimalnych dla pilota. Dowódca statku powietrznego lądował, pomimo nieotrzymania zezwolenia na lądowanie od kierownika lotów lotniska Smoleńsk, pomimo polecenia odejścia na drugi krąg, na drugie zajście, wydanego przez kierownika lotów - dodał.
Podkreślił, że do takich wniosków doszła komisja powołana przez szefa Sztabu Generalnego, która weryfikowała ustalenia komisji Sił Powietrznych.
- Tym samym uznano, że zaistniałe zdarzenie zostało zbadane w sposób obiektywny, przy uwzględnieniu całości zgromadzonego materiału dowodowego, że odwołania załogi są niezasadne i nie znajdują potwierdzenia w zgromadzonych materiałach - powiedział.
Dodał, że opierając się na tych ustaleniach komisji szef Sztabu Generalnego podjął decyzję o nieuwzględnieniu złożonych przez załogę odwołań i pouczył zainteresowanych, że nie przysługuje im prawo wniesienia odwołania do ministra obrony narodowej, ani skarga do sądu. Natomiast w związku z uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w ruchu powietrznym przez załogę samolotu, on sam 24 lutego złożył zawiadomienie do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wniosek o wszczęcie postępowania w tej sprawie.
Wiceminister obrony narodowej Czesław Piątas zaznaczył, że w toku działalności służbowej, w tym postępowania dyscyplinarnego, dowódcy określonych szczebli wielokrotnie korzystają z prawa zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
- To jest normalna działalność. Z tego prawa skorzystał też gen. Majewski, ponieważ uznał, że prokuratura będzie tym organem, który we właściwy sposób określi i oceni, czy nastąpiło naruszenie - powiedział. Nie przesądzamy o winie pilotów
- Na tę chwilę nie przesądzamy o winie pilotów. Mamy podejrzenia co do popełnienia przestępstwa. Zależy nam na pełnym i rzetelnym wyjaśnieniu tej sprawy - powiedział Piątas. Dodał, że jedynym organem, który jest w stanie to uczynić, jest prokuratura, bowiem ma dostęp do informacji, których obecnie nie ma ani Dowództwo Sił Powietrznych, ani szef Sztabu Generalnego.
- Postępowanie dyscyplinarne, które prowadzone jest przeciwko pilotom Jaka-40, jest postępowaniem, jakie toczy się w stosunku do żołnierza, który naruszył przepisy. Jest ono zgodnie w pełni z ustawą o dyscyplinie wojskowej - zapewnił Piątas.
Szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Cieniuch przedstawił komisji przebieg formalnych działań związanych z badaniem "incydentu lotniczego" z udziałem Jaka-40. Powiedział m.in., że dowódca Sił Powietrznych 7 maja powołał komisję do zbadania tego zdarzenia. Komisja początkowo doszła do wniosku, że piloci mogli złamać regulamin, ale przerwała prace, ponieważ nie miała wielu dokumentów, które posiadała inna komisja - badająca katastrofę smoleńską.
Komisja badająca incydent z udziałem Jaka-40 otrzymała odpowiednie dokumenty 25 listopada. Dopiero wtedy stwierdziła, że naruszono reguły i regulamin lotniczy. Odwołanie załogi od tego orzeczenia odrzuciła inna komisja, działająca przy Sztabie Generalnym. Przewodniczył jej płk Mirosław Grochowski, jednocześnie wiceszef komisji badającej katastrofę smoleńską.
Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie wylądował w Smoleńsku na kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M. W chwili lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Stenogramy rozmów świadczą, że kontrolerzy nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg. Gdy wylądował, wyczyn pilota skwitowali krótko: "zuch" - wynika ze stenogramów opublikowanych przez MAK.
Do prokuratury wojskowej wpłynęło w piątek zawiadomienie gen. Majewskiego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez załogę Jaka-40. Jak mówił wówczas rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa, gen. Majewski powołał się na wyniki prac wojskowego zespołu badającego "incydent lotniczy" lądowania Jaka-40 w Smoleńsku 10 kwietnia.
Polska wojskowa komisja badająca incydent ustaliła wcześniej, że załoga "wykonała lądowanie w warunkach atmosferycznych poniżej minimalnych, do których była wyszkolona, czym mogła naruszyć przepisy wykonywania lotów". Odwołanie pilotów od tego orzeczenia odrzuciła komisja działająca przy Sztabie Generalnym WP.
Jak mówił w piątek płk Rzepa, zawiadomienie złożone przez dowódcę Sił Powietrznych zostanie poddane analizie prokuratorów wojskowych i zapadnie decyzja, czy wszcząć śledztwo, czy też tego odmówić.
Skutkiem zakończenia procedury odwoławczej - zgodnie z ustawą o dyscyplinie wojskowej - będzie też wznowienie postępowania dyscyplinarnego wobec załogi; decyzje należą do przełożonego pilotów i są niezależne od śledztwa.