Piłka nożna jest kobietą
To wcale nie futbol jest szowinistyczny. Najgorsze są reklamy przed meczem. Jedyne panie, jakie w nich oglądam, to szczupłe hostessy zabawiające panów w średnim wieku. A przecież mundial śledzą tysiące kobiet. Ze mną na czele
15.06.2018 | aktual.: 15.06.2018 12:51
Obejrzałam mecz otwarcia mundialu Rosja - Arabia Saudyjska. Sympatyczny i dynamiczny, acz niestety nudny, bo niewiele ciekawych akcji. Rosja wprawdzie wbiła pięć ładnych goli i z ogromną łatwością wygrała do zera, ale to była co najwyżej dość porządna gra. Jakieś dwie nieszczególnie istotne żółte kartki, jedna bramka z rzutu wolnego, kilkanaście fauli - taka, rozumiecie, elegancka wymiana piłek na rozgrzewkę przed mistrzostwami, które się właśnie zaczynają i po których spodziewam się sporo więcej emocji i zwrotów akcji.
Obejrzałam, choć jestem kobietą. Sama w domu, bez piwa, bez męskiego towarzystwa. Po prostu. Bo lubię. I im więcej widziałam reklam przed i po transmisji, tym bardziej mnie szlag trafiał. W kreacjach marketingowych praktycznie sami faceci, a jeśli kobiety, to tylko młode i szczupłe hostessy towarzyszące panom w średnim wieku. Żadnej starszej pani. Żadnej dziewczynki. Żadnej kobiecej ekipy przed telewizorem. Wszystko skierowane do męskiej widowni. I oczywiście tylko produkty postrzegane jako męskie – piwo, elektronika i wielkie samochody. Aż dziw, że inne marki nie chcą się reklamować.
Jestem kobietą i stanowczo zbyt często muszę tłumaczyć, dlaczego oglądam piłkę nożną i skąd wiem, co to jest spalony. A cały świat wokół próbuje mi udowodnić, że te zainteresowania są co najmniej nietypowe. Zaczęło się zresztą na początku tygodnia, w jednej z warszawskich stacji radiowych, gdy prowadząca audycję zapowiedziała konkurs tylko dla kobiet, w którym można było wygrać dwa zaproszenia do kina na dzisiaj. Tylko dla kobiet – wyjaśniła – bo przecież nie będziemy przeszkadzać panom w oglądaniu mundialu, a nas to przecież nie interesuje. Doprawdy?
A ja przypomniałam sobie całkowicie kobiecą imprezę u przyjaciółki kilka tygodni temu, gdy połowa ekipy siadła przed telewizorem i oglądała finał Ligi Mistrzów. Bo lubi. A potem pomyślałam o różnych facetach, których znam, z moim synem włącznie, którzy mówią, że piłka ich nudzi i wolą poczytać książkę. Bo nie lubią. I jeszcze córka kumpla, na oko dziesięciolatka, od najmniejszego gra w piłkę, a on to uwiecznia na znakomitych zdjęciach, choć jak sam pisze – piłka nożna to raczej męski sport. Ale ona kocha. Tak jak i moja mama, która specjalnie z okazji mistrzostw kupiła nowy telewizor wiele lat temu, choć wówczas w domu nie przelewało się, a elektronika tania nie była. Bo też kocha.
Tak, szlag mnie trafia, że dzielimy sporty na damskie i męskie. I na to, co wypada robić dziewczynkom, a co już jest jakimś dziwactwem. Wkurza mnie, że chłopaków się bierze na mecz, a córeczki zostawia w domu, bo „ona i tak niczego nie zrozumie i trzeba jej będzie tłumaczyć”. I żeby było jasne, mam świadomość, że statystycznie zainteresowanie piłką nożną nadal jest większe w męskiej części populacji, ale to nie znaczy, że my, kibicki, nie istniejemy. Wręcz przeciwnie.
Lubimy oglądać mecze i stawiać na tego, kto powinien wygrać. Lubimy głośno krzyczeć, gdy nasza drużyna strzela gola i żałośnie śpiewać „nic się nie stało”, gdy tego gola jednak nie było. Lubimy wypić piwo do meczu albo jeszcze lepiej białe schłodzone wino. Lubimy, gdy nikt nam nie zasłania ekranu i nikt nie hałasuje w kuchni i uwielbiamy, gdy Tomasz Zimoch niemal trzynastozgłoskowcem komentuje zespołowe akrobacje piłkarzy. A najbardziej lubimy, gdy panowie na murawie wiedzą, czego chcą, a konkretnie to zwycięstwa.
Natomiast wkurza nas, że koszulki kibica są tylko w kroju męskim. Że u fryzjera na ekranach nie puszczają transmisji, bo przecież panie nie lubią. Wkurza nas, gdy nas wysyłacie po kolejne piwo do lodówki, bo niby mamy bliżej. I gdy protekcjonalnie tłumaczycie nam, który zespół jest lepszy i czemu ten właśnie wygra. A już najbardziej nas wkurza, gdy kolegom się chwalicie, że macie rozumne kobiety, które potrafią odróżnić rzut karny od rzutu wolnego. Nie trzeba nas pokazywać w zoo, serio. Żaden z nas ewenement. I wbrew temu, co twierdzi edytor tekstu, podkreślając mi raz po raz słowo „kibicka”, my istniejemy i mamy się świetnie.
I zamierzamy się znakomicie bawić przez najbliższy miesiąc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl