PolskaPierwszy wyrok ws. dopalaczy - za "żerowanie na życiu"

Pierwszy wyrok ws. dopalaczy - za "żerowanie na życiu"

Zapadł pierwszy wyrok skazujący w związku z handlem tzw. dopalaczami. Na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał 22-letniego mężczyznę oskarżonego o sprzedaż w sklepie z dopalaczami wyrobów zawierających zakazane prawem substancje. Wyrok nie jest prawomocny. Uzasadniając wyrok sędzia Barbara Paszkowska powiedziała, że "wysoce wątpliwe moralnie jest żerowanie na życiu ludzkim".

Pierwszy wyrok ws. dopalaczy - za "żerowanie na życiu"
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Polak

07.10.2010 | aktual.: 07.10.2010 17:06

Sam oskarżony chciał uniewinnienia, argumentując, że nie wiedział, iż niektóre wyroby sprzedawane w sklepie zawierały nielegalne składniki. Tłumaczył się tym, iż miał dokumentację od dystrybutora, która miała zaświadczać, że wszystkie składniki są dozwolone.

Uzasadniając swoją decyzję sąd orzekł, ze zasłanianie się nieświadomością "to naiwne tłumaczenie". Sędzia Barbara Paszkowska uzasadniała, że wyjaśnienia oskarżonego, iż nie wiedział co zawiera sprzedawany przez niego towar, to spreparowana na użytek sprawy sądowej linia obrony.

Prokuratura postawiła mu zarzuty z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Oskarżyła o to, że "w celu osiągnięcia korzyści majątkowych" udzielił innym osobom niedozwolonych środków odurzających.

Sprzedał ponad 2 tys. sztuk dopalaczy

Chodziło o sprzedaż od maja do grudnia 2009 roku ponad 2 tys. sztuk różnych preparatów: mieszanek ziołowych o różnych nazwach zawierających związek chemiczny zaliczony do zabronionych substancji odurzających za kwotę co najmniej 17,6 tys. euro.

Prokuratura domagała się kary dwóch lat więzienia bez zawieszenia. Sąd uznał, że wystarczy kara w zawieszeniu i dozór kuratora, przepadek i zniszczenie wyrobów z zakazaną substancją, a także przepadek uzyskanych ze sprzedaży pieniędzy, czyli ponad 72 tys. zł (kurs euro z grudnia 2009).

Sędzia powiedziała, że zarekwirowane wyroby były badane najpierw w laboratorium policji, a potem w specjalistycznym Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. O dokumentacji, na którą powoływał się oskarżony w procesie, sędzia mówiła, że nie odpowiadały one żadnym kryteriom takich dokumentów i nie mogły konkurować z opinią instytutu w Krakowie, która zawiera m.in. opis metod badawczych, substancji i wnioski z badań.

- Oskarżony znał branżę, w której funkcjonował, i miał świadomość tego, że sprzedaje produkty zawierające substancje niedozwolone - mówiła sędzia, uzasadniając, że w takiej sytuacji jego działania wyczerpały znamiona przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Przypomniała też, że był wcześniej skazany za posiadanie narkotyków i sam jako klient, przez internet, nabywał dopalacze.

Sędzia mówiła też o katalogu okoliczności stworzonych na potrzeby handlu dopalaczami, które miałyby wyłączać odpowiedzialność prawną sprzedawców w razie "wpadki". Wymieniła tzw. ekspertyzy i zapewnienia od dystrybutora o pełnej legalności towaru, czyli nieświadomość jako linię obrony oskarżonego, a także opatrywanie towaru napisami "produkt kolekcjonerski nienadający się do spożycia".

Zwróciła też uwagę na aspekt moralny sprawy. - Wysoce wątpliwe moralnie jest żerowanie na życiu ludzkim i zarabianie pieniędzy w ten sposób, żeby narażać przede wszystkim młodzież - dodała sędzia Paszkowska. Przywołała przykład z ubiegłego tygodnia, gdy pięciu licealistów z Białegostoku trafiło do sądu po zażyciu dopalaczy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (86)