Proces polskiego gangu handlarzy narkotyków, który złapał się w sieć zarzuconą przez amerykańskie FBI© tarnow.net.pl | Tomasz Schenk

Pierwszy taki proces. Jak polski gang wpadł w zasadzkę FBI

Nie byli największym gangiem i nie przemycili rekordowych ilości narkotyków. Za to wpadli spektakularnie. Wszystkie plany polscy gangsterzy ustalali przez aplikację, która była pułapką amerykańskiego FBI.

  • "Załatwisz 10 kg jaranka?", "debile źle wydali towar", "psy mnie wyjeb...y z towarem", "jak nie będzie pieniędzy, potnę go jak fileta" - takie wiadomości wysyłali sobie członkowie polskiego gangu narkotykowego w aplikacji Anom. Byli przekonani, że to zaawansowane narzędzie gwarantuje im anonimowość.
  • W rzeczywistości aplikacja została stworzona na zlecenie Federalnego Biura Śledczego (FBI). Cała korespondencja grupy trafiała wprost do amerykańskich służb. I stała się głównym dowodem w sprawie przed polskim sądem.
  • Obrońcy członków grupy przekonywali, że dowody są nielegalne – bo polski sąd nie wyraził zgody na inwigilację. A poza tym nie ma pewności, że wiadomości nie zostały przez kogoś zmienione i zmanipulowane.
  • Sąd przyznał, że takiego dowodu w sprawach rozstrzyganych w Polsce jeszcze nie było. Ale wskazywał, że Anom to nie Pegasus-bis, w którym można modyfikować treść korespondencji.

Tekst: Paweł Figurski, Dariusz Faron

21 maja 2021 r.

Kilka minut przed 12:30 srebrny opel vectra, jadący w kierunku Tarnowa, zostaje zatrzymany na autostradzie A4 przez Centralne Biuro Śledcze Policji. Za kierownicą siedzi 35-letni Filip S., ps. "Świr". Kawaler, bez zawodu, skończył naukę na gimnazjum. W przeszłości miał już problemy z prawem – w 2015 roku dostał dwa lata w zawieszeniu za wprowadzenie do obrotu znacznej ilości amfetaminy.

Zanim CBŚP zarekwiruje mu telefon, Filip S. wysyła wiadomość do szefa grupy. "Psy mnie wyjeb...y z towarem".

W bagażniku pięć zaklejonych tekturowych kartonów z napisem OBI. Wewnątrz dwadzieścia jeden worków foliowych, w każdym około kilograma marihuany.

Policjanci odnoszą sukces, ale nikt nie otwiera szampana. Zatrzymanie Filipa S. jest tylko pierwszym klockiem domina - częścią szeroko zakrojonej akcji, wymierzonej w sprowadzający towar z Hiszpanii gang narkotykowy działający na terenie całej Polski.

Na czele grupy stoi Michał J., ps. "Smok", mieszkający na Półwyspie Iberyjskim. Pod nim w hierarchii jest Łukasz T., który z Pomorza koordynuje działania gangu w Polsce. Łącznie grupa liczy czternaście osób. W ciągu kilku lat, między innymi w specjalnych skrytkach zrobionych w samochodach, przemyca do kraju około pół tony marihuany, 4 kilogramy amfetaminy, 615 gramów kokainy i sześć tysięcy tabletek ecstasy.

Po zatrzymaniu Filipa S. "Smok" nie ma świadomości, że to początek końca. Pisze do jednego z członków gangu, że "stracił pracownika", ale to była "zwykła kontrol".

Biznes kręci się dalej.

Są bezpieczni.

Mają przecież Anoma.

"ZAŁATWISZ 10 KG JARANKA?"

Anom to specjalna aplikacja tekstowa do komunikowania się. Ma gwarantować przestępcom pełną anonimowość. Gdy "Smok" i jego ludzie rozkręcają swój narkotykowy interes, reklamowana jest w światku przestępczym jako nowa i zaawansowana technologia, wobec której organy ścigania są bezradne. Ma sporo funkcji zapewniających konspirację: samowygasające wiadomości, możliwości zmiany głosu czy bezpiecznego przechowywania plików.

Żeby używać aplikacji, potrzebujesz telefonu ze specjalnym systemem operacyjnym. Na czarnym rynku to koszt od 1,2 do 2 tys. dolarów. Niedużo w porównaniu z zyskami z lewych interesów, które może chronić. W pakiecie dostajesz sześciomiesięczny abonament na aplikację. Nawet jeśli dotrzesz bezpośrednio do dystrybutora urządzeń, musisz powołać się na przynajmniej jednego użytkownika Anoma, który potwierdzi, że można ci ufać. Wchodzisz przez kalkulator, wpisując hasło. Dopiero wtedy otwiera się właściwa aplikacja.

Możesz kontaktować się tylko z innymi użytkownikami aplikacji. Nie zadzwonisz do kolegi spoza grupy, nie sprawdzisz niczego w internecie, nie uruchomisz mapy, bo telefon ma wyłączoną lokalizację. Za to podobno każda wiadomość przechodzi przez bezpieczny serwer, a ekran jest dodatkowo kodowany. W razie niebezpieczeństwa wystarczy odcisk palca, by wszystkie wiadomości zniknęły.

Aplikacja Anom. Materiały prasowe Australijskiej Policji Federalnej
Aplikacja Anom. Materiały prasowe Australijskiej Policji Federalnej© Australian Federal Police

Z Anomem "Smok" i jego ludzie czują się na tyle pewnie, że rozmawiają o biznesie otwartym tekstem.

2 kwietnia 2021 roku szef grupy jest niezadowolony z jakości narkotyków, które przyszły od dostawcy:

"Powiedz mu, że we wtorek chce sos za to lub 3 kg innego palenia. I za mercedesa, bo ja mu go nie dałem na farta, tylko była umowa, nie wywiązał się z niej. Ch... mnie obchodzi, skąd weźmie. Niech ukradnie lub kogoś wyj...ie. Bo daję słowo honoru, jak nie będzie pieniędzy, potnę go jak fileta"

15 kwietnia 2021 r. członkowie gangu piszą do siebie:

- Załatwisz 10 kg jaranka?

- Będzie 20 kg, ale musimy komuś pomóc odebrać.

19 kwietnia 2021 znowu wraca temat "towaru":

- Pod koniec tygodnia ten nasz leci do mnie po towarek, więc ja te twoje trzy sztuki też mu dam.

23 kwietnia 2021 r.:

- Będzie możliwość mieć co miesiąc 20 kg na stanie. Wszystko za hajs.

- Tak będzie, ziomuś, tylko muszą zrobić od nowa schowek i działamy.

16 maja 2021 r.:

- Podleć jutro rano ziom do Ryśka i weź sos. Zostawisz go później w schowku, jak będziesz zabierać towar.

20 maja 2021 r.:

- Trzeba odebrać spod Ikei w Bronowicach 32 sztuki, z czego 10 jest dla nas, które trzeba schować i 22 trzeba zawieźć koło Tarnowa [...] Chodzi o to, że przyjechało tirem i kur...a debile wydali źle towar. Pomieszali i ludzie wydali nie to co trzeba. Teraz trzeba to wymienić.

Logowanie do aplikacji Anom. Materiały prasowe Australijskiej Policji Federalnej
Logowanie do aplikacji Anom. Materiały prasowe Australijskiej Policji Federalnej© Licencjodawca

ZASADZKA FBI

"Smok" i jego ludzie piszą wiadomości otwartym tekstem, nie kryją się. Po co mieliby używać jakiegoś szyfru, skoro jest Anom? Nowocześnie. Względnie tanio. Bezpiecznie. Tak się przynajmniej gangsterom wydaje.

Nie wiedzą, że Anom to aplikacja stworzona przez amerykańskie Federalne Biuro Śledcze.

Jej twórcą jest niejawny współpracownik FBI. Ma ona pomóc w zwalczaniu grup przestępczych, zwłaszcza handlujących narkotykami i legalizujących "brudne" pieniądze.

To FBI – swoimi kanałami - reklamuje aplikację w środowisku przestępców i dystrybuuje specjalne urządzenia razem z Australijską Policją Federalną. Następnie w ramach operacji Trojan Shield, w którą zaangażowane są organy ścigania z różnych krajów, przechwytuje miliony wiadomości krążących między przestępcami. Wszystko trafia na serwery kontrolowane przez FBI. Akcja trwa od 2018 do 2021 roku.

W 2021 roku BBC informuje, że dzięki aplikacji Anom w kilkunastu krajach na całym świecie zatrzymano 800 przestępców. Służby skonfiskowały osiem ton kokainy, 250 sztuk broni i 48 milionów dolarów.

Na podstawie podpisanej w 2019 roku umowy między Polską i USA, dotyczącą zwalczania przestępczości, FBI przekazuje CBŚP korespondencję grupy kierowanej przez "Smoka". Amerykanie zapewniają, że dowody zostały zebrane w sposób zgodny z prawem Stanów Zjednoczonych.

Polski sąd zaznaczy później w wyroku, że takiej sprawy - w której materiał dowodowy pochodzi z aplikacji szpiegującej stworzonej przez organy ścigania - jeszcze w Polsce nie było.

"SMACZNEJ KAWUSI, J…AĆ KAPUSI"

29 maja 2021 roku, osiem dni po wpadce "Świra" na trasie do Tarnowa, CBŚP w środku nocy zatrzymuje na Dolnym Śląsku kolejnego członka grupy - Adriana S., który wiezie 70 kilogramów marihuany.

Dzień później "Smok" pisze do jednego z członków gangu:

"Żebyś się nie martwił, ja będę dawać pieniążki dzieciom na wszystko, gdyby nie daj Bóg cię wzięli na chwilę [...] Spoko luz. Mamy taki składzik fajny, że się nie martwię, że ktoś coś powie. Tak jak piszesz, nie ma tragedii. Mają nas maks od dwóch miesięcy".

Jedna z nieformalnych zasad świata przestępczego brzmi: nie zostawiamy swoich. Jeśli kogoś zwiną, grupa ma się zatroszczyć o niego i bliskich. Opłaca adwokatów, gromadzi dla niego środki "na wyjście", jest w kontakcie z rodziną.

Do innego członka grupy po jego aresztowaniu szef wysyła pocztówki z Hiszpanii. Na odwrocie pisze:

"Chwilkę poleżysz i cię wypuszczą. Smacznej kawusi, j...ać kapusi. Jeszcze ci słoneczko zaświeci. Jak wyskoczysz, to od razu dawaj do mnie na tarasik i cieplutki talerzyk. Trzymaj się kumplu".

Proces gangu Michała J. ps. "Smok". Jego ludzie wpadli używając Anoma, on sam się ukrywa
Proces gangu Michała J. ps. "Smok". Jego ludzie wpadli używając Anoma, on sam się ukrywa© tarnow.net.pl | Tomasz Schenk

MAŁY ŚWIADEK KORONNY

Jest czerwiec 2021 r.

Ludzie "Smoka" umawiają się we wsi Michałów pod Pińczowem w województwie świętokrzyskim. Z dala od zgiełku, na parkingu przed kościołem św. Wawrzyńca chcą sobie przekazać w ramach grupy dużą partię narkotyków.

Dziesięć minut przed południem zjawiają się pomorski łącznik Łukasz T. w skodzie karoq oraz Tomasz K. w renault trafic. K. to najmłodszy członek gangu, były żołnierz zawodowy. Dwukrotnie skazany za pobicie w klubach swoich kolegów z wojska.

Samochody kilka razy przejeżdżają przez kościelny plac. W końcu renault się zatrzymuje, Tomasz K. oddala się w stronę pobliskiej biblioteki. Wtedy podjeżdża na rowerze trzeci członek grupy - Mariusz B., zawodowy kierowca, który m.in. kursuje do Hiszpanii po towar. Ustawia renault, którym przyjechał wcześniej Tomasz K., przy zaparkowanej ciężarówce i przepakowuje 81 kilogramowych paczek z marihuaną. Po robocie odjeżdża na rowerze.

Do renault wraca Tomasz K. Zauważa policjantów z CBŚP. Rzuca się do ucieczki, ale nie ma szans. Niedługo później w ręce CBŚP wpadają też Łukasz T. i Mariusz B.

Tomasz K. idzie na współpracę z policją. Szczegółowo opisuje śledczym mechanizm działania grupy. Odtwarza przebieg wydarzeń i wskazuje rolę poszczególnych osób w gangu. Jego zeznania są zdaniem CBŚP wiarygodne. I na tyle niezbędne, że K. dostaje status małego świadka koronnego.

Wyrok w sprawie gangu zapada w październiku 2022 roku. Dziewięciu mężczyzn dostaje wyroki bezwzględnego więzienia. Najsurowszy wyrok – 9 lat - dostaje Łukasz T. Filip S. ma spędzić w więzieniu 7 lat. Pozostali - po trzy do pięciu lat.

Wyrok tarnowskiego sądu nie jest prawomocny. Obrońcy zapowiedzieli apelację.

Na wolności jest wciąż Michał J. ps. "Smok", głowa gangu. Tarnowska prokuratura postawiła mu m.in. zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i przemytu 454 kilogramów marihuany z Hiszpanii do Polski. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania.

Członkowie gangu "Smoka" przed tarnowskim sądem
Członkowie gangu "Smoka" przed tarnowskim sądem© tarnow.net.pl | Tomasz Schenk

CZY INWIGILACJA BYŁA LEGALNA?

Czy sąd mógł korzystać z materiałów pochodzących z działań operacyjnych, na których prowadzenie nie wyrażał zgody? Więcej: nawet nie został o taką zgodę przez służby poproszony?

Oskarżeni i ich obrońcy w czasie procesu przekonywali, że nie. Twierdzili, że dowody zostały zdobyte nielegalnie. Nie zaprzeczali, że grupa "Smoka" korzystała z Anoma, ale poddawali w wątpliwość treść zapisanych przez aplikację wiadomości.

- Nie wiemy, czy nie jest to oprogramowanie tak agresywne jak Pegasus, i czy nie można modyfikować w nim treści zapisanych rozmów. Nie wiemy, czy ich archiwizowanie jest bezpieczne i osoby postronne nie mają dostępu do danych. Co z zabezpieczeniem serwerów? Na ten temat też nic nie wiemy. Wierzymy na słowo Amerykanom - mówi adwokat Michał Barwacz, obrońca jednego z członków grupy.

- Rozumiem zasadę zaufania w stosunkach międzynarodowych, ale mamy do czynienia z bardzo poważną sprawą. Wszystko powinno się opierać na sztywnych przepisach. W Australii sąd wyraził zgodę na dogłębne zbadanie Anoma, czekamy na wyniki. To samo powinno odbyć się w Polsce – dodaje.

Mec. Paweł Śliz, obrońca kolejnego z oskarżonych: - Każdy ma prawo do tajemnicy korespondencji. Naruszanie jej przez organa ścigania powinno być ograniczone do ściśle określonych wypadków. Dlatego może się odbywać tylko za zgodą sądu. Po to, by służby nie mogły sobie inwigilować kogokolwiek i kiedykolwiek chcą. A tutaj organa ścigania innego państwa inwigilują naszych obywateli, niepopełniających przestępstwa na ich terytorium.

- Musimy postawić pytanie, dlaczego ktoś dał sobie prawo do zakładania podsłuchów. Obce służby poinformowały Polskę: mamy materiał, oto on. My nie wiemy, czy podsłuch był robiony legalnie, czy ktoś miał na niego wpływ. Nie mamy pewności, czy sto procent wygenerowanych wiadomości wytworzyła osoba, której zarzucane jest popełnienie czynu zabronionego. Nie ma możliwości sprawdzenia tego, bo USA nie ujawniają żadnych informacji na temat aplikacji. To zagrożenie przeprowadzenia rzetelnego procesu - dodaje Śliz.

Obrońcy członków grupy "Smoka" przekonują, że ich inwigilacja była nielegalna, bo nie zgodził się na nią sąd
Obrońcy członków grupy "Smoka" przekonują, że ich inwigilacja była nielegalna, bo nie zgodził się na nią sąd© tarnow.net.pl | Tomasz Schenk

SĄD: ANOM TO NIE PEGASUS

Sąd przyznaje, że dowody uzyskane z pomocą Anoma to rzecz niespotykana dotąd w sprawach rozstrzyganych w Polsce. I nie ma regulacji prawnych, które określałyby warunki, w jakich takie dowody mogą być dopuszczone. Dlaczego zatem dopuścił je w procesie?

Po pierwsze – zdaniem sądu - Anom to nie Pegasus. Ten drugi wykorzystywany jest do hakowania telefonów komórkowych, zyskuje dostęp do wszystkich materiałów w telefonie i umożliwia ich modyfikację – np. dodanie wiadomości, których w telefonie nie było.

Według tarnowskiego sądu aplikacja Anom umożliwiała tylko utrwalanie komunikatów wprowadzanych przez samych jej użytkowników. "Zabezpieczone przez FBI komunikaty pochodziły wyłącznie od użytkowników specjalnych urządzeń przesyłanych do innych znanych im użytkowników owej platformy, których wspólną cechą było to, że uczestniczyli w przestępczości narkotykowej" - uzasadniał sąd.

Sąd uznał, że nie ma podstaw do kwestionowania udzielonego przez USA zapewnienia o zachowaniu obowiązujących za oceanem wymogów prawnych przy zbieraniu dowodów. "Faktem jest, iż strona amerykańska nie przestawiła stronie polskiej decyzji sądu jednego z krajów należących do Unii Europejskiej, który wydał zgodę na kopiowanie wiadomości kierowanych na serwer, jednak obowiązujące w postępowaniu międzynarodowym zaufanie do właściwych organów obliguje do uznania tej informacji za zgodną z prawdą" – pisał w uzasadnieniu.

A co z prawem do zachowania tajemnicy korespondencji?

Sąd uznał, że w USA, czyli w kraju, który przechwycił wiadomości grupy "Smoka", zastosowanie takiej techniki operacyjnej jak Anom było legalne. Z kolei na terenie Polski wykorzystanie materiałów nie naruszało wolności i praw oskarżonych.

Sąd podkreśla, że działania grupy godziły w porządek publiczny. I że gdyby jej członkowie korzystali z powszechnie dostępnych komunikatorów, ich operatorzy musieliby na żądanie organów ścigania udostępnić treść ich rozmów. To, że przestępcy korzystali z szyfrowanej platformy, niedostępnej dla zwykłych użytkowników, nie może – zdaniem sądu - ich stawiać w uprzywilejowanej pozycji.

Ze stanowiskiem sądu zgadza się dr Łukasz Olejnik, niezależny badacz i konsultant ds. cyberbezpieczeństwa, autor książki "Filozofia cyberbezpieczeństwa":

- Sytuacja byłaby bardziej niejednoznaczna, gdyby polskie służby, nie mając pozwolenia na określone działanie, poprosiły "zaprzyjaźniony kraj", by zrobił coś w ich imieniu. Polska nie brała jednak żadnego udziału w międzynarodowej akcji z użyciem Anoma. Była to współpraca służb zagranicznych państw trzecich.

I dodaje: - Nie widzę w tej sprawie wpływu na prywatność obywateli. Narzędzie to zostało skonstruowane z jednoznacznym przeznaczeniem: łapania przestępców. Był to swego rodzaju wabik, pułapka. Korzystanie z niego to nie była zwykła komunikacja, wobec tego nie można stwierdzić, że doszło do jakiegokolwiek omijania prawa.

Społeczna dyskusja o procesowym wykorzystaniu informacji z takich aplikacji jak Anom i o granicach cyfrowej inwigilacji zapewne jeszcze przed nami.

Tekst: Paweł Figurski, Dariusz Faron

Źródło artykułu:WP magazyn
narkotykiakcja cbśppolicja
Komentarze (401)