Pierwsze protesty bez żadnego biegu. W tle "afera"
W Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych we wtorek uznano, że pierwsze dziesięć protestów wyborczych nie kwalifikuje się do merytorycznego rozpatrzenia. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", w tym samym czasie wybuchła "afera wokandowa", bo z harmonogramu izby wynikało, że rozpoznanie jednego z protestów miało trwać minutę. Kontrowersje budzą też sędziowie, którzy wnioskami się zajmują.
Co musisz wiedzieć?
- Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych odrzuciła pierwsze dziesięć protestów wyborczych, uznając je za niekwalifikujące się do merytorycznego rozpatrzenia.
- Jak pisze "Gazeta Wyborcza", "afera wokandowa" wynika z harmonogramu, który przewidywał minutowe rozpatrzenie jednego z protestów.
- Protesty można składać do 16 czerwca, a do tej pory zarejestrowano już 61 spraw.
We wtorek w Izbie Kontroli i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego rozpoczęto rozpatrywanie protestów dotyczących ważności wyboru prezydenta. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", do tej pory zarejestrowano 61 takich spraw, a protesty można składać jeszcze przez niespełna tydzień, do 16 czerwca.
Na wokandzie pojawiło się 10 pierwszych spraw tego typu. Rozpatrywali je tzw. neosędziowie, powołani do SN na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, która - jak podkreśla "Gazeta Wyborcza" - jest upolityczniona przez PiS.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mentzen premierem? Sasin: wszystko jestem sobie w stanie wyrazić
Kto rozpatruje protesty wyborcze?
"Wyborcza" zwraca uwagę, że europejskie trybunały w Luksemburgu i Strasburgu orzekły, że te składy nie są sądami. Dlatego wielu prawników, w tym sędziowie SN, uważa, że izba nie powinna kontrolować wyborów, ponieważ konstytucja powierza to zadanie "Sądowi Najwyższemu".
Neosędzia i I prezes SN Małgorzata Manowska nie zgadza się na przekazanie spraw wyborczych legalnym składom SN. Dlatego we wtorek protesty rozpatrywały trójkowe składy neosędziów, w tym Elżbieta Karska, żona byłego europosła PiS Karola Karskiego, Tomasz Przesławski, były prezes nielegalnej Izby Dyscyplinarnej, oraz Joanna Lemańska, koleżanka Andrzeja Dudy z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Sprawy bez dalszego biegu
Gazeta ujawnia, że wszystkie sprawy zakończyły się decyzją o "pozostawieniu bez dalszego biegu", co oznacza, że z przyczyn formalnych nie można było ich rozpatrzyć merytorycznie. Takie decyzje podejmuje się, gdy protesty są wniesione przez osoby nieuprawnione lub nie spełniają formalnych wymogów, np. złożono je po terminie, nie zawierają zarzutów lub dowodów. Po wyborach prezydenckich w 2020 r. aż 88 proc. z blisko 6 tys. protestów zostało pozostawionych bez dalszego biegu.
Sąd Najwyższy nie odpowiedział na pytania dziennikarzy "GW", dotyczące przyczyn pozostawienia pierwszych protestów bez dalszego biegu ani czego dotyczyły zakończone sprawy.
Wiadomo, że wśród pierwszych protestów była sprawa rzekomego wpływania na wynik wyborów "telepatyczną manipulacją" oraz czerwonych korali, które miały kojarzyć się z Joanną Senyszyn.
Inny protest dotyczył rzekomego wielokrotnego głosowania przez te same osoby w różnych komisjach.
W mediach społecznościowych wybuchła "afera wokandowa"
"Wyborcza" opisuje też kontrowersje wokół wtorkowej wokandy Izby Kontroli. Wzbudziło je wyznaczenie dwóch posiedzeń niejawnych w odstępie jednej minuty, na których ten sam skład zajmował się różnymi protestami. Pierwsze miało się odbyć o godz. 11:46, a drugie o godz. 11:47.
Sędzia Izby Karnej SN Włodzimierz Wróbel skomentował na Facebooku, że "minuta na rozpoznanie protestu wyborczego" to sposób, w jaki izba szanuje obywateli. Sędzia Sądu Rejonowego w Gliwicach Paweł Strumiński dodał na X, że zastanawia się, czy sędziowie w ogóle rozważają sprawy, czy też decyzje zapadają na telefon z ośrodka decyzyjnego.
Minuta na jedną sprawę?
Neosędziowie odpowiadają, że w przypadku posiedzeń niejawnych czas rozpoznania sprawy nie pokrywa się z informacjami na wokandzie. Cytowany prze "GW" Marcin Lochowski z Izby Cywilnej zamieścił wokandę swoich spraw, na której miał posiedzenia niejawne w siedmiu sprawach zaplanowanych na tę samą godzinę, tłumacząc, że nie oznacza to, iż na rozpoznanie sprawy poświęcono 0 minut.
Jeden z legalnych sędziów Sądu Najwyższego wyjaśnił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", że w ich przypadku godzina posiedzenia niejawnego na wokandzie nie ma znaczenia dla czasu rozpoznania sprawy. Sprawy są omawiane po kolei, a czas poświęcony na każdą z nich zależy od jej kalibru.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"