Pieniądze szły jak woda
Miejskie wodociągi w Łodzi obdarowały sporymi dotacjami parafie, szkoły, organizacje kościelne i stowarzyszenia. Ale tylko te, które są zaprzyjaźnione z ludźmi prezydenta Łodzi Kropiwnickiego - pisze "Gazeta Wyborcza".
20.05.2004 | aktual.: 20.05.2004 06:53
Jednego dnia - było to 30 grudnia ub. roku - łódzki Zakład Wodociągów i Kanalizacji przelał ponad pół miliona złotych na konta kilkudziesięciu podmiotów, np. kościoła Jezuitów, katolickiego przedszkola prowadzonego przez karmelitanki, Caritas, małych lokalnych stowarzyszeń - informuje gazeta.
Większość dotacji to kilkaset do kilku tysięcy złotych, ale 15 instytucji dostało równo po 25 tys. zł. Pieniądze przydzielał zarząd wodociągów na czele z prezesem ZWiK, prawicowym politykiem Markiem Pyką (do niedawna wiceprezydentem Łodzi). Część wniosków "opiniował" Paweł Wojciechowski, pełnomocnik ds. młodzieży prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego - pisze dziennik.
Wojciechowski - według informacji "Gazety Wyborczej" - dzwonił do wybranych szkół, by na gwałt pisały wnioski do wodociągów o dotację. Prawie wszystkie dostały od ZWiK równo po 25 tys. zł. Wojciechowski zaprzecza, by dzwonił do szkół. Przyznaje, że jako pełnomocnik prezydenta opiniował wnioski na prośbę prezesa Pyki.
Prezes Pyka na zwołanej wczoraj konferencji wyjaśniał, że każda firma może przekazywać dotacje, komu chce, że rok wcześniej ZWiK też dawał dotacje, tyle że niższe (15 tys. zł). Nie potrafił wyjaśnić, jak analizowano potrzeby wnioskodawców, dlaczego znacznej części instytucji przydzielono równo po 25 tys. zł oraz czy skontrolowano wydatkowanie pieniędzy - podaje gazeta.
Dotacje "wodociągowe" ominęły normalną drogę wydawania na cele społeczne miejskich pieniędzy - konkursy ofert, akceptację rady miejskiej i kontrolę wydatkowania przekazanych pieniędzy. A radni, ustalając co rok stawki opłat za wodę, nie biorą pod uwagę kosztów jakichkolwiek dotacji. Pytamy Pykę: "Czy o przekazaniu dotacji na pół miliona złotych wiedział prezydent Kropiwnicki?" Ten najpierw udaje, że nie rozumie pytania, później długo milczy. Rzecznik prezydenta Kajus Augustyniak: "Prezydent nic o tym nie wiedział" - czytamy na łamach "Gazety Wyborczej". (PAP)