Pielgrzymka rodzin katyńskich wróciła do Warszawy
Pielgrzymka rodzin katyńskich - uczestników uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Rosji w Katyniu w 71. rocznicę zbrodni katyńskiej - po kilkunastogodzinnej podróży pociągiem wróciła do Warszawy. - Uroczystości w Lesie Katyńskim były dopełnieniem ubiegłorocznej pielgrzymki, przerwanej tragiczną śmiercią delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego - ocenił sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert.
12.04.2011 | aktual.: 12.04.2011 14:22
- W tej pielgrzymce najważniejszą sprawą było to, by nie zapomnieć o Katyniu sprzed 71 lat. I to się udało - powiedział Józef Borgowiec, syn zamordowanego przez NKWD oficera Wojska Polskiego. Jego słowa zgodnie potwierdzali pod koniec podróży inni jej uczestnicy. Podkreślali, że tegoroczna pielgrzymka i uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Rosji - Bronisława Komorowskiego oraz Dmitrija Miedwiediewa - były dopełnieniem pielgrzymki ubiegłorocznej, przerwanej katastrofą samolotu w Smoleńsku.
Pociąg z pielgrzymami przyjechał do Warszawy punktualnie o godz. 13.30. Podróż, w której uczestniczyło ponad 220 krewnych ofiar zbrodni katyńskiej oraz żołnierze Wojska Polskiego, przebiegła bez zakłóceń.
Złożyli kwiaty przy feralnej brzozie
Przed uroczystościami w Lesie Katyńskim krewni ofiar zbrodni katyńskiej byli na miejscu katastrofy Tu-154M - zarówno przy kamieniu upamiętniającym śmierć prezydenckiej delegacji, gdzie złożyli kwiaty, jak i przy złamanej brzozie, w którą uderzył samolot.
Wśród pielgrzymów byli także ci, którzy przed rokiem czekali na przyjazd prezydenta Kaczyńskiego i jego delegacji na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu. Wspominali chwile, gdy dowiedzieli się o katastrofie samolotu, a potem po modlitwach i krótkiej mszy św. odprawionej przez proboszcza parafii katolickiej w Smoleńsku o. Ptolemeusza, wracali do Warszawy.
Krewni ofiar Katynia mieli okazję także zwiedzić sobór w Smoleńsku, a następnie po krótkiej przerwie przyjrzeć się stacji kolejowej Gniezdowo, gdzie wiosną 1940 r. NKWD przywoziło transporty polskich jeńców z obozu w Kozielsku, by ich następnie przewieźć i rozstrzelać nad dołami śmierci w Lesie Katyńskim.
Odwiedzili groby swoich bliskich
Tuż przed przyjazdem prezydentów Polski i Rosji rodziny katyńskie odwiedziły groby swoich najbliższych. Przy tabliczkach z nazwiskami pomordowanych strzałem w tył głowy ojców, dziadków, a nawet pradziadków zapalali znicze, kładli kwiaty i zawieszali biało-czerwone kokardy lub proporczyki.
- To była dla mnie niezapomniana chwila, bo byłam tam pierwszy raz. Łza mi się w oku zakręciła, bo zdałam sobie sprawę, że stoję w Katyniu przy tabliczce z nazwiskiem mojego pradziadka, który tam zginął, a w dodatku obok mnie stał mój dziadek. To było bardzo wzruszające - powiedziała jedna z najmłodszych wśród pielgrzymujących krewnych ofiar NKWD Anna Dachowska, prawnuczka oficera rezerwy Władysława Dachowskiego.
Pielgrzymi następnie zebrali się na polskiej części cmentarza, gdzie oczekiwali na przyjazd prezydentów Komorowskiego i Miedwiediewa. Jak mówili, był to jedyny mankament organizacyjny pielgrzymki, ponieważ przybycie prezydentów znacznie się przedłużało, o czym nie zostali poinformowani. Z tego powodu - jak twierdzi wielu z nich - nie zwiedzali całego kompleksu memorialnego "Katyń". Z powodu opóźnień nie odbyło się także spotkanie prezydenta Komorowskiego z rodzinami katyńskimi po uroczystościach podczas kolacji w jednej ze smoleńskich restauracji. Część z nich przyjęła to z niezadowoleniem, a część uznała, że to jest całkowicie zrozumiałe. - Wiadomo, że jak się spotykają prezydenci, to mają sobie do pogadania - powiedział jeden z pielgrzymów Sylwester Michalak, którego ojciec - przedwojenny nauczyciel i oficer rezerwy - zginął w Katyniu.
"To dopełnienie ubiegłorocznej pielgrzymki"
- Uroczystości w Lesie Katyńskim i związana z nimi pielgrzymka rodzin katyńskich były na miarę 70. i 71. rocznicy zbrodni katyńskiej, bo były dopełnieniem ubiegłorocznej pielgrzymki, przerwanej tragiczną śmiercią delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie lotniczej - ocenił sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert. Rada była organizatorem pielgrzymki rodzin katyńskich.
Za fakt bezprecedensowy - jego zdaniem - należy uznać spotkanie przy grobach polskich oficerów prezydentów Polski i Rosji. - Dmitrij Miedwiediew skłonił głowę w jednym z najświętszych miejsc dla historii Polski - podkreślił Kunert. Wspomniał też przemówienie prezydenta Komorowskiego, które uznał za "godne i stanowcze". - W tym przemówieniu prezydent nawiązał do postaci jego poprzednika, śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i zacytował bardzo ważne słowa z jego wystąpienia, które miał wygłosić 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu - przypomniał Kunert.
Wrażenie zrobiło na nim także przemówienie prezes Federacji Rodzin Katyńskich Izabelli Sariusz-Skąpskiej. - Bardzo pięknie przypomniała postać Andrzeja Przewoźnika (zginął w katastrofie w Smoleńsku, był sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa), którego niepodważalną zasługą są i będą już na zawsze cmentarze katyńskie w Katyniu, Miednoje i Charkowie oraz cmentarz Orląt we Lwowie - podkreślił Kunert.