PublicystykaPiekarz: "Rozmawiajmy o mediach publicznych bez politycznych emocji" (OPINIA)

Piekarz: "Rozmawiajmy o mediach publicznych bez politycznych emocji" (OPINIA)

Projekt - kolejnej w ostatniej dekadzie - ustawowej rekompensaty dla mediów publicznych z tytułu utraconych przychodów z abonamentu, wywołał falę dyskusji o finansowaniu mediów publicznych. Odbywa się ona w atmosferze ideologicznego zacietrzewienia.

Piekarz: "Rozmawiajmy o mediach publicznych bez politycznych emocji" (OPINIA)
Źródło zdjęć: © PAP | Jan Bogacz Ireneusz Sobieszczuk

Pan Jakub Bierzyński - niewątpliwy znawca rynku medialnego, ale i jak sam się określa - doradca Roberta Biedronia, w swoim tekście niestety, miesza argumenty merytoryczne z politycznymi emocjami. Nie sprzyja to rzeczowej dyskusji].

Na tematy takie, jak kwestia finansowania mediów publicznych, powinno się rozmawiać bez politycznej otoczki. Tymczasem już na wstępie komentarza Bierzyńskiego wybrzmiewa nawet niezawoalowany argument, że TVP żadna rekompensata się nie należy, bo jest to "ICH" telewizja. Autor wplata do tego wydarzenie związane z napaścią na Magdalenę Ogórek.

Emocje na bok. Trzymajmy się faktów

Odsunąwszy na bok emocje, trudno zrozumieć, co to wydarzenie ma wspólnego z ustawą przyznającą TVP rekompensatę za utracone zyski z abonamentu. Według mnie nic, chyba że przyjąć, iż działacze ruchów antypisowskich zebrani na placu Powstańców Warszawy pomylili siedzibę TVP Info z Sejmem.

Polską nieszczęśliwą specyfiką jest forsowanie ważnych, systemowych projektów pod dyktando bieżących wydarzeń. Przykładem jest krytykowana przez ekspertów nowelizacja ustawy o NBP, przygotowana dlatego, że w mediach huczało na temat pensji dwóch pań dyrektor z tegoż banku.

Podobnie rzecz się ma z telewizją publiczną, a szerzej – z mediami publicznymi. Trudna i złożona dyskusja na temat modelu finansowania tych mediów prowadzona jest w rytmie politycznych emocji.
Spróbuję jednak w sposób rzeczowy, a nie polityczny, polemizować z autorem komentarza. Spójrzmy więc na liczby, fakty i zapisy ustawowe.

Faktycznie, TVP jako jedyna telewizja w Polsce ma prawo do środków i z reklam, i z abonamentu. Pan Bierzyński uczciwie zauważa, że jeśli chodzi o reklamy, TVP obowiązują ograniczenia, których nie znają prywatni nadawcy, a więc zakaz przerywania programów reklamami.

Żonglując liczbami dotyczącymi wpływów z reklam i innych przychodów publicznej telewizji autor publikacji zapomina o najważniejszym: nie można stawiać na jednej płaszczyźnie TVP i prywatnych stacji, bo tylko ta pierwsza ma ustawowy obowiązek realizować misję. Czyli produkować programy, które niekoniecznie muszą przynosić zysk.

Temu w założeniu pomagać mają wpływy z abonamentu i ustawowa rekompensata za straty wynikające z wyłączenia określonych grup odbiorców z powinności płacenia abonamentu.

Rekompensata nie tylko dla TVP

Oczywiście, można i trzeba dyskutować, czy ta misja jest realizowana prawidłowo, niemniej, skoro co do zasady zdecydowaliśmy się na media publiczne, częściowo finansowane z publicznych środków, lepiej rozmawiać o korekcie niż doraźnym wysadzeniu całej konstrukcji. Drugim błędem jest traktowanie jako misji wyłącznie programów informacyjnych. To daleko idące uproszczenie.

Niektóre publiczne telewizje w Europie czerpią dochody przede wszystkim ze środków publicznych, a wpływy z reklamy stanowią margines ich budżetów. TVP odwrotnie, z racji niewydolnego systemu abonamentowego, musi traktować reklamy jako jedno z kluczowych źródeł dochodu. A mówimy też o różnicy budżetu – budżet brytyjskiej BBC za rok obrotowy 2017/18 to ok. 23,5 mld zł, niemieckiej ARD – 26,5 mld zł. W TVP mogą tylko marzyć o takich pieniądzach.

Ponadto kwota 1,2 mld zł, która pojawia się w projekcie ustawy, dotyczy wszystkich mediów publicznych – w tym Polskiego Radia i jego rozgłośni regionalnych. Nie można tego przemilczeć. Nawiasem mówiąc, poprzednia rekompensata obejmowała lata 2010-2017, więc okres siedmiu lat.

Pan Bierzyński twierdzi, że ustawowa rekompensata nie jest właściwie rekompensatą, gdyż nie ma czego zasobnej TVP rekompensować.

Tymczasem ma ona mocne oparcie w prawie, a konkretnie w nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji z 2010 r., która taką możliwość dopuściła i która znacznie poszerzyła katalog grup zwolnionych z płacenia abonamentu.

Wysokość rekompensaty nie jest uznaniowa, a związana jest właśnie z liczbą osób, które abonamentu nie muszą uiszczać. Zresztą mam wrażenie, że pan Bierzyński kwestionuje nie tyle samą kwotę, co w ogóle zasadność takiej rekompensaty. Tymczasem katalog grup zwolnionych z płacenia abonamentu jest szeroki – to nie tylko osoby niepełnosprawne i powyżej 75. roku życia. Zwolnienia obejmują łącznie ponad połowę wszystkich zarejestrowanych jako teleabonenci gospodarstw domowych.

Inna sprawa, że finansowe kłopoty mediów publicznych wynikające z niskiej ściągalności abonamentu nie zaczęły się dziś ani wczoraj, a ci, którzy są do opłacania abonamentu zobowiązani, od dawna słabo się z tego wywiązują.

Polacy posłuchali Tuska. I się zaczęło

Dane pokazują wyraźny spadek od 2008 roku, kiedy to ówczesny premier Donald Tusk dał w ferworze politycznej dyskusji sygnał, by nie płacić na "pisowską" telewizję. Jak widać, Polacy posłuchali go o tyle, że stracili zapał do płacenia abonamentu niezależnie od tego, kto stał na czele TVP. Niechęć do płacenia abonamentu, jeśli wczytać się w dane, nie ma nic wspólnego z tym, kto sprawuje rządy.

Od roku 1994 do 2002 wpływy z tego tytułu rosły z roku na rok, potem do 2007 r. odnotowano niewielki spadek, wreszcie od 2008 r. wyraźny, ostry trend spadkowy. W 2011 r., a więc w samym środku rządów PO, nastąpiło największe tąpnięcie. Jeśli zatem próbujemy wszystko tłumaczyć PiS-em czy Platformą, to zabrniemy w ślepą uliczkę.

Problemem bowiem nie jest taka czy inna władza, ale złe, archaiczne prawo. Czy znają Państwo kogoś, kto dopełnia prawnego obowiązku rejestracji odbiornika? Ja nie.

A skoro nie rejestrują, to i nie płacą. Więc lekkomyślne apele polityków o niepłacenie abonamentu oraz złe prawo dają efekt w postaci spadających przychodów TVP. W efekcie na 13 mln gospodarstw domowych abonament uiszcza zaledwie poniżej 800 tys., zaś 3,6 mln jest ustawowo zwolnionych, co daje ściągalność mocno poniżej 10 proc. Trzeba podkreślić, że tylko za tych zwolnionych przyznawana jest ustawowa rekompensata. Od telewizji publicznej nie wymaga się jednak mniej, a przeciwnie – więcej. Ma być nowoczesna, ma zarabiać, ma wypełniać obowiązek misyjny, kłaść na głowę konkurencję – ale najlepiej bez publicznych pieniędzy. Tak, zakup "niebywale drogich praw do transmisji sportowych" jest również wypełnianiem ustawowej misji. Zresztą, ile razy TVP ustępowała tu pola prywatnym nadawcom, ciskano na nią gromy.

Zamiast roztrząsać, czy ze względu na to, jaka partia rządzi w Polsce, rekompensata TVP się należy, lepiej pomyśleć nad efektywnym systemem finansowania dla publicznej telewizji i radia. I to takim, który da tym instytucjom stabilność i spowoduje, że przestaną być one zakładnikami parlamentarnej większości. I uczyni problem tego, których "ICH" są akurat media publiczne nieistotnym. Z przyjemnością poznałbym pomysły Jakuba Bierzyńskiego w tej sprawie – osoby bądź co bądź znającej rynek mediów od podszewki.

Dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica, którego celem jest m.in. wspieranie działań na rzecz wolnego rynku oraz wolności słowa i mediów, jako wartości zagwarantowanych w Konstytucji RP.

Źródło artykułu:WP Opinie
tvpjacek kurskidanuta holecka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)