Pięć godzin w karetce!
Prawie pięć godzin karetka pogotowia krążyła od szpitala do szpitala z chorą z udarem mózgu. Zanim wołająca pomocy i wymiotująca 80-letnia Weronika Janik z Przystajni trafiła na oddział neurologiczny, dwukrotnie odwiedziła szpital w Krzepicach i Wojewódzki Szpital Zespolony na Tysiącleciu w Częstochowie. Powód: internista i neurolog postawili odmienne diagnozy.
11.10.2003 | aktual.: 29.05.2018 14:53
W czwartek o godzinie 18 rodzina chorej wezwała pogotowie ratunkowe z Kłobucka. 80-latka od trzech dni nic nie jadła i nie przyjmowała wody. Miała trudności z połykaniem. Zaczęły jej drętwieć ręce i nogi, pojawiła się bełkotliwa mowa oraz wymioty.
- Karetka zawiozła teściową do szpitala w Krzepicach. Lekarz podejrzewając udar mózgu odesłał ją do neurologa - opowiada Jerzy Chmielarski, zięć pani Weroniki.
O godz. 19.30 ledwo żywa staruszka trafiła do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie. Tam zbadał ją lekarz neurolog i laryngolog.
- Stwierdzili, że nic się nie dzieje pod kątem ich specjalizacji i odesłali z powrotem do Krzepic - żali się pan Jerzy.
O godz. 21.05 lekarz w Krzepicach ponownie zbadał pacjentkę i... ponownie odesłał do neurologa.
- W tym czasie zmienił się lekarz dyżurny na neurologii i po badaniu, z braku wolnych miejsc, odesłał teściową do szpitala na Parkitce - dodaje zięć chorej.
Dopiero o godz. 23.25 - prawie pięć i pół godziny po zawiadomieniu pogotowia - Weronika Janik trafiła na oddział neurologii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Tam wykonano jej tomografię komputerową. Jej stan oceniono jako ciężki.
- Wystąpił spór o diagnozę. Wezwanie było do pacjentki z zaburzeniami mowy i drętwieniem kończyn - stwierdza Marian Nowak, dyrektor ZOZ w Kłobucku. W WSzZ twierdzą, że staruszka była w dobrym kontakcie słownym, nie miała wymiotów oraz niedowładów kończyn.
- Badający pacjentkę neurolog stwierdził przewlekłe zmiany miażdżycowe mózgu skutkujące tzw. zespołem rzekomoopuszkowym, w którym występuje upośledzenie połykania. Na wyraźną prośbę pacjentki i jej rodziny kobietę skierowano do szpitala bliżej jej miejsca zamieszkania - informuje Izabela Walarowska, rzecznik prasowy WSzZ. - Kiedy trafiła do nas drugi raz, neurolog podjął decyzję o skierowaniu pacjentki do WSzS. Tam istnieje jedyny pododdział udarowy oraz jest całodobowa możliwość przeprowadzenia badania tomograficznego. Nasz szpital nie posiada tomografu i wszystkie 50 łóżek na oddziale neurologicznym było zajętych.
W lutym na terenie Częstochowy doszło do podobnego incydentu. Wtedy dla pacjenta z zawałem w kolejnych szpitalach nie było wolnego łóżka z respiratorem. Chory zmarł. Po tamtym wypadku w mieście powołano lekarza koordynatora, by uniknąć tragicznej powtórki.
- Przypadek tej pacjentki nie dotarł do koordynatora. Występujące u niej objawy mogły się dynamicznie rozwijać. Takie wędrowanie między oddziałami jest rzeczą naturalną - mówi DZ częstochowski lekarz koordynator Paweł Gałkowski. Tragedia była o krok.
Beata Marciniak