Peruńsko dobry album
...czyli Hellboy i Słowiańszczyzna.
28.07.2008 | aktual.: 28.07.2008 12:32
Oko za oko to zasada obowiązująca nie tylko w świecie ludzi. Wszelkiego rodzaju demony, diabły i umarlaki również się nią kierują. Niektóre wręcz dosłownie, jak choćby Baba-‑Jaga, którą Hellboy kilka albumów temu rzeczywiście pozbawił ślepia. W komiksie Mignoli Jaga to potężna istota, a nie karykaturalna staruszka pożerająca dzieciaki, dlatego syn piekieł ma z nią spory problem. Pewnego dnia trafia bowiem na zlot czarownic, a stamtąd – zupełnie nieoczekiwanie – na mroźne rosyjskie pustkowia. A to już terytorium właścicielki chaty na kurzej łapce, która zamierza zmieść go z powierzchni ziemi z pomocą całej armii szkieletów i niejakiego Kościeja. Za to po stronie Hellboya stają słowiańscy bogowie i demony: Perun, Leszy, a także licho zwane Domowojem. W Rosji wybucha więc prawdziwa wojna, a nasz bohater staje się głównym sprawcą konfliktu. Choć jak to zwykle w takich przypadkach bywa, chodzi o coś więcej – panowanie nad światem. „Zew ciemności” to z rozmachem napisana historia, która wymagała od Mignoli iście
wschodniej fantazji. Mamy tu wszystko, co niezbędne w dobrej epickiej opowieści: barwnych bohaterów, dynamiczną akcję, sceny batalistyczne i wiele wątków układających się w jedną spójną całość. Widać wyraźnie, że znudziły mu się kameralne nowelki oparte przede wszystkim na nastroju. Tym razem zapragnął komiksowego odpowiednika wielkiej narracji i świetnie mu to się udało. Wprawdzie można mu zarzucić, że jedynie korzysta z mitologicznych elementów, aby na starych, sprawdzonych wzorach budować własne komiksy. Jednak słowiańską mitologię przetworzył w taki sposób, że nie traci ona nic ze swojego uroku.
Nawet Aleksander Brückner czytałby „Zew ciemności” z wypiekami na twarzy. Zapewne też wysiłek włożony w scenariusz i pracę ze źródłami sprawiły, że Mignola powierzył rysunki Duncanowi Fegredo. Brytyjczyk zachowuje klimat serii. Jego szczegółowa kreska świetnie sprawdza się w historii, gdzie detale stroju i wschodnie dekoracje warto pokazać. Ojciec „Hellboya” z kolei lubi minimalizm, więc pewnie w jego wersji nie byłyby one tak wyeksponowane. Widać jednak, że w kadrowaniu, kompozycji strony i sposobie obrazkowej narracji Fegredo idzie na łatwiznę, ewidentnie naśladując swojego kolegę. W szkicowniku zawartym na końcu tomu Mignola daje jednak do zrozumienia, że dość często czepiał się rysunków. Być może zatem efekt jest zamierzony. Polacy, chcąc mieć swojego odpowiednika „Hellboya”, stworzyli swego czasu „Odmieńca”. Jednak w meczu o portretowanie Słowiańszczyzny na razie jest 1:0 dla Amerykanów.
+++++ Duncan Fegredo (rysunki), Mike Mignola (scenariusz) „Hellboy. Zew ciemności”, Egmont, Warszawa 2008, s. 196, 39 zł
Sebastian Frąckiewicz