Pełzający dżihad
Europa i Ameryka zostawiły islamistom otwarte drzwi
na Bałkany. Teraz gros europejskich dżihadystów rekrutuje się
z Kosowa i Bośni. I nie są to brodaci, śniadzi Arabowie - pisze Dominika Ćosić w tygodniku "Do rzeczy".
Rok 1995. BBC kręci film dokumentalny „Śmierć Jugosławii”, w którym wypowiadają się wszyscy czołowi politycy jugosłowiańscy, pokazywana jest droga od śmierci Tity przez pierwsze rysy powstałe na Jugosławii do wojny w Bośni i Hercegowinie. W pewnym momencie na ekranie pojawia się Salman Rushdie, wsławiony wydawanymi kilka lat wcześniej „Szatańskimi wersetami”. – Za kilkanaście, może 20 lat na Bałkanach wybuchnie nowa intifada. Dzieci bośniackich muzułmanów, zamordowanych przez Serbów i Chorwatów, zemszczą się na mordercach rodziców – mówi Rushdie. Dalej tłumaczy, że sieroty bośniackie, zwłaszcza te najmłodsze, są często przygarniane przez bogate rodziny muzułmańskie i wychowywane w nienawiści do chrześcijan. Niektóre z nich są szkolone w specjalnych obozach w Afganistanie, gdzie od najmłodszych lat są indoktrynowane, uczone Koranu, posługiwania się broni i sztuk walki.
Wioski mudżahedinów
W czasie wojny w byłej Jugosławii świat zachodni popełnił wiele błędów. Najpierw niepotrzebnie wspierał ruchy separatystyczne i przedwcześnie, a priori, zadeklarował poparcie dla niepodległości Słowenii i Chorwacji. Nie chodzi o to, że ta niepodległość zyskała aprobatę Zachodu, głównie Niemiec, ale że stało się to zbyt wcześnie, bez deklaracji Chorwacji o poszanowaniu praw mniejszości narodowych (głównie serbskiej, ale też węgierskiej).
Świadomość, że Zachód popiera rozpad Jugosławii, zachęciła Bośnię i Hercegowinę (BiH) do tego kroku. W marcu 1992 r. w referendum zdecydowana większość głosujących (ponad 99 proc.) opowiedziała się za wyjściem republiki z federacji jugosłowiańskiej i za niepodległością, co było niezgodne z ówczesną federalną konstytucją Jugosławii. Serbowie stanowiący blisko połowę ludności BiH zbojkotowali referendum. 3 marca 1992 r. Bośnia i Hercegowina ogłosiła niepodległość. Bardzo szybko, bo już w kwietniu, została uznana przez wspólnotę międzynarodową. Tymczasem zaczęło się tam prawdziwe piekło. Sytuacja była tam o wiele bardziej skomplikowana niż w Chorwacji, o Słowenii nie wspominając.
Do świata euroatlantyckiego zaczęło docierać, że oderwanie się tej republiki od Jugosławii oznacza jej podział na części: chorwacką, serbską i muzułmańską. Gdy zaczęła się bratobójcza wojna, świat bezradnie przyglądał się rzeziom, miotał w politycznych drgawkach, a po cichu dostarczał broń zwaśnionym stronom. Masakra w Srebrenicy pokazała fasadowość ochrony międzynarodowej. Siły ONZ nie były w stanie uratować życia cywilom. Kraje muzułmańskie od początku tamtej wojny wiedziały jednak, komu i jak mają pomagać. Po stronie bośniackich muzułmanów walczyło kilkadziesiąt tysięcy mudżahedinów, głównie z krajów islamskich, choć nie brak było konwertytów z Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Kraje muzułmańskie wysyłały „braciom w wierze” broń i pieniądze. I przekonywały Bośniaków, że Zachód ich zdradził, a jedynymi prawdziwymi sprzymierzeńcami są właśnie muzułmanie.
Saudyjczyk Abu Abd Al-Aziz Barbaros postrzegał tę wojnę jako potwierdzenie proroctwa Mahometa i głosił, że „dżihad będzie trwał do Dnia Sądu Ostatecznego”. USA i kilka krajów europejskich świadomie zezwoliły na napływ wojowników islamskich do Bośni. Liczono na to, że powtórzy się casus Afganistanu i doświadczenie w walce przeciwko Związkowi Sowieckiemu pomoże. Mudżahedini byli postrzegani jako sojusznicy, którzy mogą pomóc Bośniakom, a równocześnie dbać o interesy amerykańskie i europejskie.
Po zakończeniu wojny mudżahedini osiedlili się głównie w środkowej Bośni i żenili się z miejscowymi kobietami. Wielu z nich otrzymało obywatelstwo. W środkowej Bośni istniały całe wioski wahabickie. Kiedy ich mieszkańcy zorientowali się, że są inwigilowani przez zachodnie wywiady, zaczęli się przenosić w inne rejony Bośni.