Pęczak powrócił do swojej rezydencji
Weekend spędził w domu z córką i zięciem. Pojechał również samochodem na zakupy do hipermarketu. Nie odwiedził go żaden z dawnych przyjaciół. Pęczak zmienił się nie do poznania. Z pełnego pychy, pouczającego wszystkich barona SLD, pewnego siebie działacza partyjnego, który jeszcze nie tak dawno trząsł Łodzią i województwem, stał się ugrzecznionym, przepraszającym za to, że żyje, wychudzonym człowiekiem.
09.01.2007 | aktual.: 09.01.2007 08:29
Jak się czuje na wolności po dwóch latach za kratkami poseł Andrzej "Full Wypas" Pęczak?
- Na spacerniaku i tzw. burcie tak właśnie za mną krzyczeli współwięźniowie: "Full Wypas" i "Merc z Firankami".
Prokuratorskich zarzutów w stosunku do pana nie brakuje. Jest pan oskarżony m.in. o pomoc w płatnej protekcji, przyjęcie 820 tys. zł łapówek i narażenie na milionowe straty Wojewódzkiego Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Ma pan też opinię człowieka pazernego.
- Na mnie wydano już wyrok. Mam tego świadomość. Czuję się jak wyciśnięta cytryna. Ważę niecałe 50 kg i jestem bardzo schorowany. Pewnie niedługo będę musiał iść do szpitala. Chciałbym jednak uczestniczyć w toczącym się procesie.
Gdy wrócił pan do domu, to...
- ...z radości pocałowałem podłogę. Zjadłem też na powitanie świeży chleb, który kupiła mi córka. To było moje marzenie. Później napuściłem do wanny wody i wykąpałem się. Czułem się jak w siódmym niebie. A na zakupy do hipermarketu pojechałem specjalnie. Chciałem zobaczyć, czy ludzie na mój widok nie będą pluli. Poznały mnie zaledwie dwie, może trzy osoby. Obyło się bez złośliwości. Po wizycie w hipermarkecie pojechałem na przejażdżkę samochodem po Łodzi. Chciałem sprawdzić, czy nie zapomniałem prowadzić auta, oraz zobaczyć, co się zmieniło. Widziałem m.in. wiadukt na ul. Aleksandrowskiej i hotel, który wybudowano w pobliżu skrzyżowania al. Mickiewicza z ul. Żeromskiego.
Spotkał się pan ze swoją byłą żoną?
- Z więzienia wysłałem do niej prawie 50 listów. Nie odpisała na żaden. Nie była też nawet na jednym widzeniu. Miałem jednak nadzieję, że chociaż teraz spotka się ze mną i pokaże mi naszego 7-letniego syna. Po przyjeździe do domu wysłałem jej SMS-a. Niestety, choć mieszka w pobliżu, nie znalazła na to czasu. Może dlatego, że ma już kogoś innego i jest w ciąży...
Edward Mazurkow