Paweł Kukiz - życie sklejone z paradoksów
Chcąc walczyć z partiokracją, założył własną partię. Bijąc się z systemem, stał się jego częścią. Dokonania Pawła Kukiza złożone są z ciągu paradoksów. W końcu sam się w nich najwyraźniej zagubił.
Był luty 2005 roku. Do ferii zimowych zostało kilka dni. Na auli I Liceum Ogólnokształcącego w Stargardzie podczas konkursu międzyszkolnego z udziałem regionalnych władz oraz dyrekcji, grupa uczniów wykonuje hip-hopowy utwór: "Ciecie siedzą w powiecie".
Nastolatkowie rapują o "czerwonych" i "komuchach". Na widowni konsternacja – siedzą tam SLD-owskie władze starostwa, w tym prominentny poseł. Notable chcą zapaść się pod ziemię, ale młodzież w mig podchwytuje refren. Po chwili skanduje go cała sala.
Przekaz jest jasny - to naiwny, ale jednak bunt przeciw władzy, którą w Zachodniopomorskim stanowiła postkomunistyczna lewica. W szkole wybucha skandal. O sprawie piszą ogólnopolskie media, uczniowie wraz z rodzicami wzywani są na dywanik do dyrektora. Interweniują władze powiatowe.
I wtedy w ich obronie, w wydawać by się mogło błahej przecież sprawie, staje Paweł Kukiz.
Słynny rockman, wtedy już coraz bardziej aktywny na gruncie społecznym. Wspiera, mówi o wolności słowa i ekspresji twórczej, nadaje rozgłos całemu wydarzeniu, które ostatecznie rozchodzi się po kościach. Nikt nie chce mieć w średniej wielkości mieście rabanu na całą Polskę.
Skąd wiem o tej zapomnianej już sprawie?
Bo byłem na tej sali. Imponował mi wtedy człowiek, któremu chciało się zaangażować w ideały, o zdradę których - po przyłożeniu ręki do uchwalenia "Lex TVN" - posądza go dzisiaj opozycja oraz pokaźne grono dawnych kolegów ze sceny.
Jak Paweł Kukiz - z gardzącego partyjniactwem indywidualisty - znalazł się w tym miejscu? U boku Jarosława Kaczyńskiego?
"Ksiądz proboszcz już się zbliża"
Jeżeli historia Kukiza jest historią paradoksów, jedna rzecz jest w niej trwała. To szczera i wyniesiona z domu niechęć do komunizmu. We wszelkich odmianach.
Obecny poseł to wnuk wyróżniającego się policjanta, zamordowanego w 1941 r. przez NKWD we Lwowie, syn lekarza oraz działacza na Kresach, który wraz z rodziną jako dziecko spędził sześć lat na przymusowej relokacji do Kazachstanu.
Po powrocie do Polski ojciec zajął się medycyną, pracując na oddziale chorób wewnętrznych w Niemodlinie, gdzie na świat przyszedł Paweł Kukiz. Dziecko krnąbrne, z charakterem. Jedno z tych, które na lekcji historii w PRL-u pytały nauczycieli o Katyń.
Kukiz do nauki się nie rwał. W 1981 r. skończył liceum, dwukrotnie odbijając się od murów uniwersytetów - najpierw Wrocławskiego (administracja), później Warszawskiego (prawo i nauki polityczne). Zamiast książek, bardziej pociągała go muzyka, zwłaszcza popularny ówcześnie w Wielkiej Brytanii punk rock.
Jeszcze jako nastolatek zakłada pierwszy zespół - CDN, później Hak, następnie Aya RL, z którym gra aż do upadku komunizmu w Polsce.
To właśnie z Ayą występował na kultowym festiwalu rockowym w Jarocinie, który - co wielokrotnie sam podkreślał - ukształtował go jako człowieka.
W filmie dokumentalnym "Fala" z 1985 r. zachowała się wypowiedź mało wtedy znanego 22-latka.
– Ja nie mam gdzie indziej możliwości zaprezentowania swojego spojrzenia na świat tylu osobom, tylu ludziom, ilu przyjechało tutaj. Mógłbym się zapisać do ZSMP, prowadzić działalność polityczną, ale wtedy byłbym ograniczony. Miałbym jedną ideę, jeden kierunek - ironizował Kukiz, który oczywiście do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej zapisać się nie zamierzał.
Lata 90. to również jego flirt z kinem. Gra m.in. w produkcjach Juliusza Machulskiego i Witolda Adamka. W tym czasie występuje także w reklamie Pepsi - jak twierdzi, dla pieniędzy.
To o nim w 1999 r. śpiewa Kazik. "Spragniony, do picia nieledwie się zbliżam, wiedziony reklamą z udziałem Kukiza". Utwór nosi tytuł: "Pozory mylą".Polityka nigdy go jednak nie opuszczała i stopniowo, piosenka po piosence, stawała się coraz większą częścią życia i twórczości. To w zespole Piersi, już bez egzystencjalnych metafor, walił prosto w twarz, co myśli. Na debiutanckim krążku na znaną melodię kościelną śpiewał "ZCHN zbliża się", przestrzegając przed klerykalizmem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.
"Ksiądz proboszcz już się zbliża / Już puka do mych drzwi / Pobiegnę go przywitać / W mym ręku wino drży" - kpił z fałszywej pobożności polityków i wiernych.
W konsekwencji trafił przed prokuraturę za obrazę uczuć religijnych.
- Ja wierzę w Boga, a nie w proboszcza. Jestem przeszczęśliwy, jeśli ten proboszcz jest prawym człowiekiem, ale jeśli jest podmiotem piosenki "ZChN się zbliża", to wie pan, to jest dla mnie taka sama szuja jak sejmowi cynicy. Takie samo jest to jego "powołanie", jak ich "misja służenia obywatelom". To media zrobiły ze mnie takiego religijnego oszołoma. Przecież ja to śpiewałem 25 lat temu. Jeżeli żałuje, to tylko dlatego, że SLD mogło te słowa wykorzystać do walki z prawicą - mówił mi Paweł Kukiz po latach, gdy rozmawialiśmy w 2015 roku przed wyborami prezydenckimi.
Co ciekawe, już w 1997 r. Kukiz po raz pierwszy otwarcie poparł partię polityczną - w tym przypadku Akcję Wyborczą Solidarność, w skład której wchodziło… ZChN.
Patrząc na późniejsze lata, to naprawdę niewielka niekonsekwencja w działaniu. W słowach jednak nigdy nie będzie przebierać. Jakby w roli "zadośćuczynienia" za utwór o Zjednoczeniu, w 2004 ostro uderza w Sojusz Lewicy Demokratycznej.
"To wszystko czego się dotkniecie/Od razu obracacie w pył/ Szarańcza przy was to jest bajka/ Bo cały kraj już zgnił/ Rozpasłe mordy, krzywe ryje/ Ku...wo wszędzie tam gdzie wy/ Jak ja was ku...y nienawidzę/Jak do was bym z kałacha bił" – krzyczał w "Wirusie SLD".
Rząd Leszka Millera miał niedługo upaść.
Zmielony
Rok później żyliśmy już w innej rzeczywistości, zbliżały się wybory prezydenckie, naprzeciw siebie stanęli Lech Kaczyński oraz Donald Tusk.Paweł Kukiz z częścią środowisk artystycznych poparł Tuska, ale zarówno on, jak i Platforma Obywatelska przegrywają prezydenturę oraz wybory parlamentarne. Kukiz stoi przy PO nadal, w 2007 r. już w honorowym komitecie poparcia partii - wcześniej w wyborach samorządowych zachwalał kandydaturę Hanny Gronkiewicz-Waltz.
O Kaczyńskich w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" mówi językiem pozbawionym złudzeń. Ostrym.
– Od początku nie darzyłem Kaczyńskich zaufaniem ani sympatią. Pewnie jako mali chłopcy, będąc obiektem kpin i zaczepek, postanowili sobie: "A my wam wszystkim jeszcze kiedyś pokażemy i dokopiemy". Bracia Kaczyńscy doprowadzili do tego, że zaczynam ich po prostu nienawidzić - twierdził.
- Gdzie jest dzisiaj tamten Paweł? Wszystko, o czym kiedyś śpiewał i mówił, sam przekreślił swoją uległością wobec PiS-u - mówi mi jeden z jego dawnych przyjaciół scenicznych.
Kukiz chodzi w marszach sprzeciwu wobec Prawa i Sprawiedliwości, do wygranych przez Tuska przyspieszonych wyborów w 2007 jest u boku Platformy, ale z czasem powoli się od niej odsuwa.
- To poparcie to nie był jakiś owczy pęd czy nieprzemyślana decyzja. Wynikało ono z tego, że czuję się jednym ze współautorów postulatu o jednomandatowych okręgach wyborczych, a PO była pierwszą partią, która wpisała ten postulat w swój program i dała mu znaczące miejsce w słynnym "4 razy TAK". Popierałem partię, która teoretycznie dążyła do tego, by zrealizować dla mnie rzecz bardzo ważną, najistotniejszą, która determinuje ustrój państwowy. Mogę żałować, że zaufałem tej partii i być wściekły na siebie, ale decyzji się nie wstydzę - tłumaczył w 2015 r. swoje motywacje w wywiadzie dla Onetu, który miałem okazję przeprowadzić.
JOW-y to od początku była polityczna obsesja Kukiza, którą jak sam przyznaje, wyniósł z prac śp. prof. Jerzego Przystawy, fizyka, który od lat 90. lobbował za zmianą ordynacji wyborczej.
Tego celu nigdy muzykowi zrealizować się nie udało. Nie był nawet blisko. Wypomniał później niekonsekwencję Donaldowi Tuskowi na spotkaniu z innymi rockmenami w 2011 r., zorganizowanym przez TVN24. Oskarżył Platformę o zdradę idei jednomandatowych okręgów wyborczych. W 2012 r. zakłada inicjatywę "zmieleni.pl", zwracającą uwagę na odrzucenie podpisów obywatelskich pod projektem ustawy zakładającym zmianę ordynacji.
Rok później wraz z liderem "Solidarności" Piotrem Dudą tworzy Platformę Oburzonych - pierwszą autentyczną inicjatywę polityczną, która okazała się jednak nieznaczącą efemerydą. Duda chciał realizować pragmatyczne interesy związkowców, Kukiz "rozwalać system" i duopol PO-PiS-u. Chemii między nimi nie było.
"Najlepiej czuje się jako prezydent na scenie"
Po katastrofie smoleńskiej Paweł Kukiz przechodzi przez okres swojej działalności, w którym zbliża się do środowisk narodowych i katolickich.
W wyborach prezydenckich w 2010 popiera prawicowego Marka Jurka, chce zakazu parady środowisk LGBT w Warszawie, znajduje miejsce w komitecie poparcia Marszu Niepodległości, wypowiada się o polityce na Kresach, oskarża rząd PO o "oddanie śledztwa smoleńskiego Rosjanom".
Krok po kroku, zbliża się do nieuniknionego, faktycznego wejścia do wielkiej polityki. Inicjację przechodzi w roku 2014, gdy z ramienia Bezpartyjnych Samorządowców zostaje wybrany na radnego Sejmiku Województwa Dolnośląskiego, gdzie zasiada w komisji współpracy zagranicznej oraz kultury, nauki i edukacji. To jednak za mało na jego ambicje.
Rubikon zostaje przekroczony w maju rok później, gdy po kłopotach ze zbieraniem podpisów i pomocy przyjaciela z Jarocina Dominika Kolorza (szef śląsko-dąbrowskiej "Solidarności"), Kukiz zgłasza 200 tys. wyrazów poparcia i zostaje oficjalnie kandydatem w wyborach prezydenckich.
Wywraca stolik w poukładanym pokoju PO i PiS-u, wchodząc ze swoim szaleństwem i błyskiem w oku w środek bitwy Andrzeja Dudy i Bronisława Komorowskiego. Angażuje autentyczną energię społeczną, mówi o ideowości, chce walczyć z partiami, przestrzega przed koniunkturalistami.
- Mi nie chodzi o urząd. Ja się najlepiej czuję jako prezydent na scenie rockowej. Ja tam mogę robić wszystko, czego dusza zapragnie, a jak się nie spodobam, to mogę mnie pogonić. I mam tego świadomość. Ależ ja nie chcę rządzić Polską! Ja chcę zmienić jej ustrój, to moja misja. Kiedy ona się skończy, wracam na scenę. Właśnie o to zabiegam, żebym mógł jak najszybciej śpiewać piosenki o kwiatkach, pszczółkach i motylkach, a nie o Niesiołowskim czy Hofmanie - mówił przed pierwszą turą.
To właśnie on stał się jej największą sensacją, zajmując 3. miejsce z ponad 3 mln głosów.
Ze sceny na wieczorze wyborczym krzyczał, że nigdy się nie sprzeda i że robi to wszystko dla ludzi. Kukiz, z muzyka-społecznika, z dnia na dzień stał się człowiekiem, który posiadł klucze do polskiej polityki.
O jego poparcie zabiegali kandydaci PiS-u i PO. Miał nawet organizować debatę, na której zamierzał przepytywać Dudę i Komorowskiego, do której ostatecznie nie doszło. Choć oficjalnie nie udzielił nikomu poparcia, dzisiaj uważa się, że to właśnie ten ruch przyczynił się do zwycięstwa obecnej głowy państwa.
Przez chwilę Paweł Kukiz prowadzi w rankingu zaufania do polityków w CBOS. Choć twierdził, że nie chce zakładać partii politycznej i brać subwencji, jego - wtedy nieistniejący ruch - w sondażach mógł wygrać wybory. To był szczyt jego politycznej kariery, gdy jeszcze wszystko było w fazie spekulacji, a pragmatyka władzy nie utemperowała charyzmy. Muzyk otwarcie snuł jednak plany. Chciał być premierem.
"Wstydzę się każdego dnia, kiedy przyszło mi podać ci rękę"
Co było dalej, wszyscy widzieliśmy. Kukiz’15 jako ruch społeczny wprowadza do Sejmu 42 posłów, którzy mają być "nową jakością".
On sam chodzi do mediów w patriotycznych koszulkach, unika krawatów. Choć już wewnątrz systemu, nadal chce być antysystemowy. Działać z każdym, kto umożliwi mu zmianę państwa, ustroju, wprowadzenie obowiązkowych referendów i sędziów pokoju.Właściwie żadnego z tych postulatów nie udało mu się zrealizować, choć wielokrotnie próbował. Z czasem brak finansowania przyczynił się do przemianowania ruchu społecznego na partię polityczną. Ktoś, kto partii nienawidził, sam stał się jej liderem. Na tyle słabym, że kolejni posłowie odpływali od Kukiza, który w 2019 r. musiał startować do Sejmu z list PSL-u.Partii, którą on sam oskarżał o nepotyzm i całe zło III RP. Z 42 szabel, robi się sześć, później jeszcze mniej. Nawet cztery głosy przy obecnej arytmetyce i braku większości Zjednoczonej Prawicy to jednak wystarczająco dużo, aby przechylić szale w kluczowych głosowaniach. Tak było w przypadku "Lex TVN" oraz reasumpcji 11 sierpnia.
Tego dnia Kukiz-antysystemowiec dla wielu ostatecznie się skończył. Rockman, który miał przemodelować polską politykę, ostatecznie skończył u boku Jarosława Kaczyńskiego, którego wcześnej oskarżał o stosowanie "metod ubeckich".Jego byli koledzy ze sceny nie kryli gorzkich słów. Janusz Panasewicz: "Zawsze bylem wstrzemięźliwy co do tego osobnika (wiadomo; muzyk, fajny kolega etc.), ale to, co stało się dziś, na oczach ludzi, jest jednoznaczne. Wstydzę się każdego dnia, kiedy przyszło mi podać ci rękę, ty gnoju".
Jan Borysewicz: "Niestety ja nie jestem tym zaskoczony, bo nawet jak był moim kolegą,to i tak nigdy nie można było na niego liczyć… Boję się o moją Polskę".
Kuba Wojewódzki, który w 2015 roku w swoim talk show poparł kandydaturę Kukiza, przeprosił publicznie za "swoją naiwność i głupie sentymentalne koleżeństwo".
W tej chwili Paweł Kukiz robi sobie przerwę od mediów. Gdy prosiłem go o wywiad, odpisał:
"Na jakiś czas robię przerwę. Póki trwa pokaz tych 'piewców miłości i tolerancji', którzy lali łzy po zabójstwie Adamowicza".
"Wiozę torby z darami / W aucie z alufelgami / Portfel cały wypchany dolarami" - śpiewał Kukiz w jednym z jego najsłynniejszych utworów, "Całuj mnie".
Dziś to do niego z ław opozycyjnych krzyczano: "Za ile się sprzedałeś?". Jak twierdzi, za nic się PiS-owi nie sprzedał, niczego w sprawie "Lex TVN" mu nie obiecano.
Więc po co było to wszystko? Czy w życiu pełnym paradoksów, Paweł Kukiz sam się w nich pogubił?