Paw oskubany

Paw to piękny ptak... Ale paw, któremu z kupra wyrwą pióra, którego oskubią i rzucą na chłodniczą ladę, będzie takim samym śmiesznym ochłapem mięsa jak oskubana kaczka. Takim oskubanym pawiem jest dziś prezes TVP, Bronisław Wildstein. Pawie pióra wyrwali mu koledzy. Dziennikarze prawicowego „Dziennika” i „Newsweeka Polska”.

06.12.2006 | aktual.: 06.12.2006 10:10

Przypominam o tym, bo okazuje się, że są wraże siły, które na oskubanego polują: „Chcą mnie odwołać na różnym poziomie: było kilka wniosków na posiedzeniach rady nadzorczej, ale też media co jakiś czas pisały, że ten i ten chce mnie odwołać”. „Jestem atakowany jako człowiek, który przyszedł tu z zamiarem dokonania zmiany i stopniowo tej zmiany dokonuje”. „Jeśli ktoś czeka na moją rezygnację, to niech wie, że szansa na to nie jest duża”.

Myśliwi

Na Wildsteina polują: „Gazeta Wyborcza”, „Przekrój”, „Super Express”, TVN, programy Lisa, „Press”, TOK FM, nie mówiąc o „Przeglądzie” i „Trybunie”. Poluje też członek rady nadzorczej telewizji publicznej, niejaki Robert Rynkun-Werner („Rzeczpospolita” 21.11.2006) Kim dla pawia jest Rynkun-Werner? To „adwokat mianowany przez Samoobronę”, „człowiek, który zachowuje się w sposób, który urąga normom cywilizowanego działania”.

Czego nie wie „adwokat mianowany przez Samoobronę”? „Nawet nie wie, jakie są kompetencje rady nadzorczej. Ona nie zajmuje się sprawami programowymi”.

Czym jest rada nadzorcza? Grupą, która „ma nadmiar kompetencji, ale są w niej ludzie, jak przewodniczący Sławomir Siwek, z którymi moja współpraca układa się jak najlepiej, i są postacie jak Rynkun-Werner, na które jesteśmy skazani”.

Co zarzuca Wildsteinowi „postać”? Zarzuca mu „brak kompetencji”.

Krótkie korepetycje

Rada nadzorcza jest organem spółki skarbu państwa, który ma uprawnienia kontrolne. Nie musi się znać na tworzeniu ramówki ani na poziomie programów, ale musi umieć liczyć pieniądze. Musi wiedzieć, co jest dla spółki dobre, a co wprost przeciwnie. Jakie działania przynoszą spółce pieniądze, a jakie są wyrzucaniem tych pieniędzy w błoto. I nie jest ważne, czy na czele zarządu stoi Wildstein, czy inny namaszczony politycznie paw. Ważne, by jego działania były czytelne, przejrzyste i były podejmowane dla dobra spółki. Telewizji publicznej, mającej obowiązki wobec widzów, którzy na utrzymanie tej spółki łożą z własnej kieszeni. Płacą abonament i płacą podatki. Jeśli program jest kiepski, jeśli nie ma pomysłu na ramówkę, jeśli prezes telewizji pozwala amatorom przeprowadzać doświadczenia na widzach, a widownia odpływa do konkurencji, to psim obowiązkiem rady nadzorczej jest pytać o kompetencje prezesa. I nie chodzi tu o tytuł magistra, którego Wildstein nie ma, lecz o zdolności menedżerskie potrzebne do kierowania
tak specyficzną spółką, jaką jest telewizja publiczna. Wildstein jest amatorem, który psuje telewizję, bo najzwyczajniej w świecie nie zna się na telewizji. Bo zatrudnia ludzi, którzy też nie znają się na telewizji. Którzy tak jak on wpadli tu na chwilę. Plusy ujemne

„...jednak mimo wszystko dużo się nam udało”. Tak mówi Wildstein. Przypomnijmy, co mu się udało. Najpierw „udana”, bezstronna kampania wyborcza. Popatrzmy na PiS, z którego namaszczenia Wildstein włada telewizją, i na koalicyjną Samoobronę. PiS odniosło pewien wyborczy sukces. Samoobrona porażkę.

W telewizyjnej Jedynce materiały o PiS stanowiły aż 65% czasu poświęconego wyborom. O Samoobronie – 19%. 77% materiałów wyborczych w „Kurierze Warszawskim” dotyczyło PiS. 6% – Samoobrony. Ze szczegółowej analizy Fundacji Batorego, która przygotowała raport o zachowaniu telewizji publicznej w trzech tygodniach kampanii wyborczej, wynika, że aż 90% najważniejszych tematów „Kuriera” dotyczyło PiS. 6% tematów dotyczyło Samoobrony. Koalicyjna Samoobrona przez trzy tygodnie poprzedzające wybory dostała od TVP mniej czasu niż opozycja.

Popatrzmy na inne badania, dotyczące głównego wydania „Wiadomości”, „Panoramy” oraz programów informacyjnych w Białymstoku, Krakowie, Szczecinie, Gdańsku i Warszawie. Wniosek z tych badań jest jeden. Wildstein umie się odwdzięczyć za posadę prezesa.

Przez analizowany miesiąc w „Wiadomościach” 69% czasu poświęconego materiałom wyborczym dostało PiS. PO – 44%. „Telewizyjny Kurier Warszawski” – według Andrzeja Krajewskiego z fundacji – „uprawiał nachalną prezentację Kazimierza Marcinkiewicza”. 76% czasu w materiałach wyborczych poświęcił PiS, 30% PO, 5% Samoobronie. W zapowiedziach głównych informacji „Kuriera” utrzymywała się „porażająca dysproporcja”. 89% zapowiedzi dotyczyło PiS, 36% PO i LiD, po 9% Samoobrony i LPR. Przez 70 minut telewizja Wildsteina transmitowała „na żywo” konwencję PiS. Konwencji Hanny Gronkiewicz-Waltz „Kurier” poświęcił zaledwie kilka sekund.

Najśmieszniejsze jest to, że tyle pary poszło w gwizdek. Marcinkiewicz przegrał, PiS poniosło wyborczą porażkę. „Nie trzeba nawet czytać raportu Fundacji Batorego, by pobieżne oglądanie informacji »publicznych« kojarzyło się z okresem minionym, gdzie doniesienia o sukcesach I sekretarza, zwłaszcza zaś relacje z jego osobistych wizyt i ciężkiej pracy codziennej, przeplatały się z ukazywaniem równie codziennych problemów obywateli lub po prostu »piękna Polski«. Oczekiwanie na samoloty, które zakupił sobie nasz rząd (za potworne pieniądze), przypominało oczekiwanie na pierwsze dostawy rudy ze Związku Radzieckiego (za które aż tyle płaciliśmy), krzątanina Marcinkiewicza po Warszawie, mieście, którego nie zna, pokazywana była tak, by przeciętny warszawiak uwierzył, że wszystko, co mamy w stolicy – szpitale, porody, drogi i mosty, szkoły i autobusy, wszystko prócz Pałacu Kultury to dzięki niemu”. Tak pisała 15 listopada w „Gazecie Wyborczej” dr Magdalena Środa.

Strażnik „niezależności”

W świetle tego, co napisałem wyżej, dwie wypowiedzi z opublikowanego w „Rzeczpospolitej” wywiadu z Wildsteinem warte są komentarza. „– Kto dziś trzyma parasol ochronny nad panem? Szefowa KRRiTV Elżbieta Kruk? – Z Krajową Radą i Panią Kruk współpracuje mi się dobrze. Pani Kruk robi wszystko, co w jej mocy, żeby utrzymać niezależność telewizji... – Kiedy następna próba pana odwołania?

– Być może po wyborach jacyś politycy poczują się niedowartościowani i wrócą do tego tematu. Pytanie, czy znajdą ludzi w radzie nadzorczej, którzy złożą formalny wniosek w tej sprawie”. Wildstein doskonale wie, co mówi. Nikt go nie będzie próbował odwołać. Bo i po co? Gdzie można znaleźć drugiego, tak „niezależnego”, jednocześnie tak oddanego protektorom szefa telewizji? Sztukę autoreklamy Wildstein, podobnie jak Marcinkiewicz, opanował do perfekcji. „Nie jest” pisowski, choć z namaszczenia PiS dostał posadę. Ciągle ktoś chce go odwołać, choć przy takim zestawie rady nadzorczej dopóki jest wygodny dla rządzącego PiS, nic mu nie grozi. Rządzi niepodzielnie, choć formalnie w pięcioosobowym zarządzie. Radę nadzorczą ma w głębokim poważaniu, bo wie, że ani LPR, ani Samoobrona w niej nie podskoczą, może więc spokojnie mówić o nich per „postacie, na które jesteśmy skazani” i oskarżać o działanie na szkodę spółki. Ba, Wildstein ma w tak głębokiej pogardzie niepisowskich członków rady nadzorczej, że o
przedstawicielu Samoobrony mówi: „przez pół roku tolerowałem jego publiczne wystąpienia, w których działał na szkodę firmy, o której dobro dbać powinien”. Proszę zauważyć – Wildstein przez pół roku to tolerował! Teraz nie zamierza! Nie będzie mu jakiś członek mieszał w garach i zadawał pytań dotyczących spółki.

Wildstein nie jest „przyśrubowany”, ale dopóki realizuje politykę programową i personalną gwarantującą zadowolenie tego, kto z pominięciem konkursu, przymykając prawe i sprawiedliwe oko na jego brak kwalifikacji, na stanowisko prezesa go powołał, może spać spokojnie. A czy się odwdzięcza? Wystarczy popatrzeć na programy i obecność w nich polityków PiS. Wystarczy popatrzeć na publicystykę pod hasłem „Nie ma przebacz”.

Wildstein samowładny

„Prezes TVP Bronisław Wildstein znalazł sposób na odsunięcie Samoobrony od realnego wpływu na rządzenie telewizją... przeforsował nowy regulamin telewizji publicznej, który przenosi na niego większość kompetencji Milewskiej, przede wszystkim w sprawach programowych i finansowych... Na otarcie łez [Milewska] ma dostać nadzór nad mało ważnym Biurem Koordynacji Przychodów Handlowych” („Newsweek Polska” 19.11.2006).

Anna Milewska to członek zarządu rekomendowany przez Samoobronę. W gestii Milewskiej pozostanie więc głównie reklama, promocja, gabinet, służbowa fura i sekretarka. Co na to Milewska? „O sprawach korporacji porozmawiamy w TVP we własnym gronie – ucina krótko”. Skoro tak, to może Wildstein Samoobronę lekceważyć. Opinia publiczna wie przecież, że Samoobrona ma telewizję, bo ma swojego człowieka w zarządzie i swoich ludzi w radzie nadzorczej. Gdzie Wildstein ma Samoobronę? Tam, gdzie ma zarząd i radę nadzorczą.

Adwokat z Samoobrony, Robert Rynkun-Werner, zamiast nękać Wildsteina za to, że oddał czas kumplom z „Dziennika” i zafundował im w wyborczy wieczór darmową promocję przed wielomilionową widownią, powinien przeanalizować całą działalność prezesa pod kątem działania na szkodę telewizji publicznej. Po podsumowaniu zysków i strat zapytać prezesa o kwalifikacje do zarządzania spółką. Powodów jest wiele. W kolejnym odcinku, „Paw oskubany (2)” (Przegląd nr 41), napisałem i muszę to koniecznie przypomnieć.

„Muszę nieskromnie powiedzieć, że każdy układ, który będzie chciał mnie połknąć, udławi się” („Ozon” 18.05.06). „Był pan już kiedyś prezesem? – Byłem szefem Radia Kraków i orkiestry symfonicznej, i chóru oratoryjnego... – Dlaczego sądzi pan, że może być dobrym prezesem? – Bo sądzę, że potrafię to robić”. („Przekrój” 18.05.2006).

„Ozonu” już nie ma. Czytelnicy olali prawicowych publicystów, kumpli prezesa, i wydawca zwinął interes. Chór i orkiestra odetchnęły, gdy szefowi odebrali pałeczkę. A telewizja publiczna pod wodzą dyrygenta? Na łeb na szyję

TVP 1 odnotowała we wrześniu dwuprocentowy spadek widowni w stosunku do września 2005 r. W październiku odnotowała czteroprocentowy spadek udziałów w rynku (23,13%). Jeszcze większy spadek, bo o 6%, odnotowała Dwójka.

„Wiadomości” w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku straciły w październiku 6% widzów. „Teleexpress” w ubiegłym roku zajmował drugie po „Wiadomościach” miejsce wśród programów informacyjnych. Obecnie wyprzedziły go „Fakty” TVN. Oglądalność „Teleexpressu” spadła o 8%, a udziały w rynku o 5%.

TVP 3 odnotowała trzyprocentowy spadek udziałów w rynku (dane według AGB Nielsen Media Research).

Pierwsze trzy wydania programu „Ring” prowadzonego przez Rafała Ziemkiewicza, publicystę „Gazety Polskiej”, przyciągnęły o 27% mniej widzów, niż wynosiła widownia tego pasma w ubiegłym roku. Magazyn kulturalny „ZAP” ogląda 976 tys. widzów. „Łossskot”, drugi program kulturalny wprowadzony na antenę Jedynki za Wildsteina, ogląda aż 504 tys. widzów. Magazyn filmowy „Kinematograf” trochę więcej – 530 tys. To przecież śladowa widownia. Zaledwie 1,4%. To są te hity programowe? Nowe, udane programy kulturalne? A gdzie np. chluba telewizji publicznej, wypromowany i wywalczony przez Andrzeja Fidyka dokument? Odpowiada reżyser filmu dokumentalnego Marcel Łoziński („Życie Warszawy” 24.11.2006): „Niestety skończył się dobry czas dla tego gatunku w publicznej telewizji. Od roku nie podpisano ani jednej umowy z producentami zewnętrznymi. Taka sytuacja wynika, moim zdaniem, z ogólnego bałaganu na Woronicza i braku decyzyjności. Częste zmiany na stanowisku szefa Redakcji Filmów Dokumentalnych na wiele miesięcy dodatkowo
unieruchamiają produkcję. I o ile teraz pojawiają się jeszcze premiery – ze starych zapasów – o tyle za rok będziemy świadkami zapaści”.

Plusy dodatnie

Ewidentna porażka programów publicystycznych Jedynki skłoniła dyrektora anteny do zmian. Jakie zmiany obiecuje widzom faworyt Wildsteina, przeniesiony z Wrocławia do Warszawy dyrektor Maciej Wojciechowski? Powiem krótko. Rewolucyjne. Przemyślane i gwarantujące sukces. Ale tego można było się spodziewać po fachowcu. Ta decyzja kadrowa Wildsteinowi się udała.

Dyrektor Wojciechowski wyrzuci z anteny „Sprawę dla reportera”, bo formuła programu się zestarzała. Zrezygnuje ze stałej pory nadawania programów publicystycznych, bo nic tak dobrze nie robi antenie, jak ruchoma ramówka. Nic tak nie przywiązuje do anteny widzów jak gra w ciemno. Taki nieustający quiz. Włączasz telewizor i nie wiesz, co cię czeka. To rewelacyjne, nowatorskie podejście do ramówki. A jaki szacunek do widzów. Do ich upodobań. Sukces murowany. Już widzę, jak to posunięcie przyciągnie widzów. Do TVN i Polsatu rzecz jasna. Co jeszcze zafunduje nam fachowiec?

W piątki dwa filmy jeden po drugim. A dlaczego nie trzy lub cztery? Dlaczego nie codziennie? Filmem można zatkać każdą dziurę. Genialne w swojej prostocie. Proponuje „dokumenty” odkłamujące historię, realizowane przez młodych gniewnych, fachowców z IPN. Że też nikt do tej pory nie wpadł na takie rozwiązanie! A co z hitami w rodzaju „A dobro Polski?”, czy „Polacy”? Co z pasmem „Nie ma przebacz”? No niestety. „Mimo dobrej pory nie mają wysokiej widowni”. Widownia nie doceniła Gawryluk, Ziemkiewicza, Pawlickiego czy dzieł pod redakcją Anity Gargas.

Każde z trzech pierwszych wydań nowego programu

publicystycznego „Polacy”, prowadzonego brawurowo przez odkrycie Wildsteina i Wojciechowskiego, Macieja Pawlickiego, który jest i prowadzącym, i autorem programu, i jego producentem, odpędziło od telewizorów aż 24% widzów, w porównaniu z wielkością widowni, jaką miało pasmo o godz. 22 w 2005 r. Czy to nie sukces? Jeden program i taka wielka klapa. Nie każdy tak potrafi.

Fachowiec Wildstein pozostawi w jesiennej ramówce „Kwadrans po jedenastej” prowadzony przez Dorotę Wysocką-Schnepf. To nic, że „Kwadrans po jedenastej” jest emitowany czasem przed jedenastą. Ramówka to nie rozkład jazdy. Program „Łossskot” przeniesie się na czwartek, a nieudany „Ring” z piątku na poniedziałek. „Misja specjalna”, po klapie w czwartki, zostanie skrócona i przeniesiona na wtorek. Ponieważ klapą okazał się też autorski program Doroty Gawryluk „A dobro Polski?”, zastąpi się go dłuższą debatą polityczną w czwartkowy wieczór.

Jakie inne pomysły zapracują na „sukces” telewizji Wildsteina? Od poniedziałku do czwartku, po filmie, Jedynka zafunduje nam „Komentarz dnia”. Takie radio w telewizji w wykonaniu Semki, Zaremby, Michalskiego czy innego niezależnego publicysty.

TVP 3 pozbędzie się Andrzeja Turskiego i jego programu „7 dni świat”. Sukces będzie podwójny, bo zniknie z ekranu ostania rozpoznawalna twarz telewizji publicznej i ostatnia osobowość odnosząca sukcesy. „Panorama” w Dwójce po eksperymencie, który kosztował utratę kilkuset tysięcy widzów, znowu wróci na godz. 22. A jak się nie uda, to można ją skasować, skrócić, zmienić prowadzącego albo scenografię. Wildstein potrafi. Po co prowadzono eksperyment z przeniesieniem programu na 22.30, nikt nie wie i nikt za utratę widowni nie odpowie.

Na ratunek

Łatwość, z jaką kierownicze kadry Wildsteina rządzące telewizją zmieniają programy, dni nadawania i godziny emisji dowodzi kompletnego braku koncepcji programowej i szacunku do widzów. Szacunku do marki telewizji publicznej. To wszystko pozwala odpowiedzieć na pytanie, dlaczego spadają udziały, dlaczego telewidzowie odchodzą od telewizji publicznej. Dlaczego nie chcą na nią płacić. Spadek oglądalności to prosta droga do upadku telewizji. I do tego doprowadzi Wildstein, jeśli „adwokat mianowany przez Samoobronę” i inni członkowie rady nadzorczej nie zrozumieją, do czego prowadzi amatorskie zarządzanie telewizją. Skoro Wildstein nie jest „przyśrubowany do tego miejsca”, to czas najwyższy, by rada nadzorcza wystawiła mu rachunek i by opuścił to miejsce zajmowane nie z racji kwalifikacji, lecz z racji politycznego namaszczenia. Strat, jakie telewizja publiczna poniosła pod jego nadzorem, i tak już nie da się odrobić. Ten pociąg już odjechał.

„Tylko radykalna postawa społeczeństwa obywatelskiego i wspólne działania polityków, zakończone uchwaleniem nowej ustawy, jedynie odważna ekipa niezależnych fachowców w zarządzie i radzie nadzorczej oraz najwyższej jakości program odróżniający ją od komercji – mogą uratować telewizję publiczną”, napisał medioznawca, prof. Wiesław Godzic („Życie Warszawy” 29.11.2006). Ma rację. Ale czy rozumieją to politycy? Czy ta racja do nich trafi? Wątpię. Mam świeżo w pamięci dwie konferencje prasowe. Platformy Obywatelskiej i SLD. Na obydwu konferencjach politycy skarżyli się na telewizję Wildsteina, bo nie traktowała ich na równi z PiS. Nie chodziło ani o telewizję, ani o telewidzów. Politycy tych partii zapomnieli, że ludzi nie interesuje, ile czasu na ekranie byli Tusk czy Kalisz. Ludzi interesuje to, czy znajdują w telewizji publicznej to, czego szukają, kogo lubią słuchać, co lubią oglądać. Czy znajdują w programach ludzi, których identyfikują z anteną.

Media publiczne powinny być traktowane jak dobro wspólne, jak coś, do czego ludzie mają prawo. I o tym powinni myśleć politycy. Walka o media przyjmowana jest zawsze jako walka o wpływy i czas antenowy. O wąskie interesy partyjne. Takie, jakich strażnikiem jest obecnie „niezależny” Wildstein.

Raz jeszcze zacytuję medioznawcę, bo warto zastanowić się nad tym, co napisał: „Pamiętam dość powszechną metaforę telewizji publicznej ostatnich miesięcy Roberta Kwiatkowskiego. Pisano o TVP jako o dryfującym okręcie albo nawet osuwającym się w głębinę „Titanicu” (a orkiestra grała). I co się następnie stało? Przyszła ekipa Jana Dworaka: pozamieniała i poprzesuwała ludzi, programy i godziny emisji. I firma jakoś się kręciła. Wreszcie nastała ekipa Bronisława Wildsteina: na potęgę pozmieniała, wyrzucała, urlopowała – jak za poprzednika – ale w dodatku odtrąbiła, że „telewizja została odzyskana”. Niestety, nic z takiego odzysku – telewizja publiczna, czyli jednostka flagowa polskiej kultury, nabrała wody bardziej niebezpiecznie, niż nam się wydaje”.

Ratujmy ją, nim utonie. Pomysł na prywatyzację jeszcze się przecież nie zestarzał.

Dla przypomnienia: deklarowane zaufanie do TVP SA w latach 1998-2003 według TNS OBOP. Rok 1998 – 77%, 1999 – 77%, 2000 – 76%, 2001 – 79%, 2002 – 73%, 2003 – 65%. Czy Wildstein wie, kto był wtedy prezesem TVP SA? Czy potrafi porównać te wyniki z sondażem CBOS, opublikowanym 29 listopada? Ilu telewidzów oglądających telewizję publiczną uważa ją za stronniczą i nieobiektywną? – 35%. Ilu za wiarygodną? – 53%. Aż 61% osób deklarujących oglądanie TVP uważa, że TVN i Polsat w większym stopniu odzwierciedlają różnorodność poglądów politycznych w kraju. TVP stosunkowo często postrzegana jest przez swoich widzów jako nadawca sprzyjający rządowi.

Paw to ptak o pięknym upierzeniu. Paw oskubany jest śmieszny i żałosny jak oskubana kaczka czy gęś. Pal sześć pawia. Ratujmy telewizję.

Jerzy Błaszczyk

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)