PolskaPatrycja Kotecka, prymuska IV RP

Patrycja Kotecka, prymuska IV RP

Jest narzeczoną Ziobry i manipuluje mediami na korzyść PiS – mówi się o wiceszefowej Agencji Informacji TVP. Ona sama czuje się zaszczuta przez prasę, więc szuka prawa i sprawiedliwości w sądach. Oto teczka osobowa Patrycji Koteckiej.

Patrycja Kotecka, prymuska IV RP
Źródło zdjęć: © PAP

Patrycja Kotecka marzy, by porozmawiał z nią dziennikarz rzetelny. Czyli taki jak ona. Aby zapomniał o oszczerstwach, którymi obrzucają Patrycję jej wrogowie. Wtedy dziennikarz dostrzeże to, co ona widzi wyraźnie: że wszystkie afery wokół niej są elementem ataku na telewizję publiczną prowadzonego po to, by stacje komercyjne mogły przejąć miejsce TVP na rynku.

Telewizję w całości niełatwo jednak atakować. Co innego Patrycję. Jest młoda i łączona z rozpoznawalnym politykiem PiS. Przychodząc do telewizji, chciała rozbić skostniały układ awansów i dać szansę takim jak ona: młodym i energicznym. To nie mogło podobać się tym, którzy od lat grzeją biurko i do których nie dociera, na czym polega rzetelny materiał. Jeśli trzech polityków opozycji atakuje PiS, to polityk PiS ma prawo odpowiadać trzy razy dłużej na owe zarzuty. Właściwie to przykro jej, gdy słyszy, że faworyzuje PiS. Bo Patrycja jest cierpliwa, ale coraz więcej rzeczy ją boli. Za ten ból oszczercy zapłacą Patrycji w sądzie. Jak brukowiec, który pozwała za opublikowanie zdjęcia jej nagiego biustu. Nastoletnia Patrycja pozowała, żeby zachęcić kobiety do badań piersi. Ufna dziewczyna nie mogła przewidzieć, że gazeta opublikuje po latach fotografię nie tylko piersi, ale i twarzy.

Dorosła do mediów

Patrycja Kotecka nie lubi czytać tekstów o sobie, ale musi, bo gromadzi dowody dla sądu. Proces wytoczyła już Łukaszowi Słapkowi, byłemu reporterowi „Wiadomości”. Opowiadał, że odmówił wiceszefowej Agencji Informacji TVP (czyli Koteckiej), gdy zażądała materiału uderzającego w polityków PO. Miała dostarczyć potrzebne dokumenty i „lepiej zapłacić”. Proces ma też „Super Express” za wspomniany biust.

Patrycja walczy od lat. – Pochodzę ze skromnej, inteligenckiej rodziny, ale nigdy mi to nie przeszkadzało – wzdycha Kotecka. Urodziła się w 1979 roku w warszawskim Wilanowie. Matka Wanda uczyła rosyjskiego w pobliskiej podstawówce. Przyszłość Patrycji widziała w świecie mody, zapisała więc 15-latkę do szkoły wdzięku Małgorzaty Niemen. Pati pozowała do zdjęć, stąd ten biust w brukowcu. Niestety – była za niska na modelkę. Na szczęście żaden wzrost nie wyklucza kariery w mediach. Predyspozycje były – w podstawówce prowadziła radiowęzeł.

Tupet i uroda

– Lubiła nosić odzież w panterkę i dużo złotej biżuterii – wspomina obecna rzeczniczka TVN Lidia Zagórska. Studiowała z Patrycją dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Zagórska pamięta referat Patrycji o goebbelsowskich metodach propagandy: – Nie wygłosiła go, lecz przeczytała, uparcie wymawiając nazwisko Goebbelsa- „Gobels”, zupełnie nie reagowała na nasze ataki śmiechu. I już została „Pati Gobels”.

W 2001 roku, w wieku 22 lat, Patrycja przyszła do redakcji „Super Expressu”. – Jako początkująca reporterka zajmowałam się sprawami miejskimi. Miałam też pod opieką zoo, więc czasami donosiłam o narodzinach jakiegoś zwierzęcia. Potem „Super Express” spłycił mój dorobek tylko do narodzin małpki. To przykre – żali się Patrycja. Tymczasem w „Życiu Warszawy” zwolnił się etat. – Patrycja weszła do redakcji przebojem. Pierwszego i drugiego dnia jej materiały o balujących za publiczne pieniądze radnych Targówka trafiły na jedynkę – opowiada Katarzyna Borowska, jej znajoma z „Życia Warszawy”. – Szybko zapanowała opinia, że gdzie redaktor nie może, tam Patrycję pośle. Raz, aby dostać się do leżącego w szpitalu Lwa Rywina, przebrała siebie i fotoreportera w lekarskie fartuchy – wspomina Borowska.

Bomby od posła

Patrycja ma tupet, ale i potrafi ciężko pracować. Nawet przyjeżdżając do redakcji na piątą rano. – Nie była orłem pióra, ale sprawiała wrażenie, że jej zależy, bardzo się starała i szybko uczyła – wspomina Roman Kurkiewicz, jej były szef, ówczes-ny wicenaczelny redaktor „Życia Warszawy”.

Miała inny atut – urodę. Ta z czasem pomoże jej w zdobywaniu informatorów. Na razie zdobywa życzliwość kolegów z pracy. – Uznała, że nawet jeśli przynosi fajnego newsa, to lepiej będzie, gdy napisze go wespół z doświadczonym kolegą – tłumaczy Kurkiewicz. – Byliśmy postrzegani jako prawicowi, bo najważniejsze teksty publikowaliśmy za rządów Leszka Millera – wspomina Kotecka. – Wyciągaliśmy afery, ale to nie oznacza, że naszym celem byli politycy z komunistycznym rodowodem – przekonuje. Przecież sama walczyła, by nie przemontowano reportażu o Mazurze tak, by w złym świetle przedstawiał Leszka Millera. I znów było jej przykro, gdy na fali nagonki nazwał ją w swym blogu „Ziobrzycą”.

Kotecka i Zbigniew Ziobro są pokoleniem afery Rywina. Z niego komisja zrobiła jednego z czołowych polityków PiS, z niej dziennikarkę śledczą. – Szybko stało się jasne, że bomby Koteckiej z komisji pochodzą głównie od posła Ziobry – mówi Kurkiewicz. Kotecka nie przeczy, ale twierdzi, że jej informatorem był także poseł lewicy Bogdan Lewandowski.

Szef komisji badającej sprawę Rywina Tomasz Nałęcz: – Dokumenty rozdawałem posłom w różnym czasie. Jeśli więc, dajmy na to, poseł Z. otrzymał je raz kilka godzin wcześniej od innych, a dziennikarka K. miała tego newsa wcześniej niż reszta dziennikarzy, to jak to wyjaśnić? No i tylko posłowi Ziobrze robiły się na widok Koteckiej takie maślane oczy – dodaje.

Kotecka nie jest skłonna do zwierzeń na ten temat. – Byłam w redakcji dwa tygodnie, kiedy w trakcie rozmowy wtrąciła: „Bo wiesz, jestem dziewczyną posła Ziobry” – wspomina była dziennikarka „Życia Warszawy”.

Falbanka w moro

Paweł Kwaśniewski, producent szukający prowadzącej do nowego programu interwencyjnego w TV4, zapamiętał, że na casting Kotecka przyszła w szpilkach i falbankach. Jak taką wysłać w teren? Ale szybko się okazało, że Kotecka ma pomysły na program i że przed kamerą jest już w stanie powiedzieć coś sama, a nie tylko przeczytać.

Był 2005 rok. Falbaniaste sukienki TV4 zastąpiło spodniami bojówkami i sportową torbą-. Partycję wysłano, by ścigała bandziorów polskiej prowincji i wymierzała sprawiedliwość za pomocą kamery. – Przyjechałam do Ostródy, miasteczka rządzonego przez lokalnego mafioso, w którym co drugi hotel i restauracja, jak mówili moi rozmówcy, należały do tego bandyty. Ci ludzie czekali na dziennikarza. Po naszej interwencji gangster został zatrzymany, a mieszkańcy odetchnęli z ulgą – dodaje z satysfakcją Kotecka. Chciała sama pisać, kręcić, ustawiać. – Ale za mało umiała, za dużo się rządziła. Doświadczonych operatorów z 20-letnim stażem takie przedszkolne „ja sama” irytowało. Zwłaszcza że wychodziło źle i trzeba było poprawiać – wspomina Kwaśniewski.

Prywatność pod ochroną

Po „Detektorze” w TV4 Kotecka chce zostać w telewizji. W połowie 2006 roku rozpoczyna współpracę z TVP 3, choć dwa przygotowane przez nią materiały (jeden o Edwardzie Mazurze, drugi o kopalni Halemba) nie trafiają na antenę, bo są podobno za słabe. Zostaną pokazane, gdy fotel prezesa TVP obejmie Andrzej Urbański w kwietniu 2007 roku. W tym samym czasie Kotecka zostaje redaktorką w Agencji Informacji TVP, a w czerwcu 2007 awansuje na stanowisko p.o. zastępcy dyrektora Agencji Informacji.

W swojej książce były minister spraw wewnętrznych w rządzie PiS Janusz Kaczmarek sugeruje, że została polecona przez ministra Ziobrę. „Mam redaktor, za którą mogę poręczyć” – miał przekonywać Ziobro na zebraniu, w którym uczestniczył Kaczmarek.

Kotecka zaprzecza. Mówi, że awansowała, bo nikt inny nie chciał tego stanowiska: – Wszyscy odchodzili z telewizji publicznej. A ja miałam już doświadczenie w prowadzeniu autorskiego programu, ale nie czułam się w tej roli najlepiej – opowiada. Dodaje, że kamera ją peszyła, bo nie potrafiła zaakceptować siebie, swojego głosu, ciała na wizji. Chciała spróbować czegoś innego.

Nie zaprzecza, że podczas pracy przy „Detektorze” jeździła do „narzeczonego do Krakowa” i że laptop, na którym pisała scenariusze programów do TV4, pożyczała od Ziobry, bo „są dobrymi znajomymi”, a tacy sobie pomagają. Więcej o Zbyszku nie powie, bo – jak powtarza – „zawsze chroniła i chroni swoją prywatność”.

Człowiek godny zaufania

Medialne oskarżenia i dobry adwokat zrobiły swoje – Patrycja jest przygotowana na wszelkie zarzuty. O ludziach, których podobno pozbyła się z TVP, mówi: – Tomasz Lipko czy Grzegorz Kozak odeszli sami, bo dostali lepsze propozycje.

Tomasz Lipko: – Jak usłyszałem od prezesa, że koniec z niezależnością, to co mia-łem robić?
A Łukasz Słapek? Patrycja w sądzie ma zamiar wykazać, że był pracownikiem kłótliwym i leniwym. – Przed TVP pracował kolejno w TVN, Polsacie i Pulsie. Żadna telewizja z powrotem go nie przyjęła – przekonuje.
Agnieszka Mosur z Polsatu: – Łukasz zawsze był serdeczny i pomocny. Odchodził, bo praca szukała jego, a nie on pracy.

Kotecka dała za to szansę pracy innym dziennikarzom, głównie z prawicowej „Gazety Polskiej”. – Niektórzy telewizję widzieli pierwszy raz w życiu. Nie umieli poprawnie czytać tekstu ani go napisać. Ale robili newsy do głównego wydania – mówi pracownik „Wiadomości”. – Może i popełniają błędy, ale starają się być obiektywni i nie boją się trudnych tematów – chwali nowych Kotecka, która do dziś nadzoruje „Wiadomości” i „Panoramę”.

Po zimowej burzy, która rozpętała się w mediach (w związku z rewelacjami Słapka oraz gdy wyszło na jaw, że korzystała ze służbowego laptopa Zbigniewa Ziobry), Kotecka zapewnia, że prowadzi „politykę wyciszenia”. Po pojawieniu się w TVP Hanny Lis przestała na przykład przychodzić do newsroomu. Szum wokół niej ucichł, a prezes jej nie zwolnił, mimo że niektóre z jej działań (zwolnienie Słapka z pracy zaledwie z powodu „utraty zaufania”, nieklarowny system zatrudniania i awansu umożliwiający wywieranie nacisku) uznała za nieetyczne Komisja Etyki TVP. – Co nie znaczy, że Kotecka nie ma teraz wpływu na materiały. Pozatrudniani przez nią wydawcy sami biegają do jej gabinetu po wskazówki – dodaje nasz informator.

Patrycja Kotecka uważa się za ofiarę politycznej wojny o media publiczne, choć sama w niej aktywnie uczestniczy. Bagatelizuje własne koneksje z politykami, ale chętnie wytyka mediom polityczne powiązania. Nie widzi nic dziwnego w swoim błyskawicznym awansie – w ciągu sześciu lat ze stażystki w dzienniku wyrosła na wiceszefa Agencji Informacji TVP – bo pojęcie „układu” nie obejmuje jej promotorów. Tak jak oni znakomicie potrafi równocześnie schlebiać i grozić. Oto kariera na miarę IV RP. Ale w III RP wciąż wydaje się niezasłużona.

Agnieszka Jędrzejczak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)