PolskaParytety tak, ale nie w wyborach samorządowych

Parytety tak, ale nie w wyborach samorządowych

Obrady jutrzejszej Sejmowej Komisji Ustawodawczej zostały pilnie poszerzone o projekt tzw. ustawy parytetowej. Miał w tej sprawie interweniować Sławomir Nowak, wiceprzewodniczący klubu PO. - Obiecał mi na wizji, że prace ruszą natychmiast - mówi "Polsce" prof. Magdalena Środa. Jej zdaniem ustawa mogłaby zostać przegłosowana w ekspresowym tempie i obowiązywać już w najbliższych wyborach samorządowych, które odbędą się pod koniec tego roku, a najpóźniej na początku stycznia 2011 r.

07.07.2010 | aktual.: 07.07.2010 12:02

Innego zdania jest poseł Andrzej Dera (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Ustawodawczej. - Zgodnie z przepisami pół roku przed ogłoszeniem wyborów nie można już wprowadzać zmian do ordynacji wyborczej. Teraz jest lipiec, a termin głosowania zostanie ogłoszony we wrześniu lub w październiku - podkreśla w rozmowie z "Polska". Wniosek: już za późno. Takich wyjaśnień nie przyjmuje prof. Środa. - Wszystko zależy od woli politycznej. To będzie test wiarygodności PO - mówi filozofka i etyczka.

PO jest w tej sprawie podzielona. Pierwotny projekt ustawy gwarantujący kobietom co najmniej połowę miejsc na listach wyborczych nie uzyska szerokiego poparcia. Więcej zwolenników mają 30-35% tzw. kwoty. Za takim rozwiązaniem opowiedział się w trakcie kampanii prezydenckiej Bronisław Komorowski. Głosami PO i Lewicy - która dwiema rękami podpisuje się pod parytetami - mogłaby więc zostać uchwalona ustawa zapewniająca paniom jedną trzecią miejsc na listach. Jednak nie wszyscy posłowie PO popierają parytety. Jeśli część parlamentarzystów zagłosuje inaczej, ustawa może przepaść. Chyba że parytety poprze część posłów innych partii. Zaważyć mogą zwłaszcza głosy PiS, który jest podzielony.

Zdaniem Eugeniusza Kłopotka, PSL będzie przeciw, choć może ktoś się wyłamie. Parytety popiera przecież prezes Waldemar Pawlak. Kłopotek podkreśla, że z ustawą nie ma potrzeby się śpieszyć i jest teraz dużo więcej pilnych spraw. - Dajmy sobie na razie spokój. Zapomnijmy o parytetach - mówi "Polsce". Jego zdaniem jeśli ustawa zostanie przegłosowana, z pewnością trafi do Trybunału Konstytucyjnego. To prawdopodobne, gdyż według niektórych ekspertyz komisji sejmowej ustawa budzi wątpliwości co do zgodności z konstytucją.

Jeśli ustawa wejdzie w życie, Bronisław Komorowski zapewne ją podpisze. Jako marszałek nie miał wyraźnej opinii w tej sprawie. Wprawdzie objął patronatem konferencję proparytetową, która odbywała się w Sejmie, ale obiecał również patronat nad konferencją Ruchu Obrony Demokracji przed Parytetami. Spotkanie nie odbyło się jednak z powodu katastrofy smoleńskiej. W trakcie kampanii marszałek pojawił się na Kongresie Kobiet organizowanym przez środowiska uważane za feministyczne. Ostrożnie, ale jednak opowiedział się za parytetami. Jedna z organizatorek Kongresu Magdalena Środa oczekuje od niego, że równą liczbę miejsc dla kobiet i mężczyzn wprowadzi także w Kancelarii Prezydenta. - To będzie test jego wiarygodności - mówi "Polsce". Przeciwniczką wprowadzania takich rozwiązań jest natomiast rządowa pełnomocnik ds. równego traktowania kobiet i mężczyzn Elżbieta Radziszewska. Jej zdaniem to nie jest skuteczna metoda promowania kobiet.

Podobnie uważa ekspert komisji Jarosław Flis. - Parytety są niedostosowane do polskiego systemu politycznego - podkreśla politolog w rozmowie z "Polską". I argumentuje: w naszym kraju zaledwie 1/8 kandydatów z list dostaje się do Sejmu. Dlatego kobiety, które zostaną umieszczone na listach za pomocą parytetu, o ile nie posiadają kapitału społecznego, zasilą głównie te miejsca niemandatowe. Czyli wystartują, odniosą porażkę i zniechęcą się.

- W polowaniu na mandaty są łowcy i naganiacze. Ci drudzy stanowią 7/8 całości. Wprowadzenie parytetu będzie dotyczyło głównie tych naganiaczy, a przecież nie o to chodzi - dodaje Flis. Jego zdaniem działanie parytetu można obserwować na przykładzie tzw. Polski powiatowej i wojewódzkiej. Otóż 51 proc. posłów w Sejmie pochodzi z miast wojewódzkich. Jednak o jedną trzecią więcej startuje z Polski powiatowej. - Ci z powiatowych to naganiacze, a z wojewódzkich - myśliwi - mówi prof. Flis. Doktor Monika Michaliszyn, liderka ruchu antyparytetowego, rozwiązanie widzi w tworzeniu regulacji wewnątrzpartyjnych, takich jak w Skandynawii, które służą promocji kobiet.

Polecamy w wydaniu internetowym: www.polskatimes.pl

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)