Parlament Niemiec rozwiązany
Prezydent Niemiec Horst Koehler
rozwiązał parlament i zarządził przeprowadzenie 18 września
przedterminowych wyborów do Bundestagu.
21.07.2005 | aktual.: 22.07.2005 08:43
Prezydent poinformował o swej decyzji wieczorem w przemówieniu wyemitowanym po głównym wydaniu wiadomości przez pierwszy program telewizji publicznej ARD.
Doszedłem do wniosku, że przeprowadzenie nowych wyborów właśnie teraz będzie najlepiej służyło pomyślności naszego narodu. Uważam za słuszne, żeby w obecnej sytuacji dać demokratycznemu suwerenowi - narodowi okazję do rozstrzygnięcia o przyszłej polityce naszego kraju - powiedział prezydent.
Rozwiązując Bundestag, prezydent po trzytygodniowym namyśle przychylił się do wniosku szefa rządu o skrócenie o rok upływającej jesienią 2006 r. kadencji parlamentu.
Schroeder przegrał umyślnie 1 lipca w parlamencie głosowanie nad wotum zaufania, aby umożliwić wcześniejsze rozwiązanie Bundestagu. W tym celu kanclerz polecił swemu klubowi parlamentarnemu SPD oraz deputowanym koalicyjnej partii - Zielonych wstrzymanie się od głosu.
Porażka w głosowaniu była konstytucyjnym warunkiem wdrożenia przez prezydenta procedury rozwiązania parlamentu. Konstytucja nie daje Bundestagowi prawa do samorozwiązania się. W dotychczasowej historii RFN do przedterminowego rozwiązania Bundestagu doszło tylko dwa razy - w 1972 i 1983 r.
Poseł Zielonych Werner Schulz zapowiedział zaskarżenie decyzji prezydenta do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Jego zdaniem, koalicja SPD-Zieloni dysponuje w rzeczywistości parlamentarną większością, zaś porażka w głosowaniu nad wotum zaufania nastąpiła w wyniku "manipulacji" ze strony Schroedera, co jest niezgodne z konstytucją. Stanowisko Schulza popiera kilku innych deputowanych oraz przedstawiciele kilku mniejszych partii. Jeżeli sędziowie uznają postępowanie kanclerza za niezgodne z prawem, będzie on musiał rządzić jeszcze przez rok, aż do końca kadencji. Komentator ARD ocenił, że Trybunał może wydać orzeczenie do końca sierpnia. Schroeder uzasadnia swoją decyzję utratą poparcia zarówno w parlamencie, jak i w SPD dla swej polityki reform społecznych i gospodarczych - tzw. Agendy 2010. Bezpośrednim impulsem do starania się o przyspieszenie wyborów była klęska socjaldemokratów 22 maja w wyborach lokalnych w Nadrenii Północnej-Westfalii.
Lewicowe skrzydło SPD, a także niektórzy politycy Zielonych ostro protestowali przeciwko wdrożonej na początku tego roku reformie rynku pracy wprowadzającej m.in. ograniczenia świadczeń dla bezrobotnych. W przemówieniu w Bundestagu 1 lipca kanclerz wyjaśnił, że chce uzyskać od wyborców nowy mandat na kontynuowanie rozpoczętych reform, koniecznych wobec wyzwań globalizacji i procesu starzenia się niemieckiego społeczeństwa.
Wszystkie reprezentowane w Bundestagu partie polityczne oraz zdecydowana większość obywateli Niemiec popiera decyzję o skróceniu kadencji parlamentu i nowych wyborach. W najnowszym sondażu telewizji ARD za takim rozwiązaniem opowiedziało się 78% ankietowanych, a tylko 15% przeciw.
Aktualne sondaże dają koalicji partii mieszczańskich - chadeckich CDU/CSU i liberalnej FDP zdecydowaną przewagę nad koalicją rządową SPD-Zieloni. Chadecy i liberałowie mogą obecnie liczyć na zdobycie absolutnej większości w nowym parlamencie i utworzenie rządu pod kierownictwem Angeli Merkel. Szyki może im jednak pokrzyżować nowa lewica, dla której poparcie od kilku tygodni stale rośnie. "Partia Lewicy" - sojusz postkomunistycznej PDS z byłymi działaczami SPD z Niemiec Zachodnich może liczyć na ponad 10% głosów.
Dobry wynik nowej lewicy w jesiennych wyborach może uniemożliwić utworzenie rządu CDU/CSU-FDP. W takiej sytuacji konieczne będzie stworzenie koalicji rządowej przez dwa największe ugrupowania - chadeków i socjaldemokratów lub, co wydaje się mniej prawdopodobne, nawiązanie współpracy SPD i Zielonych z "Partią Lewicy".
Jacek Lepiarz