Paraliż na SOR-ach. "Chcemy już do domu"
Szpitalne Oddziały Ratunkowe są przepełnione pacjentami, którzy doznali urazów z powodu śliskich chodników i jezdni. - Czekamy już ponad pięć godzin. Okropnie nas boli - mówi nam pan Ryszard, który razem z żoną zgłosił się na urazówkę przy ulicy Szaserów w Warszawie.
- Wszystko co zamokło, zamarzło. Widziałem jak kobieta szła i trzymała się ściany, żeby się nie wywalić. My z żoną nie mieliśmy tyle szczęścia. Małżonka wywróciła się trzy razy, ja też nie uniknąłem upadku. Oboje z urazami czekamy na SOR-ze już piątą godzinę. Bark boli mnie okropnie - żali się mężczyzna.
- Jest ogromne zamieszanie. Ten system nie daje rady. Na recepcji powiedzieli, że mamy przyjść od razu na urazówkę, bo tu ktoś będzie od godziny 9. Inni ludzie mówią, że trzeba najpierw pobrać numerek, żeby się tu dostać. Nie mamy już siły, chcemy wrócić do domu i położyć się - dodaje.
Podobnych pacjentów jest więcej. Z naszych rozmów z ludźmi na SOR-ze wygląda, że większość czeka tutaj od rana. Pani z Ukrainy przyjechała chwilę po godzinie 7. Kiedy wychodziła z domu, poślizgnęła się na chodniku i doznała urazu nogi. Na korytarzu na łóżku leżał też młody mężczyzna z nogą w gipsie. - Straszne, co się dzisiaj rano działo. Wywróciłem się, mam złamaną nogę. Po prostu piękne rozpoczęcie trzytygodniowego urlopu - mówi nam.
Od rana obserwowaliśmy warszawskie ulice. Widzieliśmy wiele przypadków ludzi, którzy ślizgali się po chodniku. Najgorzej mieli ci, którzy musieli przechodzić przez kładki dla pieszych. Ci, którzy próbowali ominąć schody i wjechać na górę windą, też się ślizgali.
W Warszawie z powodu ślizgawicy doszło do tragedii. Jak pisaliśmy, 38-letni mężczyzna przewrócił się na chodniku na Pradze-Północ i zmarł po uderzeniu głową w chodnik. Okoliczności wypadku wyjaśnia policja.
W całej stolicy od rana sytuacja na drogach i chodnikach jest fatalna. Odwilż i marznący deszcz sprawiły, że pokryły się one warstwą lodu. Do SOR-ów trafiają liczni pacjenci z urazami, głównie kończyn.
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, na SOR-ze w Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus od rana trafiło ok. 30 osób z urazami ortopedycznymi, głównie złamaniami kończyn. Z kolei na SOR-ze w Szpitalu Bródnowskim od godziny ósmej we wtorek również trafiło ok. 30 pacjentów ortopedycznych. PAP dowiedziała się, że tam pacjenci przyjmowani są z urazami nadgarstków, kolan czy stawów skokowych. W inne dni przyjmowanych było w tym samym czasie zaledwie kilkoro pacjentów ortopedycznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Armagedon śnieżny i siarczysty mróz. Nowy atak zimy. IMGW ostrzega
Podobnie na SOR-ze w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym zanotowano większą liczbę przyjęć pacjentów z urazami kończyn - na co dzień są to pojedyncze przyjęcia, a we wtorek od rana trafiło do tego SOR-u już 5 osób z urazami barku i ręki.
Wcześniej we wtorek rzecznik Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego Meditrans Piotr Owczarski powiedział PAP, że od rana na żadnej z 38 ośmiu stacji wyczekiwania pogotowia ratunkowego nie ma ani jednego wolnego ambulansu.
- Oznacza to, że wszystkie zespoły, które są w systemie, od samego rana są w trasie, czyli albo jadą do pacjentów, albo są w drodze do szpitali. Sytuacja jest trudna. Żaden członek zespołu ratownictwa medycznego nie miał ani minuty przerwy - powiedział we wtorek PAP Owczarski.
Zarząd Oczyszczania Miasta wystosował we wtorek rano apel do zarządców dróg i chodników. - Zarządcy, wyjdźcie do działań. Chodniki w Warszawie są oblodzone, to trudne warunki dla pieszych. Wspólnie zadbajmy o bezpieczeństwo mieszkańców stolicy - napisał ZOM.
ZOM podkreślił też, że od godz. 22.00 do 6.30 posypywane były jezdnie, dzięki czemu utrzymana została ciągłość kursowania autobusów miejskich.
"170 posypywarek swoimi działaniami objęło 1600 km dróg. Nie mamy sygnałów, aby występowała na nich śliskość wynikająca z oblodzenia" - podał ZOM.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski