Parafianie obronili księdza przed biskupem
Po kilkunastodniowych protestach wiernych
biskup Gliwicki Jan Wieczorek wycofał się w sobotę z decyzji o
przeniesieniu administratora parafii w Miasteczku Śląskim. W
historii diecezji jeszcze się nie zdarzyło, żeby biskup ustąpił
wiernym - pisze "Gazeta Wyborcza".
06.06.2005 06:55
Konfliktem wokół jedynej parafii żyje od dwóch tygodni cała miejscowość. Pod protestem przeciwko odwołaniu ks. Grzegorza Dewora, sprawującego stanowisko administratora [p.o. proboszcz - przyp. red.], podpisało się ponad 2300 osób. Pół tysiąca osób dzień i noc pikietowało przed budynkiem plebanii i zapowiedziało, że nie pozwoli na wyjazd kapłana. Wielu przyszło całymi rodzinami, nawet z niemowlętami w wózkach. Wejścia do plebanii strzegły nastolatki. Na transparencie mieszkańcy napisali "Walczymy o proboszcza".
- Jak biskup postawi na swoim i nam księdza zabierze, to nie będziemy dawać na tacę. To jest nasz kościół, nie wpuścimy tu obcego - argumentowały najczęściej kobiety. Ich mężowie chwalili ks. Dewora za skromność i pracowitość. - Nawet auta nie ma, a jak widzi, że komuś się nie przelewa, to grosza nie weźmie na kolędzie - mówią.
Młodym ksiądz imponuje tym, że się nie wywyższa. - Sam ma dopiero 38 lat, z każdym znajdzie wspólny język - twierdzą. W małej parafii, odkąd zaczął pracować tu ks. Dewor, do służby ministranckiej zgłosiło się 50 chłopców.
Do akcji przyłączyły się nawet dzieci, które w szkole rysowały serduszka dla księdza. W sobotę do Miasteczka przyjechał kanclerz gliwickiej kurii biskupiej ks. Bernard Koj i zamknął się z Deworem na plebanii. Do stojących na zewnątrz ludzi raz po raz docierały wieści, że ich duszpasterzowi grozi nawet ekskomunika, bo... nie potrafi poradzić sobie z wiernymi.
Po całodziennych rozmowach kanclerz wyjechał bez pożegnania, a ks. Dewor przekazał zebranym wokół plebanii ludziom decyzję biskupa: zostaję do sierpnia, pod warunkiem że dojdzie do uspokojenia sytuacji. Tłumy przywitały tę wiadomość oklaskami. (PAP)