Konklawe, na którym kardynałowie wybrali Benedykta XVI, trwało krótko. Nie widzę potrzeby dywagacji nad tym, jak rozkładały się głosy, czy z początku rzeczywiście wybierano między kardynałami Ratzingerem, Tettamanzim i Martinim, czy rzeczywiście ten ostatni optował za przeniesieniem głosów nań oddawanych na kardynała Ratzingera i ile ostatecznie nowy papież ich otrzymał. Ważne, że Kolegium nadzwyczaj szybko doszło do porozumienia. Z tej racji ktoś nazwał Benedykta XVI “papieżem mocnym”, bo ma mocne wsparcie, ale i dlatego, że przymiotnik ten odnosi się do jego osobowości.
Kiedyś pytałem uczestnika kilku Synodów, czy jest ktoś, kogo aula słucha w absolutnej ciszy? Po namyśle wymienił wtedy (była połowa lat 80.) tylko kardynała Ratzingera. Gdy wybrano Benedykta XVI, słuchałem zwierzeń kardynała Tonini. Ten biskup-emeryt, dziennikarz, komentator, człowiek wiary i bystrego umysłu, jest dobrze po osiemdziesiątce, więc nie brał udziału w konklawe.
Uczestniczył jednak w tzw. kongregacjach, debatach poprzedzających wybór papieża, którym przewodniczył - z urzędu - dziekan kardynalskiego kolegium, kard. Ratzinger. Debaty te dotyczą sytuacji Kościoła i świata. O kandydatach z reguły się nie rozmawia. Kard. Tonini był wciąż pod wrażeniem tego, jak debatami kierował dziekan i chciał dać do zrozumienia, że to wtedy właśnie krystalizowała się decyzja elektorów - pisze Ks. Adam Boniecki w "Tygodniku Powszechnym".