Papież mocny
Ciągle jeszcze, zresztą nie tylko dla nas, Polaków, Benedykt XVI jest następcą Jana Pawła II. Zaraz po wyborze nowego papieża kard. Ersilio Tonini ostrzegał przed powtórzeniem błędu popełnionego wobec Pawła VI: "Nigdy, do końca nie mogliśmy mu darować, że nie jest Janem XXIII" - pisze Ks. Adam Boniecki w "Tygodniku Powszechnym".
27.04.2005 | aktual.: 27.04.2005 08:55
Konklawe, na którym kardynałowie wybrali Benedykta XVI, trwało krótko. Nie widzę potrzeby dywagacji nad tym, jak rozkładały się głosy, czy z początku rzeczywiście wybierano między kardynałami Ratzingerem, Tettamanzim i Martinim, czy rzeczywiście ten ostatni optował za przeniesieniem głosów nań oddawanych na kardynała Ratzingera i ile ostatecznie nowy papież ich otrzymał. Ważne, że Kolegium nadzwyczaj szybko doszło do porozumienia. Z tej racji ktoś nazwał Benedykta XVI “papieżem mocnym”, bo ma mocne wsparcie, ale i dlatego, że przymiotnik ten odnosi się do jego osobowości.
Kiedyś pytałem uczestnika kilku Synodów, czy jest ktoś, kogo aula słucha w absolutnej ciszy? Po namyśle wymienił wtedy (była połowa lat 80.) tylko kardynała Ratzingera. Gdy wybrano Benedykta XVI, słuchałem zwierzeń kardynała Tonini. Ten biskup-emeryt, dziennikarz, komentator, człowiek wiary i bystrego umysłu, jest dobrze po osiemdziesiątce, więc nie brał udziału w konklawe.
Uczestniczył jednak w tzw. kongregacjach, debatach poprzedzających wybór papieża, którym przewodniczył - z urzędu - dziekan kardynalskiego kolegium, kard. Ratzinger. Debaty te dotyczą sytuacji Kościoła i świata. O kandydatach z reguły się nie rozmawia. Kard. Tonini był wciąż pod wrażeniem tego, jak debatami kierował dziekan i chciał dać do zrozumienia, że to wtedy właśnie krystalizowała się decyzja elektorów - pisze Ks. Adam Boniecki w "Tygodniku Powszechnym".