Papież Franciszek: poprawa relacji USA‑Kuba to nie zasługa Watykanu
Papież Franciszek zapewnił, że poprawa relacji między USA a Kubą to nie rezultat nadzwyczajnej mediacji Watykanu i jego osobistego zaangażowania, ale przede wszystkim dobrej woli obu tych krajów. Podkreślił też, że podczas wizyty w Ameryce Południowej nie próbował koki.
Podczas konferencji prasowej w drodze powrotnej z Ameryki Łacińskiej do Rzymu Franciszek powiedział, odnosząc się do kwestii przypisywania Watykanowi roli w poprawie relacji między Kubą a USA: - Ten proces to nie była mediacja. Było pragnienie, które napłynęło z obu stron. Mówię prawdę; minęły trzy miesiące, ja się tylko o to modliłem.
Następnie zapytał: - Co można było zrobić więcej po ponad 50 latach?
- Potem Bóg sprawił, że pomyślałem o kardynale, który tam pojechał. Potem nie wiedziałem już nic więcej, minęły miesiące, aż pewnego dnia sekretarz stanu powiedział mi: "Jutro mamy drugie spotkanie z dwiema delegacjami". A ja zapytałem: "Jak to?". "Tak, tak - odpowiedział mi - oni rozmawiają ze sobą" - tak papież opisał kulisy rokowań prowadzonych także w Watykanie.
- To samo przyszło - ocenił - to była dobra wola obu państw, to ich zasługa - dodał. Papież zapewnił: - My nic prawie nie zrobiliśmy, tylko małe rzeczy.
Wyraził przekonanie, że USA i Kuba zyskają dzięki temu pokój, przyjaźń, współpracę.
Mówiąc z kolei o wolności religijnej, stwierdził: - Pomyślcie, że na świecie są kraje, także w Europie, gdzie nie pozwalają uczynić znaku religijnego, z różnych powodów.
Wyraził uznanie dla działalności ruchów ludowych, z których przedstawicielami spotkał się w Boliwii w obecności związanego z nimi prezydenta kraju Evo Moralesa.
- Jest wiele osób, które nie czują się reprezentowane przez związki zawodowe, bo mówią, że związki są korporacją i nie walczą o prawa najuboższych - mówił. - Kościół nie może być obojętny, ma doktrynę społeczną i prowadzi dialog z ruchami ludowymi - dodał papież.
Wyjaśnił , że ruchu ludowe doceniają to, że Kościół nie jest daleko od nich, lecz "pomaga im w walce". Franciszek zastrzegł zarazem, że Kościół nie opowiada się za drogą anarchii.
Ruchy ludowe - zapewnił - "to nie są anarchiści, pracują".
Podkreślił też, że nie obawia się tego, iż jego wystąpienia zostaną instrumentalnie wykorzystane przez rządzących, grupy wpływu czy ruchy ludowe.
Wyjaśniając swe wypowiedziane w Boliwii słowa wymierzone w obecny model gospodarczy, konsumpcjonizm, a także potępienie ekonomii, która "zabija", papież przyznał, że musi "przestudiować" krytykę, z jaką spotkały się te opinie, głównie w USA. Podkreślił, że musi to zrobić w związku ze swą wrześniową pielgrzymką do Stanów Zjednoczonych. Potrzebny jego zdaniem jest dialog z tymi, którzy kierują słowa krytyki.
Kontrowersyjny prezent
Pytany zaś o swą opinię na temat wręczonego mu przez prezydenta Boliwii krzyża z sierpem i młotem, uznał rzeźbę tę, wykonaną według projektu zamordowanego tam hiszpańskiego jezuity księdza Espinala, za wyraz "protestu w sztuce", który - jak zaznaczył - niekiedy może być "obraźliwy".
Przypomniał, że zamordowany w 1980 roku ksiądz był związany, jako entuzjasta, z teologią wyzwolenia, która - jak dodał - "stosowała marksistowską analizę rzeczywistości". Franciszek przypomniał krytyczne stanowisko Watykanu wobec tego prądu i apele generała jezuitów, by nie stosowali takich metod analiz. Zarazem dodał, że ksiądz Espinal był "wyjątkowym człowiekiem z wielkim ludzkim geniuszem, działającym w dobrej wierze".
Komentując wręczony mu podarunek, zapewnił: - Rozumiem to dzieło, dla mnie to nie była obraza. Wiozę je ze sobą.
"Nie spróbowałem koki"
Franciszek przyznał, że błędem z jego strony jest to, że mówi zbyt mało o klasie średniej i że weźmie to pod uwagę. Podziękował też dziennikarzowi za tę sugestię. Wyjaśnił, że koncentruje się na biednych, bo są oni w "sercu Ewangelii".
Pytany o to, skąd wziął tak wielkie pokłady energii, które było widać podczas tygodniowej pielgrzymki, Franciszek zażartował: - Jaki narkotyk brałem? Taki był prawdziwy sens tego pytania. Pomaga mi napar mate, ale nie spróbowałem koki, niech to będzie jasne!
Na pytanie o to, co czuje, gdy ludzie chcą zrobić sobie z nim tzw. selfie, wyznał: - To inna kultura, a ja czuje się pradziadkiem.
- Dzisiaj policjant w wieku 40 lat zrobił sobie ze mną selfie. Ja mu powiedziałem: "Zachowuje się pan jak nastolatek". Ale ja to szanuję - stwiedził.