Pani minister, ratuj przed Facebookiem. Nie narodowcy, ale lewak pierwszy złożył skargę
- Pierwszą osobą, która zgłosiła się z zablokowanym kontem nie był ONR-owiec, ktoś związany z Marszem Niepodległości, czy skrajna prawica, ale osoba będąca uosobieniem drugiej strony sporu, przedstawiciel liberalnego światopoglądu - minister cyfryzacji Anna Streżyńska ujawniła motywację napisania przepisów ograniczających cenzorskie zapędy administratorów Facebooka.
Okazuje się, że do biura minister wpływają codziennie skargi od administratorów stron, osób publicznych na blokady kont na największym z portali społecznościowych. Po przywołaniu przypadku skargi Streżyńska wyraziła zdziwienie, że serwis zablokował konto osobie, która "wypowiadała się zawsze normalnie". Nie ujawniła jednak, o kogo chodzi. Sprawa ma jednak większy wymiar.
- Piszemy o uchodźcach popełniających przestępstwa w Niemczech. Masakrujemy durne decyzje polityków. Śmiejemy się głupot, jakie pokazują Polacy na portalach społecznościowych. Nie wiem, co mogło zdenerwować adminów Facebooka, ale przed dwoma tygodniami ścięli nam zasięgi postów o 80 procent - skarży się Wirtualnej Polsce autor prawicowego portalu z milionem czytelników. Dodaje, że wszystko to tematy prawdziwe, robione na poważnie, rzetelnie i ważne dla jego czytelników. Mimo to Facebook postanowił go przyblokować. Ograniczenie zasięgów oglądalności postów powoduje, że ze swoimi tekstami dociera do mniejszej liczby osób. Mniej czytelników to także niższe zyski z reklamy. Dlatego wydawca sprawę traktuje bardzo poważnie i nazywa cenzurą.
Czego nie chce Facebook
- Minister nie jest właściwą osobą do rozstrzygania podobnych sporów, jednak ich liczba jest tak wielka, że zamierzaliśmy spróbować to uregulować. Chodzi nam o sytuacje, gdy Facebook blokuje fanpage jakiejś organizacji lub konto użytkownika, powołując się na zapisy własnego regulaminu, mimo że udostępniane w ten sposób treści są legalne - mówi Karol Manys, rzecznik prasowy Ministerstwa Cyfryzacji.
To ciąg dalszy dyskusji, po tym jak wyciekł projekt zapisów mających w zamyśle zmusić Facebooka, by nie ograniczał i nie blokował publikacji, powołując się na swój wewnętrzny regulamin. Na czym polega problem? Jeśli właściciel sklepu, napisze na Facebooku "od dziś gejom wstęp wzbroniony" to serwis zamknie mu stronę w jeden dzień. Powiecie, że to słusznie. Musi być jakaś kara za chamską dyskryminację. Jednak podobne postanowienia polityki redakcyjnej Facebooka często się zmieniają, w zapisach jest dużo nieprecyzyjnych sformułowań, a decyzje adminów są uznaniowe. Blokadę sprowokować może pozornie błahe przewinienie.
Kary mogłyby objąć polskie gwiazdy odchudzania: Ewę Chodakowską czy Konrada Gacę. To dlatego, że aktualnie serwis nie popiera zdjęć zestawiających szczupłą sylwetkę z otyłą. To mogłoby urazić i zasmucić osoby cierpiące na nadwagę.
Tak wygląda centrum danych Facebooka
Kara dla patriotów
Przypomnijmy, w listopadzie z Facebooka zniknęły profile m.in. Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Administratorzy strony zablokowali też profile samych działaczy. Narodowcy winą za usuwanie stron obarczyli pracowników polskiego oddziału Facebooka, których oskarżają o sprzyjanie liberalnym ideom.
Wtedy Richard Allan, odpowiedzialny za politykę publiczną Facebooka oświadczył, że strona Marszu Niepodległości została usunięta z serwisu po publikacji postów naruszających Standardy Społeczności w zakresie mowy nienawiści. Choćby symbol Falangi jest zakazany na platformie "z powodu historycznych odniesień do mowy nienawiści".
Za prawicowcami wstawiła się minister Anna Streżyńska: - Mark Zuckerberg (założyciel Facebooka - przyp. red.) nie ma prawa nie życzyć sobie znaku Falangi i wielu innych znaków, które są legalne w poszczególnych krajach. Facebook naruszył zasadę niestosowania prewencyjnej cenzury, która jest konstytucyjną zasadą - powiedziała dziennikarzom.
Polski Troll vs Facebook
Jak udało nam się dowiedzieć, Streżyńska kilkakrotnie spotkała się menedżerami Facebooka z Dublina. Efekt rozmów jej nie usatysfakcjonował. Stąd inspiracja do napisania ustawy. Przepisy opracowane w Ministerstwie Cyfryzacji okazały się jednak bardzo niedoskonałe. Zrecenzowała je organizacja Panoptykon, działająca na rzecz wolności i ochrony praw człowieka.
- Ministerstwo dostrzegło problem arbitralności działań platform internetowych, które dziś mogą każdego użytkownika i każde konto „wyciąć” w oparciu o uznaniowe i stale się zmieniające postanowienia własnych regulaminów. Portale takie jak Facebook stały się społeczną infrastrukturą komunikacyjną, a więc pomysł zagwarantowania dostępu do nich każdemu, kto porusza się w granicach prawa, jest z gruntu słuszny - ocenia Katarzyna Szymielewicz.
Dodaje jednak, że zredagowanie wielu przepisów pozostawia wiele do życzenia. Zgodnie z proponowanymi przepisami w przypadku zablokowania użytkownika czy strony spór z Facebookiem powinien w szybkim trybie trafić do sądu. Tyle że wówczas sądy zalałaby fala spraw w rodzaju "polski troll vs Facebook".