PolskaPaliwowy syndykat

Paliwowy syndykat

Czy Jacek Piechota, były minister gospodarki, pomagał baronowi oskarżonemu w sprawie mafii paliwowej? - pisze Ewa Ornacka w tygodniku "Wprost".

12.12.2005 | aktual.: 12.12.2005 11:17

Czy minister gospodarki może działać przeciw interesom skarbu państwa, które ma reprezentować? Wiele wskazuje na to, że Jacek Piechota, szef resortu gospodarki w rządach Leszka Millera i Marka Belki, przyczynił się do bankructwa jednego z największych holdingów stoczniowych w Europie. A to z kolei pozwoliło biznesmenom związanym z SLD przejąć strategiczny dla bezpieczeństwa energetycznego kraju terminal paliwowy w Świnoujściu. Terminal ten to najnowocześniejsza polska baza paliw przetworzonych (benzyna i oleje napędowe) o zdolności przeładunkowej 3,2 mln ton rocznie.

Weszliście do nie swojego koryta!

W 1994 r. władze Świnoujścia zorganizowały przetarg na teren, na którym znajduje się paliwowy terminal. Wygrała go Stocznia Szczecińska SA. Hurtowe ilości taniego paliwa płynącego z całej Europy do terminalu w Świnoujściu miały być realną konkurencją dla polskich dostawców i szansą na niższe ceny benzyny i oleju napędowego. Przegranym w przetargu była firma Ship-Service, kierowana przez szczecińskiego magnata paliwowego Jerzego Krzystyniaka (niegdyś szefa paliwowej firmy Solo). Krzystyniak, podejrzany w sprawie mafii paliwowej, przebywa obecnie w areszcie. Był on sponsorem kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. 10 lat temu w szczecińskim hotelu Radisson Kwaśniewski i politycy SLD Jerzy Szmajdziński i Jacek Piechota uczestniczyli w bankiecie wydanym przez Krzystyniaka.

Kluczowy dla śledztwa przeciwko mafii paliwowej świadek, do którego dotarł "Wprost", twierdzi, że skromny trener tenisa ziemnego, jakim był niegdyś Jerzy Krzystyniak, zrobił oszałamiającą karierę biznesową dzięki politycznym koneksjom w SLD i poparciu tajnych służb PRL. Na początku lat 90. otrzymał koncesję na import i handel bezcłowym paliwem z tzw. kontyngentu fińskiego. To była żyła złota, gdyż w tym czasie paliwo było obłożone 40-procentowym cłem. Interesy Krzystyniaka wspierał poseł SLD Jacek Piechota. Krzystyniak sfinansował wtedy jego wyjazd do Kuwejtu (są na to faktury w dokumentacji firmy Solo). Potem nazwisko Piechoty pojawia się przy okazji negocjacji w sprawie sprzedaży firmy Krzystyniaka - Solo - spółce J&S, monopoliście na rynku dostaw ropy do Polski.

Krzysztof Piotrowski, były prezes szczecińskiego holdingu stoczniowego, opowiada "Wprost" o spotkaniu w mieszkaniu Jerzego Krzystyniaka, do którego doszło kilka tygodni po przetargu na teren, na którym znajduje się świnoujski terminal paliwowy. - Spotkaliśmy się wówczas z posłem Jackiem Piechotą. Zaproponowano nam, że terminal odkupi od stoczni firma Krzystyniaka Ship-Service. Później, podczas kolejnych negocjacji, padały słowa: "Weszliście do nie swojego koryta!". - Kilkanaście lat temu znałem i Piotrowskiego, i Krzystyniaka, więc umożliwiłem ich spotkanie. A prezesowi Piotrowskiemu udzielałem życzliwych rad, nie wywierałem natomiast na niego żadnej politycznej presji - twierdzi w rozmowie z "Wprost" Jacek Piechota.

Zaplanowana upadłość?

Latem 2001 r. szczecińska stocznia i PKN Orlen przygotowywały wspólne przedsięwzięcie: stoczniowy holding wnosił terminal, Orlen - usytuowaną na wyspie Wolin bazę, która miała być połączona podwodnym rurociągiem ze Świnoujściem. - Alternatywne źródło paliwa dostarczanego przez Bałtyk gwarantowałoby wzrost bezpieczeństwa energetycznego Polski i realny spadek cen paliw, przynajmniej w północnej części kraju. Bliskie sąsiedztwo Berlina dawało z kolei szansę na hurtowy handel z Niemcami - wspomina Andrzej Modrzejewski, były prezes PKN Orlen. - Planowaliśmy także uruchomienie terminalu gazu płynnego w Policach pod Szczecinem, czyli uniezależnienie się od rosyjskiej rury.

Jacek Piechota wiedział o naszych planach, ale bardzo go drażniły - mówi "Wprost" Krzysztof Piotrowski. Z wielkich planów nic nie wyszło, bo w lutym 2002 r. UOP zatrzymał prezesa Modrzejewskiego, a zaraz potem go odwołano, natomiast szczeciński holding stoczniowy popadał w poważne tarapaty finansowe.

Na początku 2002 r. stocznia poprosiła państwo o pomoc. Do otrzymania w polskim banku kredytu pomostowego stocznia potrzebowała gwarancji rządowych w wysokości 60 mln USD (równowartość 10% rocznych obrotów firmy). Szczecińska stocznia liczyła na wsparcie, bo w światowych rankingach zajmowała piąte miejsce pod względem zamówień i dziewiąte pod względem wielkości produkcji - w ciągu dziesięciu lat wyeksportowała 160 jednostek za ponad 4 mld USD.

W maju 2002 r. rząd odmówił pomocy. Banki kredytujące bieżącą produkcję stoczni wpadły w popłoch, gdy minister Piechota zażądał od nich dwukrotnie wyższej redukcji wierzytelności, niż ustalił to Sąd Rejonowy w Szczecinie podczas postępowania układowego z wierzycielami. To wystarczyło, by wstrzymano kredyty. Stocznia stanęła w chwili, gdy miała kontrakty na 30 jednostek za 1,6 mld USD - pisze Ewa Ornacka w tygodniku "Wprost".

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)