Palikot o odwołanym szczycie w Jałcie: to kompromitacja dyplomacji
Prezydent został wystawiony do wiatru przez Sikorskiego i Tuska, to kompromitacja polskiej dyplomacji. Nie ogłasza się udziału prezydenta, głowy państwa, czy premiera w takiej imprezie jak szczyt w Jałcie, nie będąc pewnym, że ta impreza się odbędzie - mówił na antenie Polsat News Janusz Palikot, odnosząc się wiadomości do odwołania szczytu.
08.05.2012 | aktual.: 08.05.2012 20:39
- Najwyraźniej nie było dogadane, co ma być rezultatem namawiania przez Komorowskiego. Jestem pewien, że gdyby była jakakolwiek nadzieja na kompromis, to Komorowski nawet sam by pojechał, bez żadnych innych gości i zrobili by z tego dwustronne spotkanie. Tak jak Kwaśniewski zrobił w sprawie Pomarańczowej Rewolucji. Dzisiaj tego zabrakło po stronie czy Tuska, czy Sikorskiego, czy Komorowskiego - ocenił Palikot.
Jego zdaniem "zabrakło zdolności politycznej, żeby przełamać dla nas niekorzystną sytuację". - Bo jednak jest to izolowanie Ukrainy, jest to wypychanie Ukrainy poza krąg europejski, dla Polski jest to strategicznie bez sensu - mówił. - My tylko wtedy będziemy mieli równowagę dla osi Berlin-Paryż jeżeli będziemy mieli Kijów w Unii Europejskiej.
Zdaniem Janusza Palikota, Berlin "w ogóle nie jest zainteresowany przyłączeniem Ukrainy do UE, tak samo jak i Paryż". - Bo te pięćdziesiąt kilka milionów ludzi i mandaty eurodeputowanych zmienią układ sił w UE. To jest oczywiste, że Berlin będzie przeciwko temu - uzasadniał.
- Porażką Polski jest to, że nie przekonaliśmy państw europejskich, żeby nie bojkotować i dzisiaj wszystko wygląda na to, że to Euro 2012 po stronie ukraińskiej będzie katastrofą bo nie przyjadą kibice, mecze się będą odbywały przy niepełnych trybunach, w jakimś sensie to będzie rzutowało na całą imprezę - mówił.
Palikot mówił w Polsat News, że on sam był pewien, że "ten szczyt tak się skończy". Dodał, że dziwił się temu, że jeszcze kilka dni temu kancelaria prezydenta i politycy Platformy Obywatelskiej twierdzili, że szczyt się odbędzie i że będzie ważnym wydarzeniem.
- Na pewno zawiodła jakaś sprawność ministerstwa spraw zagranicznych. To jednak ono jednak na tym operacyjnym szczeblu powinno dać prezydentowi sygnał dwa, czy trzy dni wcześniej - ocenił.
Janusz Palikot dziwi się również samemu prezydentowi, który "na ogół zachowywał do końca powściągliwość". - Znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji bo musimy ratować całą imprezę Euro 2012 jako współgospodarze, "niezależnie od tego jak nas boli sposób traktowania Julii Tymoszenko i cała ta historia dotycząca praw człowieka".