Palestyńczycy pokonali izraelską obronę. Niedługo znowu spróbują oszukać system
Przy dźwięku syren dziesiątki rakiet wzbiły się w niebo nad Izraelem. Coś co wyglądało jak odpowiedź na zmasowany atak wroga okazało się wpadką najlepszej tarczy antyrakietowej na świecie. Palestyńczycy przechytrzyli izraelską armię. Niedługo znowu spróbują.
26.03.2018 14:21
W ciągu kilkudziesięciu sekund od aktywacji alarmu przeciwrakietowego w miastach Sderot i Aszkelon baterie antyrakiet Żelaznej Kopuły wystrzeliły kilkadziesiąt pocisków służących do niszczenia w powietrzu rakiet nadlatujących z palestyńskiej Strefy Gazy. Siła i hałas izraelskiej odpowiedzi były taki wielkie, że sześć osób potrzebowało pomocy szpitalnej z powodu napadu paniki.
Kłopot w tym, że żadnego ataku nie było, a system zareagował na ogień ciężkich karabinów maszynowych wewnątrz palestyńskiej enklawy. Dowódca Żelaznej Kopuły podkreśla, że odpowiedź była konieczna. Od wykrycia przez radary pocisków lecących w stronę Izraela żołnierze musieli zareagować w ciągu sekund. Podobnego zdania jest dowódca obrony powietrznej kraju Tzvika Heimowitz, według którego nie było ani błędu ani awarii. System wykrył zagrożenie i zareagował. Gdyby rzeczywiście były to rakiety, to konsekwencje błędu mogły być tragiczne.
System udało się oszukać raz, będą następne
Tym razem Izraelczycy jedynie podliczają pieniężne koszty nocnych fajerwerków. Jedna antyrakieta Żelaznej Kopuły kosztuje kilkadziesiąt tysięcy dolarów, więc koszt odpowiedzi idzie w miliony. Problem jest jednak poważniejszy. Możliwe, że Palestyńczycy znaleźli sposób na zmylenie najskuteczniejszej tarczy antyrakietowej na świecie, albo przynajmniej na dramatyczne podniesienie kosztów jej użycia. Nie wiadomo co by się działo, gdyby w tym samym czasie w stronę Izraela strzelały karabiny maszynowe i wyrzutnie rakiet.
Nocne wydarzenia będą teraz przedmiotem analizy w Izraelu, Strefie Gazy, ale także w Libanie czy Iranie. To ważna lekcja dla wszystkich, którzy przygotowują się do następnej wojny na Bliskim Wschodzie. Kanonada w nadmorskiej enklawie była zresztą częścią dużych ćwiczeń Hamasu, który wystrzelił też rakiety w kierunku Morza Śródziemnego, a na potrzeby manewrów zbudował makiety izraelskich czołgów Merkawa.
Palestyńczycy bez broni są groźniejsi
Nie manewry, czy nawet tunele budowane przez Hamas najbardziej niepokoją wojskowych w państwie żydowskim. Dużo poważniejszym wyzwaniem jest opór pokojowy, do którego przygotowują się Palestyńczycy. Generał Herzl Halevi, dowódca wywiadu wojskowego Amanu, przyznał, że izraelska armia jest kompletnie nieprzygotowana na pokojowe demonstracje z udziałem tysięcy ludzi. Żołnierze nie mają ani sprzętu ani wyszkolenia, a gaz łzawiący nie wystarczy. Równocześnie Izrael nie może pozwolić sobie na użycie broni śmiercionośnej i masakrowanie bezbronnych cywilów.
Aman doszedł do wniosku, że Palestyńczycy rozpoznali tę słabość Izraela i postanowili ją wykorzystać. Dlatego w najbliższych dniach na granicy Strefy Gazy odbyć się ma "marsz miliona", czyli pokojowa demonstracja anty-izraelska. Pokojowe mają być także majowe protesty przeciwko przeniesieniu ambasady USA do Jerozolimy.
Na korzyść taktyki Izraelczyków przemawia jedynie temperament Palestyńczyków i brak tradycji protestów pokojowych. Trudno uwierzyć, aby w napiętej atmosferze nikt nie zaczął strzelać, albo przynajmniej rzucać kamieniami. Przemoc łatwo też sprowokować. W takiej sytuacji wszystko "wróci do normy", czyli do konfrontacji siłowej, w której górą mogą być tylko Izraelczycy.
Napięcie między Izraelczykami i Palestyńczykami narasta w miarę zbliżania się terminu przeniesienia ambasady USA z Tel-Awiwu do Jerozolimy. Nastąpi to w połowie maja, wraz z oficjalnymi obchodami 70 rocznicy utworzenia państwa żydowskiego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl