Palą szkoły, porywają dzieci, mordują nauczycieli - krwawa kampania fanatyków Boko Haram
• Nigeryjscy islamiści Boko Haram atakują szkoły, uczniów i nauczycieli
• Biorą na cel wykładowców geografii, bo ich lider uważał te lekcje za sprzeczne z islamem
• Dżihadyści zastraszają, mordują i porywają też setki dzieci
• Mimo upływu dwóch lat wciąż nie odnaleziono ponad 200 uczennic z Chibok
• HRW: przez Boko Haram całe pokolenie zostało obrabowane z prawa do edukacji
22.04.2016 | aktual.: 22.04.2016 15:48
900 całkowicie zniszczonych szkół, część po prostu spalono, i dwa razy tyle zamkniętych placówek. Ponad 600 nauczycieli i pracowników szkolnych zabitych, a 19 tys. z nich zmuszonych do ucieczki. Do tego setki zamordowanych lub porwanych uczniów i tysiące rannych osób. Te dramatyczne dane, które podaje w swoim najnowszym raporcie dotyczącym Nigerii Human Rights Watch, to efekt ostatnich siedmiu lat kampanii terroru Boko Haram w stanach Borno, Jobe i Kano.
Islamskich ekstremistów nazywano kiedyś nigeryjskimi talibami, dziś przypomina się raczej o ich przymierzu z Państwem Islamskim. Boko Haram, którego nazwę z języka hausa tłumaczy się jako "zachodnia nauka to grzech", założył w 2002 r. radykalny muzułmański kaznodzieja Mohammed Yusuf. Jednak dopiero po jego śmierci w 2009 r., gdy przywództwo w ruchu objął Abubakar Szekau, krew zaczęła się lać w północno-wschodniej Nigerii strumieniami. A jednymi z głównych celów islamistów niecierpiących "zachodniej nauki" stali się uczniowie i nauczyciele.
Jędrzej Czerep, politolog i ekspert ds. ruchów islamistycznych, podkreśla w rozmowie z WP, że islamiści atakują każde placówki edukacyjne, te faktycznie wspierane przez kraje Zachodnie, jak i zwykłe, prowincjonalne szkółki. - Nie ma jakiegoś klucza, który pozwoliłby wskazać, kto jest bezpieczny przed atakami Boko Haram - mówi ekspert. Jak przypomina, sam Yusuf podważał np. teorię ewolucji, to, że deszcz powstaje z parowania wody, a Ziemia jest okrągła, jako nauki sprzeczne z islamem. Najwyraźniej te przekonania pozostają żywe wśród dżihadystów, bo - jak podaje raport HRW - islamistów szczególnie muszą obawiać się nauczyciele… geografii i nauk ścisłych.
- Boko Haram kalkuluje w prostu sposób: kto w 100 proc. nie jest z nami, ten jest wrogiem i musi zginąć. Szkoły nie mieszczą się w takiej przestrzeni ideowej - wyjaśnia Czerep.
"Kazał mu się położyć i strzelił"
Jeszcze bardziej niż statystyki, cytowane przez obrońców praw człowieka, przerażają zebrane przez nich historie. By sporządzić swój raport, HRW przeprowadziło wywiady z ponad 200 osobami - nigeryjskim nauczycielami, uczniami, studentami czy rodzicami ofiar.
- Jeden z bojowników przeskoczył ogrodzenie (szkoły - red.) i tworzył bramę reszcie. Właśnie wtedy zobaczyłam, że mają broń. Każdy uciekał, ale ja nie byłam w stanie, byłam zbyt przerażona. Uzbrojony mężczyzna kazał jednemu z naszych wujków (nauczycieli) położyć się na ziemi, wtedy podniósł swoją broń i zastrzelił go - opowiadała HRW nastolatka ze szkoły w Maiduguri, która przeżyła atak Boko Haram w 2013 r.
Z kolei dyrektor szkoły średniej w Buni Yadi, którą dżihadyści wzięli na cel w lutym 2014 r., przyznał, że wśród napastników byli nawet byli uczniowie. - Wielu z nich było przeciętnymi uczniami pochodzącymi z biednych domów, których skuszono obietnicami finansowych korzyści czy charyzmatycznymi kazaniami imamów Boko Haram - tłumaczył.
Inny rozmówca HRW, nastolatek, którego zwolniono z wojskowego aresztu w 2013 r., przyznał się, że pomógł Boko Haram podpalić szkołę, bo zapłacono mu równowartość 25 amerykańskich dolarów. Obrońcy praw człowieka podkreślają, że młodzi chłopcy i mężczyźni, bez edukacji, za to z problemami finansowymi, to właśnie podstawowy narybek Boko Haram. Ruch przyciąga bojowników pieniędzmi i obietnicami życia wiecznego.
Nim jednak sami zasmakują raju, muszą zgotować piekło na ziemi "niewiernym" - i to niezależnie od wyznania ich ofiar. 50-letnia Nigeryjka ze stanu Borno wyznała HRW, że Boko Haram obcięło głowy jej mężowi i sześciu pasierbom, gdy nie chcieli oddać dzieci do islamskiej bojówki. Mąż kobiety miał powiedzieć dżihadystom, że jego ojcowie nie uczyli go takiej wersji islamu, jaką głosi Boko Haram.
Z raportu HRW wynika, że dżihadyści celowo polują na uczniów i nauczycieli, niektórym z nich grożąc, że jeśli będą dalej uczyć, stracą życie.
Boko Haram znane jest również z tego, że porywa swoje ofiary. Według HRW od początku konfliktu dżihadyści uprowadzili ok. 2 tys. osób.
Co z uczennicami z Chibok?
Najgłośniejszą taką sprawą było uprowadzenie 276 uczennic ze szkoły w Chibok latem 2014 r. Choć według HRW nie było to wcale największe masowe uprowadzenie dzieci. Kilka miesięcy później dżihadyści mieli porwać 300 uczniów i kolejne 100 dzieci i kobiet w miejscowości Damasak, o czym media już milczały - twierdzą aktywiści.
Faktem jest, że to porwanie dziewcząt z Chibok sprawiło, że oczy świata z niepokojem spojrzały na Nigerię. Przez media społecznościowe jak burza przeszła kampania #Sprowadźcie nasze dziewczyny, do której przyłączyła się nawet pierwsza dama USA Michelle Obama. Miało to wywrzeć presję na nigeryjskie siły, by odnalazły dzieci. Ale mimo obietnic afrykańskich polityków i upływu dwóch lat od tamtego zdarzenia, 219 dziewczynek z Chibok nadal jest w rękach porywczy. Wolność odzyskały te, które zdołały same uciec. A sprawa Chibok stała się wstydliwym memento dla ówczesnego prezydenta Nigerii i armii tego kraju.
Dlaczego właściwie tak trudno odnaleźć uprowadzone uczennice? - Tereny, na których ukrywane są dziewczęta z Chibok, ale też inni porwani przez Boko Haram, to rezerwat Sambisa, rozległe obszary leśne, gdzie nie można wejść nawet z małym oddziałem. Gdyby (żołnierze - red.) trafili na zasadzkę Boko Haram, nie mieliby szans - tłumaczy Czerep. Jak jednak dodaje ekspert, jest jeszcze jeden powód, przez który uwolnienie porwanych uczennic może być dodatkowo utrudnione.
Dziewczynki z Chibok są w rękach swoich fanatycznych porywaczy ponad dwa lata, a to niestety może się okazać wystarczająco długo, by część z nich została skutecznie zindoktrynowana. - Doniesienia innych porwanych osób, którym się udało uciec, świadczą o tym, że niektóre z nich weszły w szczególną relację ze swoimi porywaczami, stały się ich gorliwymi pomocnicami i miały nawet dokonywać egzekucji na jeńcach - mówi Czerep. Ekspert przypomina, że od jakiegoś czasu zwiększyła się też liczba zamachów samobójczych Boko Haram, których dokonywały młode dziewczyny czy dzieci. - Mentalnie ofiary przeszły na stronę sprawców - wyjaśnia ekspert.
W ubiegłym tygodniu Boko Haram pokazało "dowód życia" uczennic z Chibok - nagranie, na którym widać niektóre z uprowadzonych dziewcząt. Zdaniem polskiego eksperta to sygnał, że dżihadyści, odnoszący ostatnio porażki militarne, są gotowi do negocjacji.
Nie byłaby to pierwsza taka próba rozmów z Boko Haram. Problem w tym, że poprzednie kończyły się fiaskiem, bo - jak wyjaśnia ekspert - Boko Haram nie jest jednolitą strukturą i ktoś, kto jest jej reprezentantem na rozmowy dziś, jutro może należeć do grupy rozłamowców. Czerep jest jednak przekonany, że gdyby szansa negocjacji stała się realna, obecny prezydent skorzystałby z niej.
Stracone pokolenie
Jak podaje HRW, powołując się na dane UNICEF-u, z powodu konfliktu w Nigerii ponad 900 tys. dzieci musiało porzucić swoje domy i uciekać przed przemocą. 2/3 z nich nie ma obecnie dostępu do nauki. "Całe pokolenie na północnym wschodzie zostało ograbione z prawa do edukacji, tak ważnego dla ich przyszłości i rozwoju tego regionu" - piszą w swoim raporcie aktywiści. Powtarzające się ataki na szkoły, uczniów i nauczycieli to prosta droga do tego, by w Nigerii zaczęto mówić o straconych pokoleniach.
- To pewien paradoks, bo źródłem problemu z ruchami islamistycznymi występującymi przeciw państwu nigeryjskiemu była marginalizacja społeczna i ekonomiczna północno-wschodniej części kraju, ale zbrojne działania Boko Haram zamiast jej zapobiegać, tylko ją pogłębiała - mówi Czerep. Jak dodaje, nie tylko młodym będzie trudno nadrobić lata straconej edukacji, ale całej ludności "wyrwanej" ze swojego normalnego życia.
Pomoc z zagranicy
Pewne nadzieje dla nigeryjskich regionów objętych islamską rebelią dają ostatnie postępy władz w walce z Boko Haram. W ciągu ostatniego półtora roku dżihadyści stracili część swoich terenów. Jednak nigeryjskie wojsko to bynajmniej nie anielscy wybawcy. HRW zarzuca im m.in. pozasądowe egzekucje czy zajmowanie szkół do celów militarnych. Do tego dochodzą oskarżenia o korupcję i nieudolność. Sami żołnierz zaś nie raz żalili się na braki uzbrojenia, nawet amunicji, w porównaniu z szeregami dżihadystów.
Ogień rebelii Boko Haram stał się w pewnym momencie tak groźny, że do gaszenia tego pożaru przyłączyli się nigeryjscy sąsiedzi, a także kraje spoza regionu. W lutym USA obiecały wysłać bezpośrednio do Nigerii swoich wojskowych doradców.
- Jeszcze nigdy nie było tak blisko militarnego pokonania Boko Haram - przyznaje Czerep i dodaje: - Bez wątpienia ma na to wpływ niełatwa, ale udana współpraca z innymi państwami regionu: Czadem, Kamerunem i Nigrem, ale też wsparcie państw zachodnich. Ekspert przyznaje, że Zachód woli, by jego działania w Afryce pozostawały w cieniu, ale pomaga swoim sojusznikom, wysyłając im zaawansowany sprzęt czy szkoląc. - Zachód odgrywa bardzo dużą rolę i można mieć nadzieję, że będzie ona skuteczna i nie dojdzie do tragicznych pomyłek, np. bombardowań przypadkowych celów, jak w Afganistanie czy Iraku - mówi ekspert.