PolskaPaetz: nie współpracowałem z SB, nie ma żadnych zobowiązań

Paetz: nie współpracowałem z SB, nie ma żadnych zobowiązań

Ks. Juliusz Paetz w 1978 r. został zarejestrowany jako kontakt informacyjny wywiadu PRL "Fermo". Od 1976 roku będąc w Watykanie ksiądz Juliusz Paetz był blisko trzech kolejnych papieży - w tym Jana Pawła II - pisze w swej książce "Księża wobec bezpieki" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Sam Paetz zaprzecza; mówi o swoich wielokrotnych kontaktach z pracownikami polskich władz konsularnych w Rzymie, ale - jak podkreśla - były to tylko spotkania dotyczące wydania lub przedłużenia paszportu. Abp Paetz oświadczył, że nie wystąpi na drogę sadową przeciwko autorowi książki "Księża wobec bezpieki".

Paetz: nie współpracowałem z SB, nie ma żadnych zobowiązań
Źródło zdjęć: © PAP

26.02.2007 10:40

Abp Paetz powiedział, że nigdy nie podpisywał żadnych zobowiązań do współpracy. Pokazał też potwierdzający to dokument, który dostał z kościelnej Komisji Historycznej. Pytany przez dziennikarza, skąd wiadomości o jego działaniach wziął ksiądz Zaleski, odesłał do autora książki.

Według książki księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego "Księża wobec bezpieki", arcybiskup Juliusz Paetz po raz pierwszy zetknął się z komunistyczną bezpieką w latach 1956-1957. Chciał wówczas - bezskutecznie zresztą - wyjechać do krewnych w USA.

Departament pierwszy zainteresował się arcybiskupem Paetzem, gdy podjął pracę w Sekretariacie Stanu. W kwietniu 1968 miał zostać "kontaktem operacyjnym". Wówczas bezpiece się nie udało, ale sporządzono charakterystykę duchownego. Podkreślono w niej jego cechy pozytywne, między innymi dobrego organizatora i erudyty.

Po raz kolejny próbowano w latach 70. Paetz nie chciał współpracować, ale spotykał się z agentami. I mówił coraz więcej. Bezpieka oceniała, że 90% udzielonych przezeń informacji okazało się przydatnych - zastanawiano się nawet, czy Paetz nie działa z inspiracji Watykanu, by wprowadzić bezpiekę w błąd.

Autor książki dodał, że w materiale nie ma żadnej wzmianki o sprawach obyczajowych, czy innych sytuacjach kompromitujących, które mogłyby stanowić podstawę do szantażu.

Kiedy w 1983 roku Paetz, już jako biskup łomżyński wrócił do kraju, pion wywiadu PRL "zamknął sprawę". W notatce por. Andrzej Ożga napisał wtedy, że od marca 1978 r. do kwietnia 1980 r. w sprawie "Fermo" "wydatkowano łącznie 722 200 lirów".

Ks. Isakowicz-Zaleski podaje, że abp Paetz na jego list w tej sprawie nie odpowiedział. "Co więcej, zobaczywszy na kopercie nazwisko nadawcy, nawet nie otworzył listu, tylko odesłał go w innej kopercie" - stwierdza.

Księża, którzy oparli się werbunkowi SB

Ksiądz Zaleski opisał historie 130 księży. Część z nich podjęła współpracę ze służbami bezpieczeństwa, część nie poddała się naciskom. 600-stronicowa książka "Księża wobec bezpieki" trafi do księgarń w najbliższą środę, ale już pierwsze egzemplarze dostali dziennikarze.

Służbie Bezpieczeństwa, mimo podejmowanych prób, nie udało się zwerbować m.in. kardynałów Franciszka Macharskiego i Andrzeja Deskura, oraz biskupów: Tadeusza Rakoczego, Wacława Świerzawskiego, Kazimierza Nycza i Jana Szkodonia - pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

PRL-owska bezpieka przez wiele lat bezskutecznie starała się zwerbować kardynała Franciszka Macharskiego, choć władze odmawiały mu zgody na wyjazd, choć próbowano podejść go rozmaitymi sztuczkami. Kardynał Macharski to "ksiądz młody, uzdolniony, jednocześnie słabo jeszcze uodporniony na odpowiednio zastosowany nacisk" - pisał w 1952 roku naczelnik Wydziału I Departamentu VII, major Stanisław Rogulski. Okazało się jednak, że duchowny nie był "słabo uodporniony".

Według ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, od końca lat 60. na duchownego donosił jego szwagier, Julian Polan-Haraschin (pseud. "Leon", "Zbyszek" i "Karol"). Haraschin był prawnikiem i byłym sędzią stalinowskim. podjął się współpracy w zamian za wcześniejsze zwolnienie z więzienia. Trafił za kratki za branie łapówek i fałszowanie dyplomów prawniczych. Donosił również na ojca Piotra Rostworowskiego, kard. Karola Wojtyłę, ks. Stanisława Dziwisza czy Józefa Tischnera.

Ksiądz Franciszek Macharski nie wiedział o podwójnej roli swojego szwagra. Mimo to zachował dużą ostrożność i nigdy nie dopuszczał Polana-Haraschina do najbardziej poufnych spraw kościelnych.

Przez 18 lat SB rozpracowywała przyjaciela Jana Pawła II kard. Andrzeja Marię Deskura (były przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Przekazu Społecznego). Chciano go pozyskać jako kontakt informacyjny, ale próby te zakończyły się fiaskiem.

Próba werbunku bpa Tadeusza Rakoczego (obecnie ordynariusza bielsko-żywieckiego) miała miejsce już w 1961 roku, gdy był klerykiem. Na dobre SB zainteresowała się nim, gdy jako ksiądz w 1970 roku wyjechał na studia do Rzymu. Przyszły biskup jednak zdecydowanie odmówił współpracy.

Biskupem Janem Szkodoniem (obecnie biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej, przewodniczący Komisji "Pamięć i Troska") SB zainteresowała się, gdy studiował na KUL, ale ks. Szkodoń stanowczo odmawiał nieoficjalnych kontaktów z funkcjonariuszami bezpieki. Spotkań z SB unikał także ks. Kazimierz Nycz (ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej), którego próbowano zwerbować w 1974 r., gdy był wikarym parafii w Jaworznie-Szczakowej, i później, gdy podjął studia doktoranckie na KUL. Bezskutecznie.

Ks. Świerzawskim (były ordynariusz diecezji sandomierskiej, obecnie emerytowany) SB zainteresowała się w 1957 roku, gdy został on duszpasterzem akademickim w Krakowie. Jako kandydatowi na TW nadano mu pseudonim Kapelan. Postawa księdza była jednak nieugięta.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski przedstawia w swojej książce także sylwetkę niezłomnego księdza Kazimierza Jancarza. Pisze, że był on dla Krakowa tym, kim dla Warszawy ksiądz Jerzy Popiełuszko. Jego działalność była bacznie śledzona przez SB. Ksiądz Isakowicz-Zaleski pisze także, że z powodu swego bezgranicznego zaangażowania w sprawy Solidarności ksiądz Jancarz nie miał łatwego życia w środowisku kapłańskim. Wielu duchownych popierało go lub przynajmniej odnosiło się do niego życzliwie, nie brakowało jednak i takich, którzy uważali, że swoimi działaniami ściąga represje nie tylko na parafię mistrzejowicką, ale i na całą archidiecezję. Byli też księża - dodaje Tadeusz Isakowicz-Zaleski - którzy krytykowali go z niższych pobudek.

6 najtrudniejszych spraw

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski w styczniu tego roku poinformował przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Józefa Michalika o sześciu "najtrudniejszych" sprawach z archiwów SB.

Jak pisze w książce "Księża wobec bezpieki" ks. Isakowicz-Zaleski, sprawy te dotyczą ważnych w polskim Kościele osób. Trzy z nich: TW "Dąbrowski" (bp Wiktor Skworc), TW "Kazek" (w książce wymienione są trzy osoby o tym pseudonimie, w tym miejscu Isakowicz nie precyzuje, o którą chodzi) oraz kontakt informacyjny "Fermo" (abp Juliusz Paetz) opisuje w publikacji.

Trzy inne - zdaniem autora - ze względu na szczątkowe informacje, wymagają zbadania przez ogólnopolską komisję historyczną. Wśród nich jest, jak pisze Isakowicz-Zaleski, sprawa TW "Filozof", który w 1983 w ramach operacji "Zorza" został przekazany przez IV wydział SB w Częstochowie IV wydziałowi w Krakowie.

Do komisji historycznej metropolii warszawskiej przekazał sprawę warszawskich duchownych, zarejestrowanych jako TW "Recenzent" i "Wallenrod". O sprawie duchownego - tajnego współpracownika o pseudonimie "Henryk" ks. Zaleski poinformował nuncjusza apostolskiego abpa Józefa Kowalczyka. Isakowicz-Zaleski pisze, że skontaktował się z "Henrykiem", ale z powodów czasowych nie otrzymał odpowiedzi przed oddaniem książki do druku.

Biskup Górny zarejestrowany jako agent SB

Według książki ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, obecny bp rzeszowski Kazimierz Górny został pozyskany przez SB w 1979 r., gdy budował kościół w Oświęcimiu. Współpracy nie było - według SB - od 1983 r., gdy ks. Górny został krakowskim biskupem pomocniczym i zaczął się uchylać od kontaktów.

Ks. Górny - jak pisze ks. Isakowicz-Zaleski - figuruje jako tajny współpracownik zarejestrowany przez wydział IV SB pod pseudonimami "Kazek" i "Tadeusz". Według autora książki, zachował się mikrofilm teczki personalnej (oryginału nie odnaleziono), nie ma też teczki pracy.

Ks. Isakowicz-Zaleski, powołując się na dokumenty ze spotkania werbunkowego pisze, że na tej podstawie można wnioskować, iż zgoda ks. Górnego na spotkania z funkcjonariuszem SB "wynikała wyłącznie z troski o budowę kościoła i że w kontaktach tych przestrzegał on określonych reguł: nie składał doniesień na innych duchownych czy osoby świeckie; nie ujawniał tajemnic kościelnych; nie przekazywał informacji, które mogłyby skompromitować inne osoby; nie pobierał wynagrodzenia, wreszcie - odmawiał spotkań poza plebanią".

"Można nawet przypuszczać, że duchowny we własnym mniemaniu był przekonany, iż nie współpracuje z SB, lecz jedynie utrzymuje konieczne kontakty. Jednak sami funkcjonariusze SB traktowali te spotkania jako współpracę" - podkreśla autor książki.

"Dialog operacyjny" z ks. Górnym SB podjęła przy okazji jego wyjazdów za granicę, gdy starał się o paszport. Ks. Isakowicz-Zaleski pisze, że obszerne protokoły rozmów z księdzem nie miały dla SB żadnej wartości operacyjnej, bo ks. Górny na pytania odpowiadał ogólnikowo, unikając omawiania spraw konkretnych księży.

"Ks. Górny jest przekonany, że w sprawach budowy kościoła (w Oświęcimiu) wiele mu pomogłem" - napisał st. sierżant Kazimierz Aleksanderek, który miał pozyskać TW "Kazka" do współpracy. Według tego formularza, 20 listopada 1979 r. "kandydat wyraził zgodę na systematyczne kontakty. Podtrzymywał także gotowość do spotkania się na terenie Krakowa".

Za wysiłek w budowę oświęcimskiego kościoła ks. Górny otrzymał godność prałata i - jak pisze ks. Isakowicz-Zaleski - nowy pseudonim od SB - "Tadeusz". Wtedy jednak ks. Górny zaczął uchylać się od dalszych spotkań z SB uważając, że były one "złem koniecznym" w okresie, kiedy prowadził budowę świątyni. W październiku 1984 r. został mianowany krakowskim biskupem pomocniczym, a sakry biskupiej udzielił mu papież Jan Paweł II w styczniu 1985 r.

"Od czasu awansu na stanowisko sufragana diecezji krakowskiej unika spotkań, każdorazowo w sposób taktowny, ale stanowczo odmawia bezpośredniego kontaktu, tłumacząc się brakiem czasu. Dotychczas przeprowadzono 4 rozmowy. Z uwagi na powyższe proponuję rozwiązać współpracę, która od 1983 r. faktycznie nie istnieje, a dalsze kontakty i opracowania prowadzić w charakterze kontaktu operacyjnego" - pisał kpt. J. Dyśko z wydziału IV SB.

"W związku z pismem z dnia 14 sierpnia 2006 r. skierowanym do naszego Biskupa Rzeszowskiego, obawiam się, że przekracza Ksiądz swoje kompetencje. Proszę zajmować się swoją osobą" - tej treści odpowiedź na pismo ks. Isakowicza-Zaleskiego wysłał mu w imieniu bp. Górnego notariusz kurii rzeszowskiej, ks. Stanisław Walczak. Byli księża, którzy donosili na wiernych

O przypadku donoszenia przez księdza na swoich parafian pisze ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Powołuje się przy tym na osobę ks. Mieczysława Łukaszczyka, proboszcza w parafii Gilowice na Żywiecczyźnie, w której znajduje się grób zamordowanego przez nieustalonych sprawców w 1977 roku związanego z opozycją studenta Stanisława Pyjasa.

Ks. Łukaszczyk rozmawiał z SB o grobie i rodzinie zamordowanego studenta, a rozmowy te - podaje Zaleski - z czasem przerodziły się w stałą współpracę. Bezpośrednim powodem były obiecane ułatwienia w zdobyciu paszportu. Zwerbowany ksiądz otrzymał pseudonim "Turysta".

Jak podano w książce, od czerwca 1979 roku do stycznia 1984 roku odbyły się 22 spotkania. Pod koniec tego okresu ks. Łukaszczyk został przeniesiony do Nowego Targu. Tym samym przestał być użyteczny jako informator o rodzinie i grobie Pyjasa.

W 1985 roku przeprowadzono z księdzem dwie rozmowy o charakterze profilaktyczno-ostrzegawczym, w związku z jego patriotycznymi kazaniami. W 1986 roku SB starała się na nowo zaangażować go do współpracy - ze skutkiem połowicznym, ponieważ ksiądz "odmawiał wykonania zadań, zachowywał dystans". Spotkania zakończyły się w 1989 roku. Dokumenty mówią o ułatwieniach paszportowych dla księdza oraz drobnych upominkach, typu koniak, album, pióro Pelikan na 25-lecie kapłaństwa.

Ks. Łukaszczyk, dziekan dekanatu nowotarskiego i kapelan Związku Podhalan, w 2007 roku zrezygnował z pełnionych funkcji, a krakowska Kuria Metropolitalna przyjęła jego rezygnację. W publikowanym w książce liście do autora ksiądz pisze, że nigdy nie podpisał zobowiązania do współpracy z SB, ani nie składał żadnych ustnych obietnic. "Nie podpisałem też żadnego kompromitującego mnie dokumentu. Nigdy nie składałem informacji o żadnej konkretnej osobie. Nie donosiłem nigdy na nikogo. Moje rozmowy z tymi ludźmi - przede wszystkim przy odbieraniu paszportu - nie mogły szkodzić nikomu, także Kościołowi" - napisał.

Ks. Isakowicz-Zaleski wśród duchownych zarejestrowanych jako TW wymienia także innych księży z diecezji krakowskiej. Jak podaje, pod ps. "Delta" był zarejestrowany ks. Mieczysław Maliński, jako TW "Brodecki" - nieżyjący już ks. Bolesław Saduś (pracował w kurii, potem korespondował z Karolem Wojtyłą), a jako TW "Waga" - zdymisjonowany w styczniu br. proboszcz katedry na Wawelu ks. Janusz Bielański.

W książce jako TW wymieniono także nieżyjącego m. in. b. prowincjała zakonu jezuitów w Krakowie o. Stanisława Nawrockiego (TW "Jackowski"); kustosza Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Zakopanem Mirosława Drozdka (TW "Ewa") i ks. Jana Łasuta (były proboszcz parafii w Poroninie, obecnie emeryt) - (TW "Franciszek").

Większość z tych duchownych zaprzeczyła, jakoby byli świadomymi współpracownikami SB, m.in. Bielański, Maliński, Drozdek, Łasut. Niektórzy odpowiedzieli ks. Isakowiczowi-Zaleskiemu na listy z pytaniami w tej sprawie. Ich odpowiedzi zamieszczono w książce.

SB podsuwała księżom kobietę-agentkę

Pewna młoda kobieta pod koniec lat 60. została zwerbowana przez SB w celu uwodzenia księży - ujawnia Isakowicz-Zaleski w rozdziale "Sprawy obyczajowe". Nie podaje personaliów kobiety, lecz sam kryptonim - "Nunek".

"Młodą, urodziwą, przyciągająca uwagę mężczyzn" dziewczynę z miejscowości M. ks. Isakowicz-Zaleski przedstawia jako "Natalię". SB zainteresowała się nią, bo była związana "w sposób intymny z ks. B., jednym z wikarych tamtejszej parafii", a związek ten był tam powszechnie znany.

SB wykorzystała zawód miłosny "Natalii", gdy ks. B. porzucił kapłaństwo i związał się z zupełnie inną kobietą. W styczniu 1969 r. w restauracji w Wadowicach oficer SB zaproponował jej współpracę w zdobywaniu poufnych informacji o innych duchownych, wiedząc że "interesowała się ona nie tylko ks. B.".

Według książki, dziewczyna postawiła SB warunki - by zachowano "pełną dyskrecję" i by w nowej roli "się nie nudziła". Uzgodniono też, że będzie dostawać 400-500 zł wynagrodzenia jako "zwrot kosztów" (przejazdy, ubrania, kosmetyki). Przyjęła kryptonim.

I zaczęła odwiedzać księdza L. w miejscowości B. w powiecie Sucha Beskidzka. "Bardzo szybko nawiązała intymny kontakt" z ks. L., który "zwierzał się jej ze swych problemów", m.in. że chce odejść z kapłaństwa. Poznawała też innych księży, zbierała o nich plotki - SB zdobywała "ważny materiał operacyjny".

Według książki, po roku ta harmonijna współpraca zaczęła się psuć, bo "Natalia" poznała chłopaka, za którego chciała wyjść za mąż i chciała się wycofać. Przyszły mąż kobiety był jednak bardzo zazdrosny; kontrolował jej rzeczy, co uniemożliwiło dalszą współpracę.

W 1972 r. "Nunek" została wyrejestrowana. "Jej dalsze losy są znane, ale z wiadomych względów pominięte" - napisał ks. Isakowicz-Zaleski.

Dodał, że ks. L. nie porzucił kapłaństwa; nie ma też danych, by dał się zwerbować, choć SB kontaktowała się z nim jeszcze przez wiele lat. Los ks. B. był zaś tragiczny: choć po zrzuceniu sutanny odmówił współpracy z SB - ostatnie lata spędził w przytułku. Ci, którzy zerwali współpracę

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski pisze, między innymi, o tych, którym udało się zerwać współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Jedną z takich postaci jest ksiądz Stanisław Czartoryski, pseudonim "Kos".

Ksiądz Czartoryski - kapelan Armii Krajowej, duchowny cieszący się wielkim zaufaniem kardynała Adama Stefana Sapiehy - zobowiązał się do współpracy w 1952 roku. Jak pisze Tadeusz Isakowicz-Zaleski, zgodził się na to, bo był szantażowany. Wywierano na niego też ogromną presję psychiczną.

Dramat księdza Czartoryskiego trwał cztery lata. Raz lub dwa razy w tygodniu w rozmównicy Niższego Seminarium Duchownego zjawiał się funkcjonariusz UB. Za każdym razem domagał się udzielania informacji o krakowskich duchownych, głównie profesorach i kurialistach, oraz o osobach ze środowisk ziemiańskiego i uniwersyteckiego.

Szantażowany duchowny, jak tylko mógł, uchylał się od podawania informacji, zasłaniając się niepamięcią, złym stanem zdrowia lub nadmiarem obowiązków. Kategorycznie odmawiał przyjmowania wynagrodzenia i upominków. Wzbraniał się też przed własnoręcznym pisaniem doniesień. Wartość księdza Czartoryskiego jako informatora była oceniana przez UB bardzo nisko.

W latach 1952-1956 ksiądz Stanisław Czartoryski, szantażowany i zastraszany, złożył łącznie 51 doniesień. Wykorzystując moment tak zwanej odwilży w 1956 roku, zerwał współpracę. Wyrejestrowany z sieci agenturalnej został rok później.

Nazwiska funkcjonariuszy UB i SB oraz ich agentów

W książce "Księża wobec bezpieki" ujawnione są wszystkie nazwiska funkcjonariuszy UB i SB oraz ich agentów, informatorów i tajnych współpracowników, co do których jest pewność - pisze we wstępie do książki jej autor ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Dodaje, że w publikacji pominięto te fragmenty akt SB, zwłaszcza donosów, których publikacja mogłaby naruszać dobra osobiste osób represjonowanych i inwigilowanych oraz ich rodzin.

Isakowicz-Zaleski informuje, że do wszystkich żyjących księży, zarejestrowanych jako TW, których nazwiska i miejsce pobytu zdołał ustalić, wysłał listy z prośbą o komentarz. "Na listy odpowiedziała tylko połowa" - pisze. Fotokopie tych odpowiedzi są dołączone do książki.

W pierwszej części książki opisani są księża represjonowani przez władze komunistyczne i ci, którzy kolaborowali z tymi władzami. W kolejnych - działania SB prowadzone w latach 80. przeciwko kapelanom Solidarności i opozycji demokratycznej oraz przeciwko osobom powszechnie znanym, takim jak kard. Franciszek Macharski i ks. Józef Tischner. W książce opisane są także przypadki rejestracji przeprowadzonych "na wyrost" przez funkcjonariuszy UB i SB. Jak informuje ks. Isakowicz-Zaleski, w rozdziale "Współpraca" omówione zostały tylko te przypadki, które należy - według niego - zakwalifikować jako świadomą i tajną współpracę z bezpieką.

Dlaczego ks. Isakowicz-Zaleski bada akta IPN?

W przedmowie do książki, ksiądz Isakowicz wyjaśnia, dlaczego zajął się badaniem akt. "Nigdy nie zamierzałem udać się do Instytutu Pamięci Narodowej, aby zapoznać się z aktami Służby Bezpieczeństwa, a tym bardziej z własną teczką. Uważałem, że po 1989 roku definitywnie zakończył się czas zmagania z systemem komunistycznym, a rozpoczął czas służenia Kościołowi i Ojczyźnie w całkiem inny sposób. Jednak akta te przyszły do mnie same" - pisze ksiądz Isakowicz-Zaleski.

Jak wyjaśnia - półtora roku temu wraz z przyjaciółmi z podziemnej Solidarności jechał pociągiem do Gdańska na uroczystości 25-lecia podpisania Porozumień Sierpniowych. Podczas wielogodzinnej podróży wysłuchał - po raz pierwszy - opowieści byłych opozycjonistów, którzy byli świeżo po lekturze swoich akt. Niektórzy z nich, opowiadając o tym, co znaleźli w swoich teczkach, nie kryli emocji, a nawet mieli łzy w oczach.

Miesiąc później z audycji Radia Kraków dowiedział się, że w oddziale IPN w Krakowie zachowały się zarówno akta SB, w których on sam występuje jako figurant o pseudonimie "Jonasz", jak i kaseta wideo nakręcona przez samych funkcjonariuszy bezpieki po jego drugim pobiciu w grudniu 1985 roku.

"Wówczas przełamałem się i - korzystając z otrzymanego wcześniej statusu pokrzywdzonego przez system komunistyczny - wystąpiłem o swoje akta" - wyjaśnia ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

Liczące niemal 600 stron opracowanie dedykowane jest "Kapłanom i świeckim, zapomnianym bohaterom zmagań z systemem komunistycznym, a w szczególności śp. księdzu Kazimierzowi Jancarzowi i śp. księdzu Adolfowi Chojnackiemu".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)