Pacjent zmarł po przetoczeniu krwi, postawiono zarzuty
Lekarz, pielęgniarka i pracownica banku krwi ze szpitala w Sieradzu (Łódzkie) staną przed sądem oskarżeni o narażenie życia i zdrowia pacjenta, któremu przetoczono krew złej grupy. Okazało się, że mężczyźnie przetoczono krew przeznaczoną dla innego chorego.
03.10.2011 | aktual.: 03.10.2011 13:16
Lekarzowi Pawłowi P., pielęgniarce Zofii L. i pracownicy szpitalnego banku krwi Annie J. zarzucono, że jako pracownicy szpitala nie dopełnili swoich obowiązków w zakresie udziału w przetaczaniu krwi. Tym samym - według śledczych - narazili oni pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
Lekarzowi i pielęgniarce, na których ciążył obowiązek opieki nad pacjentem, grożą kary do pięciu lat więzienia; pracownicy banku krwi - do trzech lat pozbawienia wolności. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do Sądu Rejonowego w Sieradzu - poinformował rzecznik sieradzkiej prokuratury okręgowej Józef Mizerski.
Stanisław M., u którego zdiagnozowano nowotwór żołądka, leczony był w sieradzkim szpitalu. 20 marca 2009 roku pacjentowi - jak ustaliła prokuratura - przetoczono krew innej grupy, niż ta, którą posiada. Po transfuzji u pacjenta wystąpił wstrząs poprzetoczeniowy. Mężczyzna został przewieziony na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie po kilku dniach zmarł. Prokuratura zabezpieczyła dokumentację lekarską i próbki krwi; przesłuchano także członków rodziny zmarłego oraz personel szpitala.
Według śledczych lekarz Paweł P., podejmując decyzję o przetoczeniu krwi pacjentowi, nie upewnił się czy podana krew jest zgodna grupowo oraz nie był obecny przy jej przetaczaniu. Anna J. - jako pracownik banku krwi - przy wydawaniu preparatu pielęgniarce Zofii L. nie upewniła się, czy jednostki krwi są zgodne z grupą krwi Stanisława M.
W śledztwie okazało się, że w tym samym czasie w szpitalu, ale na innym oddziale, przebywał pacjent o tym samym nazwisku, który również miał mieć przetaczaną krew. Zdaniem prokuratury Anna J. pomyliła pacjentów i zamiast krwi dla Stanisława M. wydała tę przygotowaną dla drugiego chorego. Także pielęgniarka Zofia L. - w ocenie śledczych - nie upewniła się, czy pobrała właściwą krew. Dodatkowo przetoczyła krew pacjentowi mimo, że nie miała do tego odpowiednich uprawnień i zrobiła to bez udziału lekarza.
Według Mizerskiego w śledztwie ustalono, że przy przetaczaniu krwi istnieją ścisłe procedury, których przestrzeganie zapewnia bezpieczeństwo takich czynności. - Zgodnie z nimi pielęgniarka winna przeprowadzić przetoczenie na polecenie lekarza i w jego obecności, po wcześniejszym sprawdzeniu: tożsamości pacjenta, jego grupy krwi i czynnika Rh oraz ich zgodności z krwią przetaczaną, wyglądu makroskopowego, daty ważności i wynikami badań kontrolnych - wyjaśnił prokurator.
Początkowo całej trójce przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci pacjenta. Powołano także biegłych z Akademii Medycznej we Wrocławiu, którzy mieli ustalić czy zachowanie oskarżonych doprowadziło do zgonu pacjenta. Z opinii biegłych wynika, że z powodu wielu bardzo poważnych schorzeń pacjenta "nie jest możliwe wykazanie związku przyczynowego między zaniedbaniami personelu medycznego a jego zgonem". W związku z taką opinią zarzut przedstawiony oskarżonym ograniczono do przestępstwa narażenia pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
Według prokuratora Mizerskiego, lekarz w śledztwie przyznał się do stawianego mu zarzutu; kobiety nie przyznają się do winy.