Pacjenci byli ewakuowani w nocy ze szpitala we Wrocławiu
Fałszywy alarm, a potem nieporozumienie wywołane informacją o bombie było przyczyną nocnej ewakuacji 350 osób ze szpitala przy ulicy Kamieńskiego we Wrocławiu. Ewakuacja zbiegła się ze śmiercią jednego z pacjentów.
29.01.2012 | aktual.: 29.01.2012 11:53
Pierwszy alarm był wszczęty ok godz 16, po tym jak ktoś zadzwonił i poinformował o podłożonej bombie. Pirotechnicy sprawdzili budynek i nic na szczęście nie znaleźli. Pacjenci mogli wrócić na oddziały.
Jednak kilka godzin później musieli znów być ewakuowani. Tym razem alert wszczęła pracownica szpitala. Powiedziała, że ktoś pod szpitalem wykrzykiwał, że skoro nie ewakuowaliśmy chorych, to znów wysadzą budynek ok. północy.
Akcja ewakuacji pacjentów do innych wrocławskich szpitali trwała od 23, czyli od ponownego powiadomienie, do 2.20. W tym czasie w budynku było około 400 osób, w tym prawie 80 noworodków i dzieci, które były w inkubatorach. Chorych na respiratorach było prawie 70 - precyzuje w rozmowie z TVN24 prof. dr hab. Wojciech Witkiewicz, dyrektor wojewódzkiego szpitala specjalistycznego we Wrocławiu.
Nocna ewakuacja zbiegła się w czasie ze śmiercią jednego z pacjentów. Na razie trudno powiedzieć, czy potrzeba wyprowadzenia ludzi z budynku mogła przyczynić się do zgonu tej osoby - podkreślają policjanci.
Policja poszukuje sprawcy fałszywego alarmu. Za narażenie innych na utratę życia czy zdrowia grozi do 12 lat więzienia.
Jak poinformował dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu (WSS) prof. Wojciech Witkiewicz, pacjenci sukcesywnie wracają do WSS z innych wrocławskich szpitali, do których zostali przewiezieni w nocy podczas ewakuacji. - Część chorych trafiła do innych szpitali i tam już została położona. Byli bardzo zestresowani, wyziębieni. Za to część, która był jeszcze w autobusach i karetkach pogotowia wróciła do naszego szpitala - stwierdził Witkiewicz.
- Ewakuacja w sumie przebiegła bardzo sprawnie. Wywoziliśmy pacjentów autobusami, karetkami, a niektórych rodziny zabierały do domu. Szpital wraca do normalnej pracy - zapewnił profesor.