"Otwarte niebo" z USA
Ministrowie transportu 27 krajów członkowskich UE zatwierdzili w czwartek umowę "otwartego nieba" z USA, która przyniesie całkowitą liberalizację ruchu lotniczego nad Atlantykiem i zmusi linie lotnicze do konkurowania o pasażerów i obniżek cen biletów. Odłożyli jednak jej wejście w życie o pięć miesięcy.
22.03.2007 | aktual.: 22.03.2007 15:37
Stało się tak na wniosek Wielkiej Brytanii, która zazdrośnie strzeże lukratywnego rynku połączeń między Londynem a Nowym Jorkiem. W myśl obecnych przepisów, z londyńskiego lotniska Heathrow do USA można obecnie latać tylko liniami British Airways i Virgin Atlantic (brytyjskie) albo United Airlines i American Airlines (z USA).
Na Wielką Brytanię przypada obecnie 47% całego ruchu lotniczego między UE a USA, więc jest wielu przewoźników, którzy chętnie uszczknęliby kawałek tego wielkiego rynku dla siebie.
Przybędzie pasażerów, powstaną miejsca pracy
Będzie to możliwe wraz z wejściem w życie umowy, która da prawo do lotów między dowolnymi miastami USA i UE wszystkim europejskim i amerykańskim liniom lotniczym. Zgodnie z decyzją ministrów nastąpi to jednak dopiero w marcu 2008, zamiast już w październiku.
To porozumienie o ogromnym politycznym i gospodarczym znaczeniu. To porozumienie dobre zarówno dla pasażerów jak i dla linii lotniczych - powiedział unijny komisarz ds. transportu Jacques Barrot, ciesząc się z decyzji ministrów.
Wolna konkurencja i wejście nowych przewoźników na trasy zarezerwowane dotąd dla narodowych linii przyniesie same korzyści - przekonuje Komisja Europejska. Według jej obliczeń w ciągu pięciu lat rynek połączeń transatlantyckich zwiększy się o 44%, przybędzie 26 mln pasażerów, a po obu stronach Atlantyku powstanie 80 tys. miejsc pracy. Zyski dla konsumentów mają przekroczyć 12 mld euro.
Cztery lata negocjacji
Porozumienie jest wynikiem czteroletnich, żmudnych negocjacji między ekspertami Komisji Europejskiej i USA. Ich stawka była olbrzymia: loty transatlantyckie stanowią 60% światowego ruchu lotniczego, a rocznie korzysta z nich prawie 50 mln pasażerów. Ale negocjacje przedłużały się z innego powodu - kwestii wzajemnego otwarcia się na inwestycje w sektorze lotniczym. UE nie zdołała przekonać Amerykanów do złagodzenia stanowiska i ostatecznie przyjęto zapis, że co prawda unijne firmy będą miały prawo nabyć ponad połowę udziałów w liniach lotniczych USA, ale ich prawo głosu będzie ograniczone do 25%. To oznacza, że Europejczycy nie będą mieli decydującego głosu w podejmowaniu strategicznych decyzji. By zachować symetrię, UE zastrzegła, że może wprowadzić analogiczne ograniczenia.
W umowie jest jeszcze jedno ustępstwo na rzecz USA: amerykańskie linie będą mogły swobodnie latać między miastami europejskimi, natomiast europejskie będą wciąż pozbawione prawa wykonywania połączeń między miastami w USA.
Ostatnie tego rodzaju sporne kwestie mają być rozstrzygnięte podczas kolejnej rundy negocjacji, która rozpocznie się w styczniu przyszłego roku. Jeśli do połowy 2010 roku strony nie dojdą do porozumienia, UE zagwarantowała sobie prawo do wycofania się z koncesji na rzecz USA.
Ekolodzy alarmują
Z porozumienia "otwartego nieba" najbardziej niezadowoleni są obrońcy środowiska naturalnego. Alarmują, że zwiększony ruch lotniczy spowoduje większe emisje CO2 do atmosfery, co przyczyni się do dalszego ocieplenia klimatu.
Porozumienie musi jeszcze zatwierdzić Parlament Europejski, co powinno być tylko formalnością. Nastąpi to na najbliższej sesji plenarnej w Strasburgu. 30 kwietnia zostanie ono uroczyście podpisane na szczycie UE-USA w Waszyngtonie.
Michał Kot