PolskaOto największa tajemnica Donalda Tuska

Oto największa tajemnica Donalda Tuska

Efekt prezydencji - tak zapewne można wyjaśnić minimalnie lepsze oceny premiera i rządu, które pojawiają się w najnowszym sondażu Wirtualnej Polski. Wprawdzie poprawa w stosunku do poprzednich badań mieści się w granicach statystycznego błędu, nie zmienia to jednak faktu, że sprawowanie przez Polskę unijnej prezydencji stało się zapewne dla jakiejś liczby ankietowanych powodem, aby ocenić działalność Donalda Tuska i jego rządu wyżej niż poprzednio.

Oto największa tajemnica Donalda Tuska

07.07.2011 18:51

Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - PiS ma najwyższe notowania od miesięcy! Komentarz Wiesława Dębskiego - "Wierzą w spisek ws. Smoleńska - trwają przy PiS"

Liderzy PO doskonale zdają sobie z tego sprawę i dlatego będą intensywnie wykorzystywać prezydencję jako część własnej kampanii. Nic w tym zresztą dziwnego. Wszak to głosami Platformy skasowano możliwość umieszczania w mediach elektronicznych płatnych spotów wyborczych. W tej sytuacji każde pokazanie się polityka partii rządzącej w telewizji w towarzystwie gości z innych krajów UE - a takich okazji w związku z prezydencją będzie mnóstwo - ma wartość samoistnego spotu reklamowego.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że negatywne oceny premiera i jego rządu nadal bardzo wyraźnie przeważają nad pozytywnymi. I - podobnie jak w poprzednich badaniach - nie przekłada się to na preferencje wyborcze, PO bowiem wciąż wyraźnie prowadzi w rankingu. Efektu prezydencji można się również doszukać w wynikach poparcia dla partii, gdzie Platforma cieszy się nieco większym poparciem niż w poprzednim sondażu. Tak naprawdę jednak efekt prezydencji można będzie sondażowo w pełni ocenić dopiero niemal przed samymi wyborami, czyli pod koniec września. Teraz zaczynają się wakacje, ludzie mniej zwracają uwagę na politykę, sierpień zaś to w Unii martwy miesiąc. Dopiero wrzesień będzie oznaczał dużą aktywność w tej dziedzinie.

Ogólnie rzecz biorąc, dwie główne partie mają jednak poparcie na niemal stałym poziomie. PiS odnotował od poprzedniego badania wzrost o raptem 2 punkty. Nie widać tutaj zasadniczej zmiany. Warto natomiast spojrzeć na te rezultaty - PO 36% i PiS z 22% - z szerszej perspektywy.

Platforma ma największy problem, nie ma bowiem właściwie wcale tego, co opisuje się jako żelazny elektorat. Może liczyć jedynie na przedstawicieli grup interesu, którzy dobrze mają się w Polsce urządzonej przez Donalda Tuska, jest to jednak grupa liczona w pojedynczych procentach, jeśli nie promilach. Jej wyborcy to przede wszystkim ludzie na co dzień mało zainteresowani polityką, których trzeba skłonić do tego, żeby w ogóle zagłosowali. Platforma próbuje to robić, realizując dzisiaj dwie strategie. Pierwsza to straszenie możliwością powrotu PiS do władzy (jej skuteczność wydaje się ograniczona), druga - pokazywanie się jako partia "optymizmu" i "europejskości". Trzeba zatem pamiętać, że czym innym jest deklaracja poparcia dla partii, wyrażana w sondażu i będąca odpowiedzią na pytanie ankietera, a całkiem czym innym - pójście przez konkretnego wyborcę do urny. Politycy PO mają tego świadomość.

PiS z kolei ma najwierniejszy twardy elektorat. Socjologowie szacują go na około 20-22%, czyli niewiele mniej niż według sondażu jest gotowe na PiS zagłosować. Ci ludzie jednak pójdą do urn niemal w komplecie. Inaczej niż w przypadku PO, partia Jarosława Kaczyńskiego tego może być w zasadzie pewna. Do tego dochodzą ci, o których PiS musi powalczyć: potencjalni wyborcy o prawicowej i konserwatywnej wrażliwości, którzy mają krytyczny stosunek do rządu Tuska. Zakładam, że wielkość tej grupy można oszacować potencjalnie na około 10% głosujących, choć nie jest pewne, że PiS przejmie cały ten tort. Jego część może przypaść PJN. Faktem jest, że to przede wszystkim PiS zbiera głos protestu przeciwko stylowi i esencji rządów Platformy.

12%, jakie przypada według badania lewicy, to odbicie jakości prowadzonej przez nią kampanii. Przedwyborcze działania SLD są nieudolne, miałkie, mało przekonujące. Brakuje wyrazistej linii. Nie wiadomo właściwie, czy lewica chce się skupić na sprawach socjalnych czy światopoglądowych. Nie ma klarownego przekazu. Tymczasem PO skutecznie podkrada Sojuszowi zwłaszcza młodszych potencjalnych wyborców, o których trzeba powalczyć. Partii Tuska udało się przyciągnąć do swojego obozu osoby takie jak Bartosz Arłukowicz czy Dariusz Rosati, które dla młodych Polaków o lewicowych zapatrywaniach będą bardziej atrakcyjne niż "beton" w rodzaju Leszka Millera.

SLD zmierza ku raczej marnemu wynikowi wyborczemu, bo - podobnie jak PO - musi liczyć na zmobilizowanie do głosowania ludzi, którzy państwem specjalnie się nie interesują. Żelazny elektorat SLD wymiera: to byli partyjni dygnitarze, pracownicy SB, milicjanci. Jest ich niewielu.

PSL jest w sondażach regularnie niedoszacowana, prawdopodobnie więc może liczyć na więcej niż 5%. Wejście do sejmu ma zapewnione. Zagadką jest los PJN. Partia Pawła Kowala ma bardzo mało czasu, żeby dzięki wynikowi wyborczemu zdobyć finansowanie na kolejną kadencję (konieczne 3%), bo o przeskoczeniu 5-procentowego progu i wejściu do sejmu chyba nie ma co marzyć.

Gdybym miał stworzyć własną prognozę wyborczą, dwie główne partie umieściłbym znacznie bliżej siebie, niż pokazuje sondaż Wirtualnej Polski. Spodziewałbym się, że różnica pomiędzy nimi będzie stosunkowo niewielka i wyniesie do 5 punktów na korzyść PO. Mogłoby to być zatem 35 do 30% przy 15 do 20% dla SLD i około 10 dla PSL.

Jak będzie - przekonamy się już wkrótce. Warto pamiętać, że krótka kampania sprzyja tym, którzy już są przy władzy, a ponadto zapobiega zużyciu się efektu prezydencji. Możemy spokojnie założyć, że największe spiętrzenie unijnych spotkań i imprez z nią związanych przy-padnie na wrzesień.

Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)