Oszust żeruje w Gdyni. Opowiada o pożarze, którego nie było
Po gdyńskich blokowiskach grasuje naciągacz. 35-latek, podający się za ofiarę pożaru, wyłudza jedzenie, ubrania i pieniądze. Wersje historii zmienia w zależności od swego rozmówcy. Wcześniej grasował w Wejherowie.
Oszuści próbujący wyłudzić pieniądze metodą "na legendę" wprowadzili w Gdyni nowy sposób. Po próbach oszustwa „na wnuczka” przyjęli metodę „na pogorzelca”.
Grasujący po mieście oszust podszywa się pod ofiary pożaru. Jest bardzo dobrze przygotowany do swojej roli. Nigdy nie prosi o pieniądze. Zazwyczaj informuje, że wszystko stracił podczas pożaru domu w Celbowie. Podaje swoje imię i nazwisko oraz adres. W zależności od tego z kim rozmawia, ubarwia historię opowieścią o swoich córkach. Mówi o zniszczonych dziecięcych zabawkach i marzeniach. Jest w tym bardzo przekonywający.
Żadna z osób, które pomogły mężczyźnie, nie sprawdziła opowiedzianej przez niego historii. Okazuje się bowiem, że wszystkie fakty są nieprawdziwe, a opowieści zmyślone. Ofiary naciągacza orientują się w sytuacji, dopiero gdy znajdują podarowane rzeczy przy śmietniku. Naciągacz zaś, znika z pieniędzmi i najcenniejszymi przedmiotami.
- Dałam mu moje stare garnki. Myślę sobie, mam nowe, a te chciałam wyrzucić. Nawet się cieszyłam, że jeszcze komuś mogą służyć. Rozpoznałam je. Stały przy osiedlowym koszu na śmieci – relacjonuje jedna z mieszkanek Gdyni.
Mieszkańcy gdyńskiego Pogórza dawali to, co mieli – zabawki, ubrania, domowe sprzęty. Często zdarzały się też pieniądze. Po kilkukrotnym odnalezieniu na śmietniku własnych rzeczy, oszukani poinformowali o sprawie policję.
- Funkcjonariusze pojechali na miejsce zgłoszenia. Jednak mężczyzny już tam nie było. Policjantom udało się uzyskać dokładny opis jego wyglądu. W tego typu sytuacjach dobrze byłoby, aby policjanci byli szybko zawiadamiani – informuje Wirtualną Polskę kom. Michał Rusak z gdyńskiej policji.
Mieszkańcy opisują sprawcę, jako mężczyznę średniego wzrostu w wieku 35 lat. Najprawdopodobniej ta sama osoba działała przed świętami Bożego Narodzenia w Wejherowie. Przedstawiając podobną historię, 35-latek otrzymał wózek dziecięcy wraz z kaszkami i kołderkami dla maluchów. Zabrał ze sobą jedynie gotówkę, a dary porzucił. Wówczas ślad po nim zaginął.